Wywiad z Davidem D. Friedmanem

Prof. David D. Friedman, syn Miltona i Rose Friedman’ów. Podobnie jak ojciec wybitny ekonomista, specjalizuje się w ekonomicznej analizie prawa, pracownik naukowy wielu prestiżowych uczelni m.in. Columbia University, UCLA, University of Chicago Law School. Obecnie wykładający w Santa Clara University. Autor kilku bestsellerowych książek i kilkudziesięciu oryginalnych artykułów cieszących się zarówno uznaniem środowiska naukowego jak i zainteresowaniem szerokiej publiki. Jego najbardziej znaną pracą jest The Machinery of Freedom. Guide to a Radical Capitalism. Jak sam napisał „Celem tej książki jest przekonanie czytelnika, że społeczeństwo libertariańskie byłoby zarówno wolne jak i atrakcyjne, że instytucja prawa własności jest mechanizmem wolności, dzięki któremu, w tym skomplikowanym świecie wszyscy mogą dążyć do realizacji własnych marzeń w sposób najbardziej im odpowiadający”. Choć opisywane w niej społeczeństwo anarchokapitalistyczne jest modelem idealnym książka ta daleka jest od utopii. Wszelkie postulowane w niej rozwiązania są przemyślane, oparte na solidnych podstawach ekonomicznych i poparte licznymi przykładami historycznymi (friedmanowski anarchizm można by nawet opisać jako system prawny średniowiecznej Islandii zastosowany do dużo większej i bardziej złożonej społeczności). Nic więc dziwnego, że prof. James Buchanan (laureat nagrody Nobla z ekonomii) napisał o niej „zasługuje na szczególne zainteresowanie”, zaś inny wybitny ekonomista prof. Sergio Ricossa za jej sprawą porzucił dla anarchizmu klasyczny liberalizm.
Prof. Friedman jest też aktywnym blogerem.

 

Które z reform społecznych opisanych przez pana, w „The Machinery of Freedom” uważa Pan za najważniejsze?

– Dla Stanów Zjednoczonych najbardziej pilnymi reformami są: zakończenie wojny z narkotykami, eliminacja rządowej kontroli systemu edukacji i przywrócenie w systemie prawnym zasady swobody umów.

– Od czego powinni zacząć Amerykanie?

– Właśnie od zakończenia wojny z narkotykami. Przynosi ona olbrzymie szkody każdego dnia, będąc bazą dla wyjątków od obowiązujących wszystkich zasad ogólnych. Daje też podstawę dla rozrostu władzy rządu.

– Czy Amerykanie są obecnie bliżej czy raczej dalej opisanego przez pana w latach 70 tych idealnego społeczeństwa anarcho-kapitalistycznego niż byli w momencie powstania książki?

– Patrząc z perspektywy tak daleko idących postulatów jak te, które sformułowałem, nie wydaje mi się, aby zmiany, które miały miejsce w amerykańskich instytucjach, były znaczne. Z drugiej strony, miały miejsce dwie zmiany w innych dziedzinach, które moim zdaniem czynią anarchokapitalizm czymś bardziej osiągalnym teraz niż wtedy. Pierwszą z nich jest upadek Związku Sowieckiego. Jak starałem się udowodnić w „The Machinery of Freedom”, najtrudniejszym zadaniem społeczności anarchokapitalistycznej jest zapewnienie ważnych dóbr publicznych,z których korzystają bardzo duże grupy ludzi. Najważniejszym z takich dóbr jest obrona przed innymi narodami. Im potężniejsi są tacy wrogowie, tym większy jest to problem. Po upadku ZSRR, Stany Zjednoczone nie mają w chwili obecnej żadnych potężnych przeciwników.

Drugą zmianą jest generalny trend pośród ekonomistów w libertariańskim – kierunku, Choć nadal libertarianie są drobną mniejszością w społeczeństwie, a anarchokapitaliści jeszcze mniejszą, poglądy i idee libertariańskie stanowią ważną część intelektualnej atmosfery uniwersytetów. Nie było tak, gdy pisałem swą książkę.

