Bryan D. Caplan, Anarcho-etatyści z Hiszpanii. Historyczna, ekonomiczna i filozoficzna analiza hiszpańskiego anarchizmu

W duchu Drogi do zniewolenia F. A. Hayeka pragnę zadedykować ten esej anarchosocjalistom wszelkiej maści

 

Przedmowa

W Looking Back on the Spanish Civil War George Orwell napisał, „nie dysponuję jakąś szczególną wiedzą dotyczącą zbrodni popełnionych w trakcie hiszpańskiej wojny domowej. Wiem, że za niektóre z nich odpowiadają republikanie, za inne – a jest ich znacznie więcej (i nadal są one liczone) – faszyści. Jednak to co wywoływało moje zdumienie wówczas i nadal wywołuje je obecnie, to fakt, iż w zbrodnie te wierzy się, bądź też je odrzuca wyłącznie w oparciu o preferencje polityczne. Każdy wierzy w zbrodnie popełnione przez swych wrogów i powątpiewa w te przypisywane jego własnej stronie; nie zadając sobie przy tym trudu, by zapoznać się z dowodami.” W moim przekonaniu uwagę tą można odnieść także do debaty dotyczącej działalności hiszpańskich anarchistów w czasie lokalnej wojny domowej. Ponieważ w zalewie przywoływanych podczas tej dyskusji sprzecznych relacji i cytatów niezwykle ciężko jest odkryć historyczną prawdę postanowiłem samodzielnie zapoznać się z dowodami. Niektóre z przytaczanych w niniejszej pracy cytatów mogą się wydać zbyt długie, zdecydowałem się jednak pozostawić je w ich obecnym kształcie, by uniknąć zarzutu kreatywnej redakcji. [Jeżeli nie zaznaczono inaczej wszelkie uwagi w nawiasach kwadratowych – za wyjątkiem odwołań do literatury – pochodzą od tłumacza, przyp. WG]

1. Wstęp

Hiszpańscy faszyści stosowali podczas hiszpańskiej wojny domowej barbarzyńskie metody walki w celu ustanowienia brutalnej dyktatury [1]. Podobna taktyka wojenna nie była też obca hiszpańskim komunistom mającym nadzieję na ustanowienie jeszcze bardziej opresyjnego reżimu [2]. Wiele materiałów dotyczących hiszpańskiej wojny domowej pomija jednak, minimalizuje bądź wręcz usprawiedliwia odrażające zachowania i tyrańskie aspiracje prawdopodobnie najsilniejszej frakcji hiszpańskich republikanów, tj. ruchu anarchistycznego.

Niniejszy esej ma na celu przywrócenie zachwianej równowagi. W pierwszej jego części przedstawiam krótką historię działalności anarchistów, analizując zarówno poczynania liderów hiszpańskiego ruchu anarchistycznego, jak i jego szeregowych działaczy. Następnie dokonuję analizy funkcjonowania gospodarki na terenach znajdujących się pod kontrolą anarchistów, omawiając ich politykę gospodarczą, przyświecające im cele oraz rezultaty wprowadzonych przez nich przemian. Podsumowaniem pracy jest filozoficzna egzegeza hiszpańskiego ruchu anarchistycznego, w ramach której dowodzę, iż dokonane przez jego przedstawicieli okrucieństwa są w dużej mierze wynikiem ich niespójnej wizji wolności, nieudanej próby syntezy socjalizmu z ideami wolnościowymi oraz ich bezkrytycznego i emocjonalnego sposobu myślenia.

2. Historia i hiszpańscy anarchiści

Większość współczesnych dyskusji dotyczących hiszpańskich anarchistów koncentruje się wokół pracy Frasera Blood of Spain.[3] Książka ta jest jednakże zbiorem wspomnień (siłą rzeczy) stosunkowo niewielkiej liczby uczestników tych wydarzeń, w związku z czym mogą się rodzić pewne wątpliwości co do reprezentatywności ich osobistych doświadczeń. Stąd też, choć wykorzystuję ją w niniejszym eseju, głównym źródłem mojej pracy uczyniłem historię hiszpańskich anarchistów autorstwa Burnetta Bollotena pt. The Spanish Civil War.[4] Obiektywność i rzetelność Bollotena cieszy się szerokim uznaniem, w tym także wśród osób z sympatią odnoszących się do hiszpańskich anarchistów. Noam Chomsky chwali jego pracę w Objectivity and Liberal Scholarship i często odwołuje się w niej do jego wcześniejszych publikacji z tego zakresu.[5] Bolloten był jednym z najważniejszych kronikarzy dokumentujących zbrodnie popełnione przez komunistów na hiszpańskich anarchistach i jednym z pierwszych historyków, którzy wykazali, iż wbrew propagandzie republikańskiego rządu, hiszpańscy anarchiści przeprowadzili w czasie wojny domowej cały szereg zakrojonych na szeroką skalę eksperymentów społecznych. O obiektywności pracy Bollotena świadczy też skrupulatność z jaką dokumentuje on wszelkie przytaczane w pracy fakty oraz pieczołowitość z jaką wskazuje na źródła, które mogłyby podważyć jego twierdzenia.

A. Bojówkarze i terror

W lipcu 1936 r. oficerowie hiszpańskiej armii podjęli próbę obalenia republikańskiego rządu.[6] W Katalonii, Aragonii i w kilku innych rejonach kraju wojskowy przewrót został powstrzymany przez anarchistyczne bojówki. Hiszpańscy anarchiści zorientowawszy się, iż stali się siłą znacznie potężniejszą od władz lokalnych, a być może i od rządu centralnego, postanowili wykorzystać sposobność i przeprowadzić na terenach zamieszkałych przez liczne rzesze swych zwolenników radykalne zmiany.

Jedną z nich było zainicjowanie fali zakrojonych na szeroką skalę morderstw osób podejrzewanych o wspomaganie nacjonalistów. W większości przypadków ich ofiary nie podjęły żadnych konkretnych działań mających na celu wsparcie nacjonalistycznej junty – zostały one wytypowane na podstawie rzeczywistych bądź też domniemanych poglądów. Jak pisze Bolloten: „Sądy zostały zastąpione trybunałami rewolucyjnymi, które wymierzały sprawiedliwość wedle własnego uznania. Zgodnie ze słowami Juana Gracia Oliviera, jednego z liderów hiszpańskiego ruchu anarchistycznego, który w listopadzie 1936 r. został ministrem sprawiedliwości, <<każdy tworzył własny wymiar sprawiedliwości i stosował go samodzielnie. Niektórzy nazywali to zabieraniem kogoś na przejażdżkę [paseo],moim zdaniem była to jednak sprawiedliwość wymierzana bezpośrednio przez lud w sytuacji całkowitego braku zwyczajnych ciał sądowniczych”. [7] To rozróżnienie z pewnością umknęło uwadze tysięcy osób zamordowanych tylko dlatego, iż wyznawały one poglądy polityczne bądź religijne, z którymi anarchistom było nie po drodze. „Nie zamierzamy wypierać się – głosił prominentny anarchista z Katalonii Diego Abad de Santillan – iż 19 lipiec przyniósł wszechogarniającą falę niekontrolowanych emocji i nadużyć, naturalny fenomen towarzyszący transferowi władzy z rąk osób uprzywilejowanych w ręce ludu. Jest prawdopodobnym, iż w wyniku naszego zwycięstwa cztery lub pięć tysięcy mieszkańców Katalonii, prawicowców powiązanych z polityczną lub kościelną reakcją poniosło śmierć na skutek przemocy.” [8] Komentarz de Santillana odzwierciedla typowe podejście hiszpańskich anarchistów do kwestii wymordowania kilku tysięcy osób z powodu ich poglądów politycznych, ot „naturalny fenomen”, nic co miałoby wywołać poczucie winy.

Opisana w pracy Bollotena fala zbrodni dokonanych przez anarchistycznych bojówkarzy, znajduje swoje potwierdzenie także w innych źródłach. Dla przykładu, Hugh Thomas w pracy The Spanish Civil War (dziele, z którym Bolloten polemizuje w kilku kwestiach) stwierdza: „każdy, kto mógł być podejrzewany o sympatyzowanie z przewrotem nacjonalistów znalazł się w niebezpieczeństwie. Podobnie jak wśród nacjonalistów, irracjonalne okoliczności wojny domowej sprawiły, iż niemożliwym stało się określenie co jest, a co nie jest zdradą. Niewinni ginęli, winni często uchodzili z życiem. Do wiosek we wschodniej Andaluzji wjeżdżały ciężarówki wypełnione członkami CNT [Confederacion Nacional de Trabajo, anarchosyndykalistyczna konfederacja związków zawodowych mająca w chwili wybuchu wojny domowej ok. 1,7 miliona członków] domagającymi się od wójtów wydania im lokalnych faszystów. W wielu przypadkach wójtowie mieli twierdzić, iż nie było u nich takowych, albowiem wszyscy zdążyli już zbiec; w takich sytuacjach zdarzało się, iż bojówkarze korzystając z donosów lokalnych informatorów chwytali lepiej sytuowanych mieszkańców i wywozili ich do pobliskich wąwozów a następnie rozstrzeliwali.” [9] Thomas dodaje również, iż „w olbrzymiej większości przypadków morderstwa dotyczyły szeregowych członków prawicy. Często z rąk swych znajomych ginęli przedstawiciele klasy robotniczej, którym zarzucano hipokryzję, zbytnią uległość wobec osób o wyższym statusie społecznym, czy nawet nieszczerość. Dla przykładu w Altea, niedaleko Alicante, właściciel kafeterii został zamordowany siekierą za zbyt wysokie ceny towarów oraz fakt, iż klienci którzy stali u niego w kolejce byli zobowiązani do zakupu szklanki wina”. [10]

