Kapitalizm daje wielu ludziom szansę na wykazanie inicjatywy. Podczas gdy sztywne reguły społeczeństwa stanowego narzucają działalności monotonną rutynę i nie tolerują odchyleń od tradycyjnych wzorów postępowania, kapitalizm popiera innowatorów. Zysk jest nagrodą za uwieńczone powodzeniem odchylenia od zwyczajnych sposobów postępowania; strata jest karą dla tych, którzy bezmyślnie trzymają się przestarzałych metod. Jednostka ma swobodę wykazania się co może zrobić w lepszy sposób niż inni.
Jednakże ta wolność jednostki jest ograniczona. Jest ona wynikiem demokracji rynku i dlatego uznanie osiągnięć jednostki zależy od wszechwładnego konsumenta. Opłacalnym na rynku nie jest osiągnięcie dobre samo w sobie. ale takie, które uznane zostało za dobre przez odpowiednio dużą liczbę konsumentów. Jeśli kupująca publiczność nie dorosła do tego aby docenić wartość produktu, choćby był on doskonały, wszystkie kłopoty i koszta związane z jego wytworzeniem są daremne.
Kapitalizm jest zasadniczo systemem masowej produkcji dla zaspokojenia potrzeb mas. Sypie dobrami na zwykłego człowieka, jak z rogu obfitości. Podniósł średni standard życiowy na poziom o jakim nie marzono w dawnych czasach. Milionom ludzi udostępnił udogodnienia, jakie kilka generacji wcześniej były w zasięgu jedynie wąskiej elity bogaczy (jeśli w ogóle były).
Doskonały przykład na to daje ewolucja rynku na wszystkie rodzaje literatury. Literatura – w szerokim sensie tego słowa – jest dziś towarem, o który proszą miliony. Czytają gazety, magazyny i książki, słuchają transmisji, zapełniają teatry. Autorzy, producenci i aktorzy, którzy zadowalają życzenia publiczności, zarabiają niemało. W ramach społecznego podziału pracy rozwinął się nowy podział: literaci, tzn. ludzie żyjący z pisania. Literaci sprzedają na rynku swoje usługi i wytwory swojego wysiłku, podobnie jak inni specjaliści sprzedają swoje usługi lub produkty. W istocie pisarze są mocno włączeni w system współdziałania społeczeństwa rynkowego.
W latach przedkapitalistycznych pisanie było sztuką nieopłacalną. Kowale, szewcy mogli zarobić na życie ale autorzy nie. Pisarstwo było sztuką, „hobby” ale nie zawodem. Było ono szlachetnym zajęciem ludzi bogatych, królów, dostojników, mężów stanu, patrycjuszy i innych finansowo niezależnych. Było ono praktykowane w wolnych chwilach przez biskupów i mnichów, wykładowców na uniwersytetach i żołnierzy. Człowiek bez grosza, którego przemożna siła pobudzała do pisania, musiał najpierw zabezpieczyć sobie jakieś źródło dochodu, inne niż autorstwo. Spinoza szlifował soczewki. Dwaj Millowie, ojciec i syn, pracowali w londyńskich biurach Kompanii Wschodnio-Indyjskiej. Większość biednych autorów żyła z hojności bogatych przyjaciół sztuki i nauki. Królowie i książęta rywalizowali między sobą w patronowaniu poetom i pisarzom. Pałace były azylem literatury.
Jest faktem historycznym, że system mecenatu dawał na ogół autorom pełną wolność wypowiedzi. Mecenasi nie usiłowali narzucać swoim protegowanym własnej filozofii i własnych standardów smaku i etyki. Często nawet skłonni byli zabezpieczać ich przed autorytetami kościelnymi.
Tym niemniej obraz filozofów, historyków i poetów poruszających się pomiędzy dworakami, uzależnionych od łask despoty nie jest zbyt budujący. Starzy liberałowie powitali ewolucję rynku produktów literackich jako zasadniczą część procesu, który wyemancypował człowieka spod kurateli królów i arystokratów. Myśleli, że odtąd sądy wydawane przez klasy wykształcone będą decydujące. Co za wspaniała perspektywa! Zdawało się, że zaświtał nowy okres rozkwitu.