– Jakie jest nastawienie anarchokapitalisty do aborcji? Czy jej dopuszczalność jest jedynie kwestią wolnego rynku?

– To dwa różne pytania: jedno o moralność, a drugie o to, jakie wyniki przyniesie wolny rynek, społeczeństwo anarchokapitalistyczne. Jednym z twierdzeń zawartych w mojej książce było stwierdzenie, że zwolennik anarchokapitalizmu czy jakichkolwiek, innych instytucji nie może w uprawniony sposób bronić zasad preferowanych przez te instytucje, posiłkując się wynikami, jakie chce, żeby one osiągały. Musi bronić ich, odwołując się do podstawy, do wyników, co do których wykaże w rozsądny sposób, że mogą być przez takie instytucje osiągnięte. Jakie zasady prawne są wytwarzane przez anarchokapitalizm, zależy nie od tego, w co wierzą anarchokapitaliści, lecz od tego, na jakich zasadach logika systemu jest oparta, na jakich zasadach działają agencje arbitrażowe sprawujące wymiar sprawiedliwości. Odpowiedź na pierwsze pytanie różni się między poszczególnymi podejściami anarchokapitalistami czy ogólniej libertariańskimi. Z mojego doświadczenia wynika, że większość libertarian, przynajmniej w tym kraju, wierzy, że zakaz aborcji łamie prawa matki. Jednak znaczna mniejszość twierdzi, że jest wprost przeciwnie, że jest ona po prostu ochroną praw poczętego. Myślę, że odpowiedź na drugie pytanie jest taka, że aborcja będzie dozwolona, jak długo bardzo duża większość społeczeństwa nie będzie silnie opowiadać się przeciw jej wykonywaniu. Przyczyna tego stanu rzeczy leży w ekonomii, nie w etyce. Uzyskanie prawa do aborcji jest dobrem prywatnym chcącej jej dokonać będącej w ciąży osoby. Niedopuszczalność aborcji jest dobrem publicznym osób będących jej przeciwnikami. Instytucje rynkowe mają tendencję do niedoprodukowywania dóbr publicznych w stosunku do dóbr prywatnych, aż do momentu, gdy popyt na dobra publiczne jest znacznie większy niż na prywatne. Zasady prawne produkowane na wolnym rynku będą faworyzowały te drugie. Z drugiej strony, społeczeństwo anarchokapitalistyczne tworzy wolny rynek w dziedzinie adopcji. Rezultatem, przynajmniej biorąc pod uwagę obecne przyczyny aborcji, będzie znaczny, pozytywny sygnał na rzecz urodzenia, dla decydującej się na to matki, w postaci opłaty za prawo do adopcji. Pary pragnące wychowywać dzieci będą silnie wpływać na zmniejszenie się liczby aborcji, a mechanizm zapewniający to będzie sensu stricto ekonomiczny. Zmniejszy się w stosunku do obecnych rozmiarów skala zjawiska.

– Jakie procesy we współczesnym świecie postrzega Pan jako najgroźniejsze dla wolności?

– Myślę, że fundamentalne problemy pozostają takie same od dawna. Po pierwsze, tendencja ludzi do ograniczania wolności innych dla własnych, materialnych zysków, dopłat, koncesji i innych przywilejów, jakie tylko władza państwowa może zapewnić. Po drugie, pragnienie ograniczania cudzej wolności powodowane strachem przed tym, w jaki sposób inni ludzie użyją wolności. Zawierają się w tym zjawisku: cenzura, prawa antynarkotykowe, ograniczenia wolności religijnej i tym podobne. Po trzecie, pragnienie posiadania władzy nad innymi. Najbardziej oczywistym przykładem są tutaj represyjne rządy, takie jak późny Związek Sowiecki. Ten sam problem, oczywiście na mniejszą skalę, odnosi się do lokalnych urzędników-planistów. Mogą czuć się ważnymi, ponieważ ich sąsiedzi potrzebują pozwolenia, by dobudować pokój do własnego domu. Jedna rzecz się zmieniła, a mianowicie „dbałość” o stan środowiska, tzw. ekologia. Dostarczyła ona nowych retorycznych argumentów na rzecz ingerencji rządu w wolność jednostek.