Odmienne poglądy polityczne nie były jedynym rodzajem heterodoksji nie uznawanym przez hiszpańskich anarchistów. Już nawet sama wiara w Boga, zazwyczaj w wersji katolickiej, stanowiła dla wielu anarchistycznych bojówkarzy powód do stosowania przemocy. Podpalanie kościołów, konwentów i zakonów było zjawiskiem szeroko rozpowszechnionym, podobnie jak mordowanie księży i zakonnic. W oczach naiwnego obserwatora może się to wydawać zaskakujące, czyż bowiem Kościół Katolicki nie jest doskonałym przykładem niedochodowej wspólnoty? Czy jego majątek nie jest „wspólną własnością” jego członków? Wszak, przynajmniej w teorii, przysięga składana przez kler obliguje go do przekazania swego majątku na rzecz Kościoła, który następnie realizuje potrzeby swych pasterzy ze środków wspólnoty. Kościół Katolicki wydaje się spełniać wiele z postulatów bliskich hiszpańskim anarchistom. To jednak nie uchroniło życia wielu przedstawicieli kleru, albowiem wojujący ateizm był jednym z cech definiujących europejski anarchizm co najmniej od czasów Bakunina, zaś Kościół Katolicki historycznie związany był z konserwatywnym monarchizmem.

Jak stwierdza Bolloten, „setki kościołów i budynków zakonnych zostało spalone lub przeznaczone na cele świeckie. W piśmie anarchosyndykalistycznym Solidaridad Obrera czytamy << Katolickie nory przestały istnieć, pochodnie ludu obróciły je w zgliszcza>>. (…) <<By Rewolucja stała się faktem – głosił manifest anarchistycznej młodzieży -musimy zburzyć trzy filary reakcji: kościół, armię i kapitalizm. Kościołem już się zajęliśmy. Świątynie zostały zniszczone za pomocą ognia, zaś kościelnymi wronami, którym nie udało się uciec zajął się lud”. [11] Podsumowując kwestię rewolucyjnej przemocy Bolloten pisze, „tysiące przedstawicieli kleru, a także klasy posiadaczy, zostało zabitych, wielu pozostałych, w tym także liberałów lub umiarkowanych zwolenników republikańskich rządów, zbiegło za granicę obawiając się aresztowania lub egzekucji.”

Analizy Bollotena dotyczące nietolerancji religijnej hiszpańskich anarchistów i dokonanych przez nich na tym tle prześladowań potwierdza Thomas. „<<Nadal wierzycie w Boga, który nigdy nie zabiera głosu i nie broni się nawet gdy jego wizerunki i świątynie płoną? Przyznajcie, że Bóg nie istnieje i że wy księża wszyscy jesteście hipokrytami zwodzącymi lud>>, tego rodzaju przemowy były wygłaszane w niezliczonych miastach i wsiach republikańskiej Hiszpanii. Nigdy w historii Europy, a być może całego nawet świata, nie okazano tak wiele nienawiści dla religii i jej dziedzictwa. Mimo to, jeden z przedstawicieli kleru, któremu w przeciwieństwie do 1215 zabitych zakonników, zakonnic i księży udało się zbiec (…) z Barcelony do Francji przyznał, iż <<czerwoni zniszczyli nasze kościoły, jednak zanim się to stało, my zniszczyliśmy Kościół>>”. [12]

Wiele innych przykładów nietolerancji religijnej hiszpańskich anarchistów znajdujemy w pracy Frasera, przytacza on jednak także interesującą wypowiedź jednego z liderów ruchu anarchistycznego Caroda, w której zakazuje on swoim stronnikom przemocy wobec Kościoła i jego personelu. „<<Palicie kościoły nie zastanawiając się nad tym jaki ból sprawiacie swym postępowaniem swoim matkom, siostrom, córkom czy rodzicom, w których żyłach płynie chrześcijańska, katolicka krew. Nie łudźcie się, iż paląc kościoły zmienicie tą krew i że jutro wszyscy wyzwolą się i zostaną ateistami. Przeciwnie! Im bardziej zaatakujecie ich sumienie, tym bardziej będą oni opowiadali się po stronie Kościoła. Co więcej, głęboko w sercu większość z Was jest wierząca>>. Następnie zażądał by wszystkie osoby i ich własność – nie tylko kościelna – były szanowane.” [13] To co jest w tej wypowiedzi interesujące, to fakt iż Carod wskazuje jedynie na przeciw-skuteczność religijnych prześladowań, albowiem prowadzi ona do opowiadania się prześladowanych po stronie Kościoła (a co za tym idzie, najpewniej i po stronie nacjonalistów). Jego rozumowanie jest typowym przykładem na to jak ograniczona jest anarchistyczna samokrytyka. Po anarchistach można by wszak oczekiwać obrony wolności myśli, prawa jednostek do wyboru lub odrzucenia religii i zdecydowanego podkreślenia, iż wyznanie wiary samo w sobie nie jest żadnym występkiem, zaś zabijanie ludzi z uwagi na ich wyznanie jest zbrodnią.

Rzecz jasna z powyższych rozważań nie wynika, iż podobnych zbrodni nie dokonywali nacjonaliści lub republikanie nie będący anarchistami. Dla osób znających historię XX w. nie powinien być zaskakujący fakt, iż komuniści, faszyści i inni krwawi zeloci są skłonni mordować ludzi ze względu na ich poglądy. Nie powinno też nas dziwić, iż w czasie bratobójczej wojny domowej nawet umiarkowani republikanie, takowi socjaliści oraz podobni im monarchiści nie byli w stanie powstrzymać się przed licznymi morderstwami. Czy jednak jest czymś zbyt wymagającym by oczekiwać, że ruch potępiający brutalność państwa oraz sprzeciwiający się wszelkiej dominacji jednych osób nad drugimi, powinien zachowywać się inaczej? Niestety jest oczywistym, iż po stronie republikańskiej to właśnie anarchistyczni bojówkarze stanowili awangardę szwadronów śmierci. [14]

W odpowiedzi na powyższe zarzuty apologeci hiszpańskich anarchistów twierdzą, iż wspomniane zabójstwa nie były wynikiem zaplanowanej i popieranej przez anarchistyczne kierownictwo polityki, lecz indywidualnych działań niezorganizowanych bojówek. Jednak zdaniem Stanleya Payne’a kwestia ta jest nieco bardziej skomplikowana. „W pracach sympatyków lewicy można spotkać powtarzające się stwierdzenia jakoby różnica pomiędzy Czerwonym i Białym terrorem w Hiszpanii polegała na tym, iż ten pierwszy był spontaniczny i zdezorganizowany, zaś drugi scentralizowany, systematyczny oraz prowadzony przez całą wojnę, a nawet długo po jej zakończeniu. To rozróżnienie jest co najwyżej jedynie częściowo prawdziwe. We wczesnych miesiącach [wojny domowej] represje prowadzone przez nacjonalistów wcale nie były centralnie zorganizowane, podczas gdy te dokonane na terenach kontrolowanych przez Front Ludowy były w znacznie większym stopniu zaplanowane i skoordynowane niż zazwyczaj się to przyznaje. Dowodami potwierdzającym tą obserwacje są liczne egzekucje przeprowadzone w rejonach, w których konflikt społeczny nie miał szczególnie intensywnego charakteru oraz fakt, iż wiele z tych zabójstw zostało dokonanych przez bojówki działające na co dzień w innych regionach kraju. Nie jest również prawdą jakoby polityczne egzekucje ustały w strefie kontrolowanej przez republikanów wraz z końcem 1936 r., spadła jedynie ich liczba”. [15]

Czy jednak to, czy morderstwa te były zaplanowane centralnie, czy miały one charakter zdecentralizowany, czy też (co najbardziej prawdopodobne) prawda w tej kwestii leży gdzieś pośrodku, powinno mieć dla naszych rozważań jakiekolwiek znaczenie? Czy dla oceny Nocy Kryształowej ma znaczenie, czy zakrojony na szeroką skalę atak nazistów na Żydów był zaplanowany czy spontaniczny? Nie. Jeśli jakaś ideologia kategoryzuje pewną grupę osób jako podludzi, domaga się ich brutalnego traktowania i zaleca wstrzemięźliwość jedynie wówczas gdy jest to taktycznie uzasadnione, całkowicie zrozumiałym wydaje się potępienie całego związanego z nią ruchu, niezależnie od tego czy ruchem tym jest nazizm, czy hiszpański anarchizm. Jest oczywistym, iż retoryka hiszpańskich anarchistów skupiała się na zniszczeniu wrogów klasy robotniczej przy użyciu wszelkich możliwych środków; obrona praw niewinnych osób, które odrzucały wszystko za czym opowiadali się anarchiści nie mieściła się w ich agendzie. Fragment wywiadu przeprowadzonego przez Frasera z członkiem CNT Juano Moreno wydaje się być w tym kontekście szczególnie interesujący: „nienawidziliśmy burżuazji, traktowali nas jak zwierzęta. Byli naszymi najgorszymi wrogami. Gdy na nich patrzyliśmy wydawało nam się, że widzimy samego diabła. Oni z pewnością myśleli o nas tak samo.” [16] Podobnie u Bollotena czytamy, iż „jak stwierdza Perez-Baro [były członek CNT, który odegrał istotną rolę w ruchu kolektywistycznym w Katalonii], trzydzieści do czterdziestu lat rewolucyjnej propagandy sprawiło, iż w oczach pracowników pracodawcy zaczęli jawić się nie jako wrogowie klasowi lecz osobiści, wskutek czego doszło do serii wymierzonych w nich nadużyć”. [17] Krótko mówiąc, jest całkowicie uzasadnionym potępienie ruchu anarchistycznego jako całości za liczne zbrodnie jego członków, albowiem ich działania były logiczną konsekwencją głównych założeń tego ruchu, nie zaś wynikiem ich nadinterpretacji dokonanej przez jego radykalne odłamy.

B. Liderzy i kolaboracja

Stopień udziału liderów hiszpańskich anarchistów w opisanych wyżej zbrodniach jest trudny do ustalenia; co oczywiste większość z rozkazów nakazujących dokonywanie morderstw nie zostało udokumentowane. Z publicznej dokumentacji dotyczącej udziału liderów hiszpańskich anarchistów w działalności centralnych i lokalnych władz wynika wszelako, iż nadużyli oni, bądź wręcz zdradzili większość ideałów bliskich ruchowi anarchistycznemu.

Nim jednak przejdę do omówienia tego zagadnienia czytelnikowi należy się choć kilka słów wprowadzenia nt. przedwojennej struktury organizacyjnej hiszpańskich anarchistów, którą apologeci zachwalają jako nadzwyczaj demokratyczną. Jednakże co najmniej od 1927 r. procedury demokratyczne CNT były często przełamywane przez specjalną frakcję zwaną FAI [Federacion Anarquista Iberica, iberyjska federacja anarchistyczna licząca w 1936 r. ok. 160 tysięcy członków], którą Bolloten określa mianem „ideologicznego przewodnika [CNT], którego zadaniem było chronienie organizacji przed tendencjami dewiacyjnymi i poprowadzenie federacji związków zawodowych ku anarchistycznemu celowi – wolnościowemu komunizmowi”. [18] Bolloten zaznacza wprawdzie, iż wielu anarchistów zdecydowanie sprzeciwiłoby się tego rodzaju charakterystyce FAI jednocześnie podkreśla jednak, iż historia przeczy ich obiekcjom. „FAI starała się osiągnąć swój bezpośredni cel wykorzystując fakt, iż jej członkowie, z kilkoma wyjątkami, należeli do CNT i pełnili w niej wiele stanowisk wysokiego zaufania. Zgodnie z utrwaloną zasadą żadna z osób należąca do partii politycznej nie mogła zasiadać w organach organizacji związkowej. Co więcej FAI sprawowała bliski i stały nadzór nad związkami należącymi do CNT i w sytuacjach gdy dochodziło w nich do sporów często groziła użyciem przemocy w celu stłumienia tendencji dewiacyjnych. Oczywiście ta dominacja – a przynajmniej próba dominacji – ze strony FAI nie zawsze była jawnie potwierdzana przez CNT i samą FAI a czasem wręcz gwałtownie jej zaprzeczano, jednakże po zakończeniu wojny domowej o fakcie tym otwarcie mówili pozostali liderzy CNT.” [19] Potwierdzenie słów Bollotena znajdujemy u Frasera. Jak wspomina cytowany przez niego pracownik przemysłu tekstylnego i członek CNT Joseph Costa, „[aktywiści] FAI działali jak frakcja polityczna wewnątrz CNT, mówili o wolności i zachowywali się jak dyktatorzy”. [20] Sebastian Clara, członek wewnętrznej opozycji CNT dodaje, „Przed latami 1920. CNT była organizacją, w której masy mogły wypowiadać się w sposób demokratyczny. Później tak już nie było. Sprawy przybrały odmienny obrót wraz z utworzeniem w 1927 r. FAI. Od tego momentu to oni narzucali decyzje.” [21] O ile ten raczkujący autorytaryzm skrywany pod maską demokracji pozwala nam zrozumieć dlaczego liderzy ruchu anarchistycznego mieli często odmienne poglądy niż jego szeregowi członkowie; o tyle fakt, iż FAI była organizacją znaną ze swego ideologicznego puryzmu sprawia, iż jej liczne dewiacje wydają się tym bardziej zaskakujące.

Jakkolwiek przed wojna domową zarówno CNT jak i FAI wielokrotnie potępiały udział [anarchistów] w działalności politycznej, namówienie liderów CNT do zaakceptowania stanowisk ministerialnych w rządzie krajowym nie okazało się być szczególnie trudne. Początkowo premier Caballero zaoferował CNT jedno stanowisko, jednak jego propozycja została odrzucona przez krajowe plenum organizacji. Nie była to jednak odmowa z powodów pryncypialnych, anarchiści wystosowali kompromisową rezolucję wzywającą do utworzenia przy każdym resorcie „komisji ministerialnych, w skład których miałoby wejść po dwóch członków CNT, UGT [Union General de Trabajadores, związek zawodowy stowarzyszony z Socjalistyczną Partią Robotniczą Hiszpanii, PSOE], partii wchodzących w skład Frontu Ludowego i jeden delegat rządowy. W ten sposób CNT oszczędziłaby sobie poczucia wstydu wynikającego z bezpośredniego uczestnictwa w rządzie, zyskując jednocześnie reprezentację w każdym organie władzy centralnej”. [22] Propozycja ta nie została zrealizowana. Kolejną inicjatywą zgłoszoną przez anarchistów było „zastąpienie rządu radą bezpieczeństwa składającą się z pięciu członków ich własnej organizacji, pięciu UGT i czterech partii republikańskich”. [23] Jak stwierdza cytowany przez Bollotena anarchistyczny krytyk tego orwellowskiego pomysłu na uniknięcie wstąpienia do rządu przez zmianę jego nazwy, „celem tego czysto nominalnego zabiegu była próba pogodzenia nieodpartego parcia na władzę z przyświecającą [anarchistom] antypaństwową retoryką. Co za dziecinada! Ruch, który wyleczył się z wszelkich uprzedzeń i od zawsze odrzucał fasadowość chciał ukryć fakt porzucenia swych najważniejszych założeń przez zmianę pewnej nazwy… Działanie to jest równie sensowne, co postępowanie utrzymującej się z nierządu kobiety, która pragnąc utrzymać ułudę pozostawania w zgodzie z moralnością prosi by nie nazywać jej dziwką lecz heterą.” [24]

Anarchiści próbowali tego rodzaju taktyki przez około miesiąca, do czasu gdy w CNT zwyciężyła  frakcja skupiona wokół jej krajowego sekretarza Horacio Prieto opowiadającego się za bezpośrednim udziałem w rządzie Frontu Ludowego. „Horacio Prieto zdecydował się <<uciszyć ostatnie głosy opozycji>> wewnątrz CNT i zwołał sesję plenarną federacji regionalnych na 18 październik. Tym razem jego argumentacja zwyciężyła. Plenum przyznało mu wszelkie prerogatywy do poprowadzenia negocjacji <<wedle jego uznania>> w celu wprowadzenia CNT w skład rządu. <<Byłem przekonany – napisał po wojnie – o konieczności kolaboracji i w tym celu wyzbyłem się wszelkich ideologicznych i osobistych wątpliwości>>”.[25] Końcowym rezultatem negocjacji przeprowadzonych przez Prieto było uzyskanie przez CNT kontroli nad ministerstwami sprawiedliwości, przemysłu, handlu i zdrowia. Jak zaznacza Bolloten, potwierdzający swe uwagi licznymi odwołaniami do źródeł, „decyzja ta nie tylko stanowiła całkowite zaprzeczenie podstawowych założeń anarchizmu, ale i naruszała zasady demokratyczne, albowiem podjęto ją bez konsultacji z szeregowymi członkami [CNT]”.[26] Jak wykażę, w dalszej części pracy, nie był to ostatni przypadek porzucenia przez anarchistów własnych ideałów.