– Ludzie nazywający siebie libertarianami są postrzegani jako zwolennicy posiadania twardych narkotyków, aborcji, hazardu i swobodnego dostępu do broni…

– Nie. Nie zgadzam się z dwu powodów. Po pierwsze, myślę, że ci Amerykanie, którzy rozpoznają termin „libertarianin”, są skłonni łączyć go z bardziej umiarkowanymi poglądami niż te, które tutaj przytoczono – krótko mówiąc, ze zdecydowanym poparciem dla wolnego rynku i generalnie – dla wolności indywidualnej. Po drugie, nie myślę, aby bycie zwolennikiem legalizacji twardych narkotyków, swobodnego posiadania broni itd. było czymś złym. Są to rzeczywiście postulaty libertariańskie, w mocnej formie.

– Czy myśli Pan, że Kościół Katolicki jest (lub może być) raczej sojusznikiem czy wrogiem wolności?

– Myślę, że wartości katolickie mogą być (i są) interpretowane na bardzo różne sposoby. Pewien pisarz, którego jestem zdecydowanym zwolennikiem, a mianowicie G.K.Chesteron – był zarówno katolikiem, jak libertarianinem, i bardzo elokwentnie wspierał obie te pozycje. W pewnych konfliktach Kościół jest po stronie wolności, w innych po przeciwnej. Gdyby pojawiło się wielu inteligentnych, energicznych, katolickich myślicieli będących libertarianami, stosunek Kościoła do wielu spraw stałby się libertariański. Jest jedna przyczyna, dzięki której Kościół jako instytucja jest złączony z pozytywnym nastawieniem do wolności. Jest on potężną, wpływową instytucją, której władza, w przeciwieństwie do państw, nie bazuje na geografii. Oznacza to, że w każdym kraju z liczącą się społecznością katolików Kościół jest w wielu wymiarach konkurentem państwa, a taka konkurencja osłabia pozycję państwa.

– Czy rzeczywiści uważa Pan swojego ojca za socjaldemokratę?

– Nie. Chociaż czasami rzeczywiście żartuję, że jest socjalistą, ponieważ chce on, by rząd prowadził przedsiębiorstwa rozsądzające spory (sądy), nadzorujące egzekucję wyroków i pilnujące prawa (policję). Biorąc jednak pod uwagę przeważające na świecie poglądy, jest on oczywiście libertarianinem.

– Czy prawdą jest, że pańskie korzenie są polskie? Co pan wie o naszym kraju?

– Moja matka urodziła się w wiosce, która leżała między Polską a Rosją, przez jej środek przebiegała granica. Rodzice mojego ojca urodzili się w Austro- Węgrzech. Nie wiem zbyt wiele o Polsce, jedynie najogólniej znam jej historię. Wiem, że jeśli chodzi o historię najnowszą, Polska odegrała znaczną rolę w obaleniu imperium sowieckiego.

– Co myśli Pan o prof. Tomaszu Szaszu i jego teorii „państwa terapeutycznego”?

– Obawiam się, że nie znam poglądów prof. Szasza w tej materii na tyle dobrze, by się wypowiadać. Generalnie myślę, że jego na temat psychiatrii, „chorób umysłowych”, są słuszne, chociaż nie jestem pewien, czy we wszystkich sprawach.

– Czy uważa Pan, że możliwe w najbliższej przyszłości będzie utworzenie państwa libertariańskiego.

– Żyjemy w dużym i bardzo różnorodnym świecie. Nie wydaje mi się, że stanie się to w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech w najbliższych dekadach. Myślę, że na razie państwa, społeczeństwa będą stawały się coraz bardziej libertariańskie. Największe postępy będzie jednak czynił libertarianizm nie w realnej przestrzeni, a w cyberprzestrzeni. Jedną z przyczyn obecnego rozwoju technologicznego jest wzrastająca liczba kontaktów międzyludzkich za pośrednictwem internetu. Jest to korzystne, między innymi dlatego, że eliminuje przemoc – jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś dostał kulkę albo został uderzony za pośrednictwem internetu.

– Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali Przemysław Wipler i Tomasz Sommer