Z jeszcze większym zapałem anarchiści zabrali się do przejmowania władzy w Katalonii, regionie w którym okazali się być dostatecznie silni, by odsunąć w cień oficjalną władzę, Genrealidad. Jednak zamiast stać się jawnymi członkami lokalnego rządu, anarchiści zdecydowali się na utrzymanie go jako legalnej przykrywki, realną władzę przekazując w ręce kontrolowanego przez nich Komitetu Centralnego Anty-Faszystowskich Milicji. Jak wykazuje Bolloten w praktyce komitet ten był niczym innym, jak tylko faktycznym rządem Katalonii, „komitet natychmiast stał się de facto organem wykonawczym dla całego regionu. Jego władza opierała się nie na zrujnowanym aparacie państwowym lecz rewolucyjnej milicji, oddziałach policji i licznych komitetach, które powstały w regionie w pierwszych dniach rewolucji. Jak stwierdził jeden z jego członków Abad de Santillan, działalność Komitetu obejmowała ustalenie porządku rewolucyjnego na zapleczu, organizację oddziałów milicji do walki na froncie, organizację gospodarki oraz aktywność legislacyjną i sądową.”[27] Po kilku miesiącach anarchiści formalnie przystąpili do Generalidad‚u, głównie z uwagi na fakt, iż władze centralne nie chciały dostarczać broni żadnemu innemu katalońskiemu organowi.

Należy przy tym zaznaczyć, iż zarządzane przez anarchistów rady i komitety nie były nienarzucającymi się „państwami minimalnymi” dbającymi o zachowanie porządku przy jednoczesnym przyzwoleniu na organizowanie się robotników wedle własnego uznania. Były one „współczesnymi” państwami sprawującymi kontrolę nad ekonomią, edukacją, propagandą, transportem i praktycznie każdym innym obszarem życia.

Po przystąpieniu przez anarchistów do koalicyjnego rządu sił anty-frankistowskich ich pozycja, tak w rządzie centralnym, jak i we władzach katalońskich zaczęła ulegać powolnemu acz zdecydowanemu osłabieniu. Wykształcił się wówczas pewien stały schemat działania, nie-anarchiści zgłaszali jakiś postulat, któremu anarchiści byli przeciwni, ci ostatni przez pewien czas blokowali jego przyjęcie, ale jak tylko w oryginalnym planie zmieniono niektóre nazwy i wprowadzono drobne poprawki zgadzali się na jego praktyczną realizację. I tak w maju 1937 r., po raptem dziesięciu miesiącach u władzy, anarchiści zostali wymanewrowani przez komunistów oraz innych politycznych przeciwników, zarówno na poziomie organów centralnych jak i lokalnych.

We władzach regionalnych Katalonii doszło do szeregu kryzysów gabinetowych; opór nie-anarchistów, a zwłaszcza komunistów, przeciwko utrzymaniu de facto anarchistycznej kontroli nad Barceloną stał się coraz silniejszy. Podczas gdy członkowie CNT zasiadający w katalońskim rządzie starali się dojść do porozumienia z innymi ministrami, szeregowi działacze anarchistyczni zdawali się być coraz bardziej wyalienowani od swych liderów.

Emocje te zostały ujawnione [w maju 1937 r.] za sprawą ataku [gwardii szturmowej Generalidad’u dowodzonej przez komunistę Eusebio Rodrigueza Salasa] na centralę telefoniczną znajdującą się pod kontrolą anarchistów (nie-anarchiści podejrzewali, iż była ona wykorzystywana przez anarchistów do podsłuchiwania istotnych konwersacji). Ministrowie z ramienia CNT domagali się jedynie odwołania głównych osób odpowiedzialnych za przeprowadzenie ataku [o wydanie rozkazu podejrzewano katalońskiego ministra bezpieczeństwa wewnętrznego Artemiego Aiguadera], jednak setki szeregowych anarchistów wybuchło oburzeniem i zaczęło ustawiać barykady. Jak relacjonuje Bolloten, „tej samej nocy [3 mają], komitet wykonawczy POUM  [Partido Obrero de Unificacion Marxista, partia anty-stalinowskich komunistów] spotkał się z regionalnymi komitetami CNT, FAI i FIJL [Federacion Iberica de Juventudes Libertarias, anarchistyczna młodzieżówka]. Julian Gorkin, członek zarządu [POUM] wspomina, <<postawiliśmy problem następująco, nikt z nas nie nawoływał mas Barcelony do podjęcia tych działań. Są one spontaniczną reakcją na stalinowską agresję (…). [Komitety regionalne] nie podjęły żadnej decyzji. Ich postulat maksimum sprowadzał się do odsunięci komisarza [policji], który sprowokował zdarzenie. Tak jakby nie stały za nim żadne siły wymagające zniszczenia! Jak zwykle forma zamiast treści!”[28]

Jak wynika z tego cytatu, kierownictwo anarchistów straciło kontakt z szeregowymi członkami ruchu –  nawoływanie do zaprzestania walk odbiło się pustym echem. Jak pisze Bolloten, „istniały siły zainteresowane zintensyfikowaniem konfliktu. Ludzie Rodrigueza Salasa zaczęli inicjować akcje ofensywne, co więcej mała trockistowska grupka bolszewików leninistów i dysydencka organizacja Anarchistyczni Przyjaciele Durrutiego, do której przyłączyli się niektórzy co bardziej radykalni członkowie POUM stały się niesłychanie aktywne. Podczas gdy aktywiści ignorowali głosy anarchistycznego kierownictwa, ministrowie z ramienia CNT starali się za wszelka cenę doprowadzić do porozumienia z pozostałymi członkami Genrealidadu, którzy na tym etapie konfliktu zaczęli rozważać ograniczenie autonomii Katalonii i pozwolenie siłom zbrojnym znajdującym się pod kontrolą rządu centralnego na przywrócenie porządku. Wszystko co udało się uzyskać anarchistom, to opóźnienie utworzenia nowego rządu, na czas udobruchania szeregowych aktywistów. „Sekretarz CNT Mario Vasquez ponownie zaczął błagać robotników by opuścili ulice. <<Ta sytuacja musi się zakończyć (…) Nie chcemy by  rzuciła ona cień na hiszpańskich anarchistów (…) To nie jest dobry moment, by na  stosie martwych ciał dyskutować o tym kto ma rację. Jest niezbędne byście zniknęli wraz ze swoją bronią z ulic. (…) Nie możemy czekać aż zrobią to inni. Musimy zrobić to sami. Później porozmawiamy. Jeśli przedyskutowawszy na następnej sesji naszą postawę uznacie, że powinniśmy zostać rozstrzelani, to będziecie nas mogli rozstrzelać, ale teraz musicie się dostosować do naszych postulatów>>”.[29]

Końcowym rezultatem tego zdarzenia było ściągnięcie do regionu rządowych posiłków, które wzmocniły władzę spoczywającą w rękach Generalidad‚u. W efekcie znacznie wzrosła pozycja komunistów zarówno na poziomie lokalnym, jak i centralnym. Ukonstytuowano nowy rząd centralny z Juanem Negrinem jako premierem. Jak przekonująco wykazuje Bolloten, Negrin był jedynie narzędziem komunistów, stąd też fakt, iż anarchiści stracili wszystkie wcześniej zajmowane ministerstwa nie powinien być dla nikogo zaskakujący. Jeśli ktoś spodziewa się, iż doświadczenie to bez reszty zniechęciło anarchistów do władzy to się myli, w jego efekcie przyjęli oni jedynie rolę politycznego żebraka, którą odgrywali aż do końca wojny domowej. Potępiając rząd Negrina jako kontrrewolucyjny, kierownictwo CNT starało się jednocześnie zawrzeć z nim nowy układ. Formując swój drugi gabinet Negrin rzucił im ochłap w postaci ministerstwa edukacji i zdrowia. Okazał się on wystarczający by zyskać poparcie CNT aż do upadku republiki.

Zaraz po mianowaniu Negrina, CNT straciło wszelkie stanowiska zajmowane w regionalnych władzach Katalonii. Robiąc dobrą minę do złej gry, Tierra y Libertad ogłosiła, iż „CNT posiadająca ponad milion sympatyków w Katalonii nie jest już częścią rządu. Stało się tak dlatego, że anarchosyndykalizm nie może wiązać się z zawodową polityką, ani też kłaniać się przed kimkolwiek. (…) Nie godzi się on na upapranie swych rąk tego rodzaju brudną polityką.”[30] W rzeczywistości resztki CNT raz po raz próbowały zyskać jakąś rolę w we władzach Katalonii i to nawet wówczas, gdy oddziały Franco przygotowywały się do zajęcia Barcelony.

Jak tylko CNT opuściła rząd, komuniści zintensyfikowali prześladowania i terror wymierzony w anarchistów. Co więcej, podczas gdy anarchiści stanowili bardzo duży procent w republikańskiej armii, komuniści mieli ponadproporcjonalnie wysoki udział w kadrze oficerskiej. I tak anarchiści stali się mięsem armatnim komunistów na froncie oraz ofiarami nienawiści rozpętanej przeciw nim przez  komunistyczną tajną policję na jego tyłach. Jak stwierdza Bolloten, „spontaniczny, nieukierunkowany terror CNT i FAI ze szczytowego okresu rewolucji ustąpił miejsca znacznie bardziej złożonemu, centralnie planowanemu, a co za tym idzie bardziej przerażającemu terrorowi komunistów”.[31]

Ktoś mógłby się słusznie zastanawiając jak w ogóle doszło do tego, że anarchiści podjęli współpracę z komunistami. Jak to możliwe, że zadeklarowani przeciwnicy istnienia państwa jako takiego, połączyli siły z agentami najbardziej zbrodniczej i totalitarnej dyktatury znanej historii ludzkości? Wszak nawet jeśli nie powstrzymywały ich przed tym krokiem ich ideały, to czyż fakt skłonności bolszewików do mordowania ich anarchistycznych sprzymierzeńców nie powinien wywołać u nich choćby odrobiny zadumy? Jednak nawet wówczas, gdy wielu anarchistów zorientowało się, iż pokonanie sił Franco doprowadzi do powstania w Hiszpanii satelickiego państwa Związku Radzieckiego, kontynuowali swą walkę. Najwyraźniej ich sprzeciw wobec nacjonalizmu był silniejsza niż ich niechęć do leninowskiego totalitaryzmu.

Możliwym jest również, iż CNT miała tak duże pragnienie władzy, iż godziła się na poświęcenie wielu pryncypiów dla przejęcia choćby jej odrobiny we własne ręce. Po maju 1937 r. dzielnie znosiła ona wiele upokorzeń w zamian za symboliczną rolę w republikańskim rządzie. Czy istniały w ogóle jakieś granice, których anarchiści nie zgodziliby się przekroczyć dla zyskania choćby odrobiny wpływu na politykę? Najwyraźniej nie. Stanley Payne twierdzi, iż kierownictwo CNT próbowało dobić targu z faszystami w 1945 i 1946 roku. Jak czytamy w jego pracy, lider falangistów „rozpoczął tego lata w Madrycie negocjacje z działającym w ukryciu nowym sekretarzem CNT Jose Leivą. Jego celem było wzmocnienie Falangi przez zyskanie poparcia anarchosyndykalistów dla szerszego, silniejszego i cieszącego się większym poparciem narodowego syndykalizmu. Ostatecznie Franco odrzucił żądania CNT i w kolejnym roku negocjacje załamały się. W efekcie prześladowania kierownictwa CNT zaczęły się na nowo.”[32] Co było przedmiotem targu, który CNT starało się ubić z Falangą? „Zgodnie z raportem przedłożonym Franco w maju 1946 r., CNT zaoferowało politykę współpracy, obiecując wycofanie się z republikańskiego rządu na uchodźstwie oraz przyjęcie do swego komitetu krajowego trzech falangistów, domagając się w zamian swobody pozyskiwania nowych członków.”[33]

Taki był właśnie anarchizm CNT: anarchizm, który nie tylko sprzymierzył się z komunistycznymi totalitarystami, ale i próbował dobić politycznego targu z faszystowskimi totalitarystami sześć lat po zakończeniu wojny domowej.

C. Miejskie kolektywy

Burnett Bolloten był pierwszym historykiem głównego nurtu, który opisał radykalne przemiany społeczne, jakie dokonały się w republikańskiej Hiszpanii. Większość wcześniejszych historyków bezkrytycznie przyjmowało wyjaśnienia rządu republikańskiego bagatelizującego ich skalę, nie zważając na to, iż republikanie mieli wszelkie powody by ukrywać radykalizm tych zmian, w celu zdobycia pomocy militarnej ze strony Wielkiej Brytanii i Francji.

Jak dowodzi Bolloten, CNT i w mniejszym stopniu UGT wykorzystały wojenny chaos do przejęcia kontroli nad środkami produkcji: „W Walencji, mieście liczącym ponad 350 000 mieszkańców, niemal wszystkie fabryki, tak duże jak i małe, zostały zajęte przez CNT i UGT, podobnie stało się w prowincji Alicante, natomiast w Katalonii, gdzie w czasie pierwszych miesięcy rewolucji anarchosyndykaliści cieszyli się niemal nieograniczoną władzą, kolektywizacja została przeprowadzona z taką skrupulatnością, iż objęła nie tylko duże fabryki, ale także mało istotne zakłady rękodzielnicze. Ruch kolektywistyczny naruszył także inną ostoję klasy średniej. W Barcelonie liczącej 1,2 miliona mieszkańców, anarchosyndykalistyczni pracownicy skolektywizowali rynek sprzedaży hurtowej jajek i ryb oraz ustanowili komitet kontrolny w rzeźni, wyłączając z nich wszelkich pośredników; skolektywizowali oni również największy bazar warzywno-owocowy i zakazali działalności wszelkim handlującym na nim sprzedawcom i komisantom, zezwalając im wszelako na przystąpienie do kolektywu w charakterze pracowników najemnych. Skolektywizowany został również cały barceloński przemysł mleczny. Anarchosyndykaliści zlikwidowali pod zarzutem braku higieny ponad 40 mleczarni, pasteryzowali całe mleko w pozostałych dziewięciu i rozpoczęli eliminowanie wszystkich handlarzy poprzez otwieranie własnych punktów jego sprzedaży.”[34]

W rzeczywistości polityka zamykania fabryk wydaje się być równie istotnym elementem programu CNT, co kolektywizowanie pozostałych. Zamykanie fabryk było tłumaczone na kilka sposobów: były one niezdrowe dla pracowników, niezdrowe dla klientów lub po prostu „niewydajne”. Jak stwierdza Bolloten „po trwających kilka tygodni zakrojonych na szeroką skalę nieskoordynowanych przejęciach, niektóre związki rozpoczęły systematyczną reorganizację całych gałęzi gospodarki, zamykając setki małych zakładów i koncentrując produkcję w tych najlepiej wyposażonych.”[35] Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż Hiszpania znajdowała się wówczas w samym środku Wielkiego Kryzysu – ogólnokrajowy poziom produkcji przemysłowej Hiszpanii plasował się w 1935 r. 13% poniżej poziomu z 1929 roku. W lipcu 1936 r. produkcja spadła 18% poniżej poziomu ze stycznia tego samego roku, tak więc fakt istnienia niewykorzystywanych zasobów nie powinien być zaskoczeniem.[36] To co jest zastanawiające to fakt, iż anarchiści zamiast zaprosić bezrobotnych do podjęcia pracy we wciąż działających zakładach zamknęli znaczny procent z nich.

Początkowo, to właśnie pracownicy (a nie anarchistyczna nomenklatura) przejęli kontrolę nad zakładami pracy. Cytując Frasera, „jedna kwestia zdominowała wolnościową rewolucję: praktyka samorządu pracowniczego, zarządzanie przez robotników ich fabrykami i przemysłem”.[37] Wkrótce jednak kontrolę [nad fabrykami] przejął rząd, taki w każdym bądź razie był jego zamiar. W październiku, kontrolowany przez anarchistów rząd Katalonii uchwalił dekret o kolektywizacji i kontroli pracowniczej, który uprawomocnił wcześniejszą de facto kolektywizację.

Uznaniu kolektywizacji przez władze towarzyszyła jej rządowa regulacja. Jak stwierdza Fraser, „komisje pracownicze, wybierane na zebraniach pracowników, miały zarządzać skolektywizowanymi fabrykami, <<przejmując funkcje i obowiązki wcześniej istniejących rad nadzorczych>>. W skład każdej z komisji miał wchodzić jeden przedstawiciel Generalidad‚u, zatwierdzany przez pracowników. Skolektywizowane przedsiębiorstwa (i firmy prywatne znajdujące się pod kontrolą pracowników) z każdego sektora gospodarki miały być reprezentowane w Federacji Ekonomicznej, nad którą znajdowała się centralna komisja przemysłowa ściśle nadzorująca cały przemysł. Pięćdziesiąt procent zysków wypracowywanych przez skolektywizowane firmy miało trafiać do funduszu kredytowego, z którego miał być finansowany cały kataloński przemysł; kolejne 20 procent miało być przeznaczone na rezerwę i fundusz amortyzacyjny kolektywu, dalsze 15 procent na potrzeby socjalne kolektywu, a pozostałe 15 % miało zostać rozdysponowane pomiędzy samych pracowników na zasadach określonych przez nich na walnym zebraniu.”[38] Jak zaznacza Bolloten projekt ten „został zgłoszony przez CNT i podpisany przez jej przedstawiciela w rządzie Juana P. Fabregasa, komisarza ds. ekonomii”.[39] W konsekwencji, zasada rzeczywistej kontroli pracowniczej ustąpiła miejsca systemowi znacznie bliższemu państwowemu-socjalizmowi; zgodnie z prawem jedynie 15% wypracowanych zysków pozostawało w dyspozycji pracowników.

Dekret ten spotkał się z wewnętrzną opozycją; następca Fabregasa, de Santillan wykazywał zdecydowaną niechęć do niektórych jego postanowień i nie egzekwował go zbyt sumiennie. Co bardziej istotne, istniała w nim potężna luka – firmy miały płacić [na rzecz funduszy centralnych] pewien procent zysków. By uwolnić się od tego obowiązku wystarczyło wyeliminować zyski. W warunkach kontroli pracowniczej istnieje na to bardzo łatwy sposób, wystarczy podnosić płacę tak długo, aż zyski znikną. Podatki od zysku – bo do tego faktycznie sprowadzał się dekret – mogą przynosić wpływy gdy właścicielami i pracownikami nie są te same osoby; gdy pracownicy sprawują kontrolę są one bardzo łatwe do uniknięcia. I rzeczywiście świadek za świadkiem donosi o znoszeniu  systemu akordowego, podnoszeniu warunków pracy, hojnych przestojowych, itd. Na pierwszy rzut oka może się to wydać zastanawiające, jeśli pracownicy zarządzają fabryką, to czy to nie oni ponoszą koszta ograniczania produkcji? Nie jeśli rząd opodatkowuje większość zysków pracowników. Jak stwierdza Thomas, „przemysłowy syndykalizm Barcelony w przeciwieństwie do kolektywizmu wiejskiego, trzymał się systemu indywidualnych wynagrodzeń i nie eksperymentował z płacami rodzinnymi. Prawdą jest, iż te wynagrodzenia najprawdopodobniej wzrosły, w końcówce 1936 r. o jedną trzecią powyżej poziomu z lipca, jednak wzrost ten został zniwelowany przez inflację, spowodowaną spadkiem produkcji, brakiem dostępności kredytów oraz napływem uchodźców z Kastylii i Aragonii.”[40]

Wydaje się zatem, iż za sprawą nieegzekwowania rządowych regulacji i podatków a także ich łatwego unikania, część pracowników stała się współwłaścicielami fabryk należących niegdyś do zatrudniających ich pracodawców. Stan ten wywołał u wielu anarchistów pewne obawy, które późniejsze wydarzenia jedynie potwierdziły. Jeden z anarchistów Jose Peirats, podsumowuje je następująco, „zabunkrowane w swych kolektywach, poszczególne gałęzie przemysłu miały stać się odpowiednikami szczelnie odizolowanych enklaw kapitalizmu i nieuchronnie pogrążyć się w biurokratyzmie, co miało być pierwszym krokiem ku nowym nierównościom społecznym. Kolektywy miały rozpocząć między sobą wojnę handlową cechującą się taką samą mieszaniną zapału i miernoty jaka charakteryzowała stare burżuazyjne przedsiębiorstwa. Dlatego też starali się rozszerzyć kolektywizację tak, by objęła ona w sposób strukturalny i permanentny wszystkie gałęzie gospodarki w jedną harmonijną i układną całość”.[41] Joan Ferrer, sekretarz wchodzącego w skład CNT związku zawodowego pracowników handlu, na własne oczy miał okazję się przekonać o słuszności tych obaw, „dla niektórych pracowników fakt, iż uwolnili się oni nagle spod kapitalistycznej kurateli był psychicznym szokiem. Zastępując jeden rodzaj indywidualizmu drugim, często wydawało im się, iż teraz, gdy właściciele odeszli, on stali się nowymi właścicielami. Choć ten konkretny przykład dotyczył białych kołnierzyków, problem ten nie ograniczał się wyłącznie do nich (…)”.[42]

Krótko mówiąc, pracownicy którym powiedziano, iż środki produkcji przeszły teraz na ich własność często traktowali te słowa dosłownie. W końcu jaki jest sens posiadania na własność środków produkcji, jeśli nie można się na nich wzbogacić? Rzecz jasna jeśli cześć pracowników stanie się bogata, jest mało prawdopodobne, iż będą chcieli dobrowolnie przekazywać swe zyski innym członkom swej klasy. Po chwili refleksji spostrzeżenie to wydaje się być oczywiste, jednak do architektów hiszpańskiej rewolucji dotarło ono dopiero w drodze praktycznych doświadczeń.

Jak relacjonuje Fraser, podczas współorganizowanej przez CNT i UGT konferencji związków przemysłu tekstylnego, „członkowie związku pracowników przemysłu drzewnego wygłosili krytykę obowiązującego stanu rzeczy, zauważając iż podczas gdy małe niewypłacalne warsztaty musiały samodzielnie zmagać się z przeciwnościami, kolektywizacja dochodowych przedsiębiorstw prowadziła do <<niczego innego, jak tylko stworzenia dwóch klas, klasy nowobogackich i klasy wieczniespauperyzowanych. Nie godzimy się na to by istniały biedne i bogate kolektywy. A na tym polega właśnie prawdziwy problem kolektywizacji>>”.[43] Bolloten z kolei przytacza słowa lidera milicji CNT Ricardo Sanza, „sprawy nie mają się już tak dobrze jak w pierwszych dniach ruchu rewolucyjnego (…) Pracownicy nie myślą już pracować długimi godzinami by wesprzeć front. Myślą jedynie o tym, by pracować możliwie najkrócej w zamian za możliwie najwyższe płace.”[44] Bolloten przypisuje ten spadek entuzjazmu komunistycznym represjom, jednak wydaje się, iż jest on zgodny także ze zdroworozsądkową obserwacją, iż ludzie wolą dbać o jakość własnego życia niż wspierać rewolucje.

Tak więc, w wyniku praktycznych doświadczeń z czasem odkryto fundamentalną prawdę ekonomiczną, dla której zrozumienia wystarczyłaby krótka refleksja – jeśli pracownicy przejmą fabryki, będą nimi operowali dla własnych korzyści. Firma kontrolowana przez pracowników w swej istocie nie różni się niczym od firmy kapitalistycznej, w której pracownicy są udziałowcami. W momencie gdy prawda ta dotarła, aczkolwiek jedynie w ograniczonym zakresie, do świadomości hiszpańskich anarchistów, mieli oni dwa wyjścia – albo uznać kapitalizm za konsekwencję kontroli pracowniczej, albo odrzucić kontrolę pracowniczą jako konsekwencję kapitalizmu. W większości wypadków opowiedzieli się oni za tym drugim rozwiązaniem.

Jak stwierdza Bolloten, „anarchosyndykaliści, wbrew temu, co na ten temat powszechnie się sądzi, posiadali własny plan ogólnokrajowej kontroli i racjonalizacji produkcji. Zdecydowanie sprzeciwiając się państwowemu nadzorowi oraz nacjonalizacji, opowiadali się za centralizacją – czy socjalizacją, jak ją określali – całych obszarów produkcji pod związkowym zarządem. <<Jeśli zostałaby przeprowadzona w Hiszpanii nacjonalizacja, której pragną komuniści i socjaliści – głosiła jedna z anarchistycznych gazet – wkroczymy na drogę ku dyktaturze, albowiem poprzez znacjonalizowanie wszystkiego rząd stałby się władcą, zarządcą, absolutnym szefem wszystkich i wszystkiego>>”.[45] Anarchistycznym rozwiązaniem dla problemu grożącej krajowi absolutnej dyktatury było zmienienie jej nazwy. Jak tłumaczy Bolloten, „w opinii anarchosyndykalistów socjalizacja wyeliminuje zagrożenia wynikające z rządowej kontroli przekazując kwestie związane z produkcją w ręce związków. Była to wolnościowa koncepcja socjalizacji, pozbawiona interwencji państwa, mająca na celu eliminację strat wynikających z konkurencji i powielania wykonywanych zadań, umożliwiająca planowanie w skali całego przemysłu zarówno na potrzeby cywilne jak i wojskowe oraz powstrzymanie rozwoju tendencji egoistycznych u pracowników bardziej dochodowych kolektywów poprzez wykorzystywanie wypracowanych przez nich zysków do podnoszenia poziomu życia pracowników słabiej prosperujących przedsiębiorstw”.[46] Rzecz jasna można się upierać, iż związek z tak niepokojącymi uprawnieniami nie jest „państwem”, jednak jeśli miałby on rzeczywiście spełniać wszystkie postawione przed nim zadania musiałby mieć do dyspozycji aparat w swej istocie państwowy. Dla przykładu, wspomniane „bardziej dochodowe kolektywy” zapewne nie byłyby skłonne dobrowolnie poddawać się ogólnoprzemysłowemu planowaniu, finansowanemu z wypracowanych przez nie zysków.

Nacjonaliści zajęli Katalonię zanim rząd podjął konkretne kroki zmierzające do nacjonalizacji kontrolowanych przez pracowników fabryk. Jest jednak mało prawdopodobne, iż władze spotkałyby się z oporem CNT gdyby takowa nacjonalizacja została przeprowadzona.

Relacjonując przebieg konferencji CNT z września 1937 i stycznia 1938 r. Thomas pisze, „jakkolwiek sugestie ewentualnych reform zostały poddane gruntownej dyskusji, większość przedłożonych wniosków miało na celu usprawnienie obecnego stanu rzeczy; milenijny aspekt anarchizmu zanikł nieomal całkowicie. To co zostało sprawiało wrażenie czegoś w rodzaju ruchu federacyjnego, pozbawionego efektywnej narodowej organizacji, który udzielił, aczkolwiek niechętnie, generalnego poparcia rządowi. Pod wpływem pragmatyzmu byłego sekretarza CNT Horacio Prieto, anarchiści dali się przekonać do zaakceptowania idei nacjonalizacji dużych przedsiębiorstw oraz banków w zamian za kolektywizację małych firm oraz ziemi, a także <<municypalizację>> lokalnych usług.”[47]

Jakkolwiek do formalnego wywłaszczenia pracowników nigdy nie doszło, rząd często wykorzystywał kontrolę nad hiszpańskim systemem pieniężnym i bankowym do skrytego nacjonalizowania środków produkcji. Z powodów ideologicznych anarchiści od zawsze unikali pracowania w instytucjach bankowych, stąd też mocno ograniczoną kontrolę pracowniczą sprawowali nad nimi raczej socjaliści z UGT niż anarchiści z CNT. Stąd też chcąc uzyskać kredyt, anarchiści musieli zwracać się o pożyczkę do kontrolowanych przez socjalistów banków, lub prosić rząd o wykupienie ich długów. Bolloten tłumaczy dylemat przed jakim stanęły kolektywy pracownicze następująco, „kolejną przeszkodą stojącą na drodze do zintegrowania przemysłu w jedną wolnościową ekonomię był fakt, iż znaczna część firm kontrolowanych przez CNT była bądź to całkowicie, bądź też częściowo niewypłacalna, a przez to zmuszona do szukania rządowej pomocy. (…) Tak w Katalonii, jak i w innych rejonach republikańskiej Hiszpanii, taki stan rzeczy pogłębił jedynie i tak już ciężką sytuację kolektywów CNT. Niektóre z nich tak desperacko potrzebowały środków, iż Juan Peiro, anarchosyndykalistyczny minister przemysłu, który tylko w styczniu 1937 r. otrzymał 11 tysięcy wniosków o pomoc finansową, otwarcie domagał się interwencji centralnego rządu”.[48] Fraser i Thomas potwierdzają analizę Bollotena. Jak tłumaczy pierwszy z nich, „Istniały komitety, które (…) po prostu co tydzień przedkładały swoją listę płac Generalidad‚owi, który regulował ich należności, zamiast pomóc im wyjść na prostą”.[49] W przypisie do tego fragmentu pracy cytowany autor dodaje, iż „sytuacja ta została później zinstytucjonalizowana, w postaci swego rodzaju lombardów, z których pracownicy niedochodowych zakładów otrzymywali wynagrodzenia w zamian za zastawienie wykorzystywanych przez  nich maszyn i narzędzi Generalidad‚owi – co doprowadzało w praktyce do jego całkowitej kontroli nad [niewypłacalnymi przedsiębiorstwami]”.[50] Podobnie u Thomasa czytamy, iż „we wszystkich dużych przedsiębiorstwach, a także w tych które były istotne dla prowadzonych działań wojennych, w komitetach zakładowych zasiadał jeden przedstawiciel państwa. Do ich zadań należała kontrola spraw kredytowych, a niekiedy także kontrola nad materiałami wykorzystywanymi w produkcji. Z czasem ich rola wzrosła na tyle, że niektóre przedsiębiorstwa (zwłaszcza fabryki amunicji) zostały niemalże znacjonalizowane. (…)”.[51] „Poza Katalonią, rząd centralny (…) starał się poddać kontroli państwa wszystkie główne fabryki, niezależnie od tego, czy były one znacjonalizowane, czy pozostawały w rękach prywatnych. By ją zapewnić, przedsiębiorstwom kierowanym przez anarchistów utrudniano dostęp do kredytów, a także piętrzono przed nimi inne trudności. (…) Działo się tak pomimo tego, iż ministrem przemysłu był – przynajmniej nominalnie – anarchista Peiro.”[52]

Peiro starał się przeforsować dekret o kolektywizacji całego przemysłu, jednak premier Caballero odrzucił ten pomysł uznając, iż zantagonizowałby on zagranicznych kapitalistów i ich rządy. Wówczas, jak tłumaczy Bolloten, „Peiro przeredagował dekret (…)  a następnie skierował go do komisji ministerialnej, która zgodnie ze słowami Peiratsa, pozostawiła z niego jedynie szkielet. <<Sprawa nie była jednak jeszcze zakończona. By dekret został wprowadzony w życie potrzebne były pieniądze – minister finansów [Juan Negrin] musiał zagwarantować kredyt. Targował się on niczym lichwiarz, po czym przyznał jakąś nic nieznaczącą sumę (…) Na koniec interweniował Bank przemysłowy, który jeszcze ją zmniejszył.”[53]

W normalnych warunkach najłatwiejszą metodą uniezależnienia się kolektywów od rządu byłoby wyemitowanie przez nie obligacji, tj. zaciągnięcie pieniędzy od szerokiej publiki nie zaś od państwa. Nie ulega jednak wątpliwości, iż obawa ludności przed ujawnieniem posiadania nadwyżek finansowych uczyniła ten zabieg niemożliwym do zrealizowania. Nawet gdyby inwestorzy nie bali się o własne bezpieczeństwo, nie mogli oczekiwać, że kiedykolwiek odzyskają swoje pieniądze. Niepewność co do losów własności prywatnej sprawiła zatem, iż pozyskiwanie pieniędzy od osób prywatnych stało się niezwykle trudne, w konsekwencji kolektywy musiały zastawiać rządowi maszynę za maszyną, doprowadzając w końcu do sytuacji, iż to państwo, a nie pracownicy przejęło kontrolę nad środkami produkcji.

Jak przekonuje Fraser, „trudności tych udałoby się uniknąć, gdyby szybko ustanowiono fundusz kredytowy przewidziany przez dekret o kolektywizacji, do którego bogatsze kolektywy miały kierować [50% wypracowywanych przez siebie zysków] i z którego miały być wspomagane biedne zakłady”.[54] Jednak nawet gdyby fundusz ten został ustanowiony nie przyniósłby on oczekiwanych efektów, albowiem jak dowodzą niemal wszystkie źródła, praktycznie nikt nie wypracowywał zysków; najprawdopodobniej dlatego, iż jak wykazywałem, pracownicy szybko dostrzegli, iż podnosząc swe płace i polepszając warunki pracy są w stanie uniknąć podatku od zysków. Nawet gdyby jednak fundusz ten pozwolił się kolektywom uniezależnić od rządu centralnego, końcowym efektem jego utworzenia byłoby uczynienie ich podległymi związkowi zawodowemu, posiadającemu tak potężną władzę, iż w zasadzie niczym poza nazwą nie różniłby się on od państwa.

Fraser cytuje w tym kontekście następującą wypowiedź Alberto Perez-Baro, pracownika służby cywilnej i byłego członka CNT, „Ten prawdziwie rewolucyjny pomysł [50% podatek od zysków] rzadko, jeśli w ogóle stosowany, nie spotkał się z uznaniem zbyt dużej liczby pracowników, co dowodziło, iż przyswojenie sobie przez nich [istoty] kolektywizacji miało niestety bardzo ograniczony charakter. Jedynie mniejszość zdawała sobie sprawę z tego, iż kolektywizacja oznaczała przywrócenie społeczeństwu tego, co na przestrzeni historii zostało zawłaszczone przez kapitalistów.(…)”[55] Innymi słowy, większość pracowników założyła, iż kontrola pracownicza oznaczała, że stali się oni prawdziwymi właścicielami swych miejsc pracy, ze wszystkimi wynikającymi z tego faktu prawami i przywilejami. Jedynie [rewolucyjna] elita zdawała sobie sprawę z tego, iż  kontrola pracownicza była li tylko eufemizmem „kontroli społecznej” oznaczającej ni mniej ni więcej, jak tylko kontrolę państwa (lub anarchistycznej „rady” „komitetu” lub „związku” wypełniającego wszelako wszystkie znamiona definicji państwa Maxa Webera).

D. Militaryzacja

We wczesnym stadium wojny uzbrojeni członkowie różnych lewicowych partii i związków zawodowych często toczyli walki z członkami rebelianckiej armii nacjonalistycznej. Nie ulega wątpliwości, iż bojówkarze CNT zdławili przewrót wojskowy w niektórych regionach kraju oraz, że początkowo znajdowali się w awangardzie sił anty-frankistowskich. Jak tłumaczy Bolloten, „nie istniał żaden centralny ośrodek dowodzenia, który nadzorowałby przebieg wypadków na wszystkich frontach, formowałby plan wspólnego działania i decydowałby o rozmieszczeniu dostępnych sił i środków w sposób gwarantujący najlepsze rezultaty frontowe. Jak wspomina jeden z stronników republikanów, <<we wczesnym okresie spontanicznej aktywności i indywidualnej inicjatywy takowa centralna kontrola byłaby niemożliwa. Każdy z nas pamięta jak rozpoczęliśmy walkę. Zbierało się kilku przyjaciół, jeden z karabinem, inny z rewolwerem i paroma magazynkami, wskakiwało się na pakę ciężarówki lub do innego będącego naszą własnością, ewentualnie skonfiskowanego samochodu i ruszało się w drogę szukać faszystów. Gdy napotykaliśmy opór walczyliśmy, a gdy skończyła się amunicja wyczerpani wracaliśmy, nie tyle na pozycje obronne, co do punktu, z którego wyruszyliśmy>>”.[56] Jak komentuje Bolloten, „co gorsza, każda partia i związek zawodowy miała własną kwaterę dowodzenia, która zajmowała się wyłącznie sprawami własnych milicji, bez oglądania się na potrzeby i działania sił należących innych organizacji z tego samego sektora, nie wspominając już o tych działających na odległych frontach (…).”[57]

Jakkolwiek wszystkie milicje sprzeciwiały się zaprowadzeniu w ich szeregach dyscypliny wojskowej, początkowo najbardziej zdecydowanie występowały przeciwko niej milicje anarchistyczne, które poważnie podchodziły do wyznawanych przez nie idei. „Milicje CNT-FAI odzwierciedlały ideały równości, swobód jednostkowych i wolności od zewnętrznej dyscypliny, będące integralną częścią doktryny anarchizmu. Nie istniała w nich hierarchia oficerska, nie było salutowania czy regimantacji.”[58] Na nieszczęście dla anarchistów, ów brak dyscypliny sprawiał, że ich oddziały bojowe były mało efektywne nawet pomimo posiadania przez nie częstej przewagi liczebnej. Nie minęło zbyt wiele czasu nim anarchistyczne kierownictwo zdecydowało, iż sukces militarny jest ważniejszy niż woluntarystyczne ideały szeregowej kadry. Wkrótce  na łamach Solidaridad Obrera ukazał się artykuł pochwalający ścisłą dyscyplinę, ”podporządkowanie się dyscyplinie oznacza, iż decyzje towarzyszy wyznaczonych do któregokolwiek z konkretnych zadań, czy to administracyjnych czy wojskowych, winny być wykonywane bez jakiejkolwiek obstrukcji prowadzonej w imię wolności; wolności, która w wielu przypadkach przeradza się w samowolę”.[59] I tak pomimo sprzeciwu wielu szeregowych bojowników, w milicjach anarchistycznych szybko została zaprowadzona dyscyplina wojskowa.

Wkrótce stało się jasnym, iż rząd republikański zamierza stworzyć własną armię. Anarchistyczni ministrowie sprzeciwili się jej utworzeniu, przy czym jak zauważa Bolloten obok ideowych skrupułów powodem ich sprzeciwu była chęć zachowania pełnej kontroli nad wojskiem we własnych rękach i z dala od rąk komunistów. By nie dopuścić do utworzenia armii ogólnokrajowej, „liderzy CNT-FAI zaproponowali we wrześniu 1936 r. utworzenie rekrutowanej w drodze przymusowego poboru <<milicji wojennej>>  znajdującej się pod wspólną kontrolą CNT i UGT.”[60] Wystarczyły raptem dwa miesiące [działań wojennych], by anarchiści jawnie opowiedzieli się za przymusową służbą wojskową, tj. zmuszeniem młodych mężczyzn by zabijać i dać się zabić, pod warunkiem, iż poborowi będą ryzykować swe życie dla realizacji celów CNT (Jako że na tym etapie wojny UGT cieszyło się poparciem znacznie mniejszego procenta klasy robotniczej, wspólna kontrola CNT i UGT nad armią oznaczałaby dla tej ostatniej organizacji w najlepszym wypadku rolę doradczą).

Jak tłumaczy Bolloten, pomimo udziału w krajowym rządzie, „ruch wolnościowy, nie był w stanie wykorzystać swej pozycji do uzyskania większego wpływu na armię, ani nawet powstrzymać rosnącego wpływu komunistów i w końcu musiał się ograniczyć do starań o zachowanie kontroli nad własnymi jednostkami bojowymi oraz zapewnianiu im dostaw broni z ministerstwa wojny”.[61] Ministerstwo to dysponowało wieloma sposobami na podporządkowanie sobie anarchistycznych milicji. Nie tylko decydowało ono o przyznaniu lub odmowie dostaw broni, zaopatrzenia, itd., ale także wciągnęło żołnierzy na własną listę płac i w konsekwencji mogło grozić wstrzymaniem wypłaty żołdu każdej jednostce, która sprzeciwiała się rządowym rozkazom.

Najważniejszą decyzją rządu dotyczącą milicji było ich „zmilitaryzowanie”, tj. uczynienie z nich części armii rządowej i podporządkowanie ich rozkazom centralnego dowództwa. Większość milicji podporządkowała się tej decyzji, nie sposób jednakże ustalić na ile ich decyzja wynikała z zastosowania się do rozkazów anarchistycznego kierownictwa, a na ile z nadziei na pozyskanie od rządu broni i zaopatrzenia. Jednym z wartych omówienia wyjątków była, tzw. Żelazna Kolumna. Jak tłumaczy Bolloten, „żadna [inna] jednostka nie reprezentowała w większym stopniu ducha anarchizmu, żadna nie sprzeciwiała się w sposób bardziej zdecydowany ujawnionym w praktyce niekonsekwencjom ruchu wolnościowego oraz nie występowała z większą siłą przeciwko państwu (…).”[62] Wspomniany autor przytacza też słowa jednego z członków Żelaznej Kolumny, otwarcie krytykującego anarchistów współpracujących z rządem, „sprzeciwiamy się wszystkiemu co sprzeczne z anarchistycznymi ideami; ideami, które muszą stać się rzeczywistością, nie można bowiem mówić o jednym, a robić czegoś zupełnie innego”.[63]

By jednak czytelnik nie zaczął zanadto wychwalać przyświecającego członkom Żelaznej Kolumny idealizmu, należy zaznaczyć, iż nie widzieli oni niczego sprzecznego pomiędzy anarchizmem a bandytyzmem i rabunkiem. Jak pisze Bolloten, „w pierwszych miesiącach wojny, działalność Żelaznej Kolumny była możliwa dzięki kampanii rekrutacyjnej oraz konfiskatom prowadzonym w miastach i wsiach znajdujących się na tyłach frontu przy pomocy kontrolowanych przez anarchistów komitetów. <<[Podczas] naszego pobytu w Walencji>>, głosił manifest Kolumny, <<zauważyliśmy, że w wielu sklepach znajdowało się wiele złota i innych metali szlachetnych, a że z powodu braku twardej gotówki odmówiono nam sprzedaży broni, postanowiliśmy skonfiskować złoto, srebro i platynę z kilku sklepów jubilerskich.>> Historyk Rafael Abbella opisuje to zdarzenie następująco, <<około października [1936], Kolumna porzuciła front (…) i udała się na ekspedycję do [znajdującej się pod kontrolą republikańską, przyp. BC] Walencji, siejąc na swojej drodze panikę. Jej celem było oczyszczenie zaplecza ze wszystkich elementów pasożytniczych zagrażających interesowi rewolucji. W Walencji jej członkowie najechali na hotele i restauracje, wywołując przerażenie w całym mieście. Następnie zrabowali wszelkie złoto i srebro, które znaleźli w sklepach jubilerskich”.[64]

Gdy rządowi udało się w końcu ustanowić władzę nad terenami kontrolowanymi przez republikanów tego rodzaju rajdy stały się zbyt niebezpieczne, jednak z uwagi na zdecydowany sprzeciw Żelaznej Kolumny dla jakiejkolwiek współpracy anarchistów z rządem Frontu Ludowego nie była ona w stanie zdobyć zaopatrzenia w sposób legalny. Gdy nadal opierała się ona militaryzacji, rząd zaczął intensyfikować swoje naciski na dysydenckie milicje: „[M]inisterstwo wojny nie tylko zdecydowało się na wstrzymanie dostaw broni dla wszystkich oddziałów milicji, które nie podporządkowały się rozkazowi o odpowiedniej reorganizacji, ale dodatkowo zadekretowało, aczkolwiek ostrożnymi słowy, iż żołd wszystkich bojowników, który wcześniej był przekazywany milicjom w postaci sumy zbiorczej bez nadzoru i niezależnie od ich struktury, będzie od tej pory wydawany wyłącznie przez oficerów kadrowych stacjonujących w regularnych batalionach. Ponieważ dekret nie wspominał nic o sposobie płacenia jednostkom, które nie podporządkowały się wojskowej strukturze, stało się jasnym, iż jeśli Żelazna Kolumna będzie nadal zorganizowana jako milicja, szybko nadejdzie moment, kiedy wypłata żołdu dla jej bojowników zostanie wstrzymana”.[65]

Koniec końców, część członków Żelaznej Kolumny postanowiła raczej zdezerterować, niż poddać się militaryzacji (ich współtowarzysze anarchiści oskarżyli o dezercję 97 członków Kolumny), podczas gdy inni odsunęli na bok wcześniejsze obiekcje i dołączyli do regularnej armii. Ściślej rzecz biorąc, większość członków Żelaznej Kolumny zdecydowała się na wstąpienie do jednostek, które jakkolwiek nominalnie były częścią armii rządowej, w praktyce stanowiły prywatne bojówki CNT. Podczas gdy komuniści podejmowali wysiłki na rzecz ustanowienia „mieszanych” jednostek (acz z komunistycznymi oficerami), anarchiści starali się utrzymać jedność własnych oddziałów. Parcie na utworzenie przez CNT własnych oddziałów wojskowych było wśród kierownictwa tej organizacji tak silne, że jej krajowy kongres wyraził zgodę na przeprowadzenie przymusowego poboru, pod jednym wszakże warunkiem, „choć krajowy kongres CNT zdecydował się na wyrażenie zgody na zmobilizowanie dwóch kategorii osób wskazanych przez rząd, zrobił to przyjmując, iż wszyscy mężczyźni posiadający karty członkowskie organizacji anarchosyndykalistycznych powinni zostać zmobilizowani przez CNT i przydzieleni do kierowanych przez nią jednostek milicji. Komentując tą decyzję, kataloński komitet regionalny CNT stwierdził, iż <<albowiem byłoby dziecinna głupotą przekazywanie naszych jednostek pod absolutna kontrolę rządu (…) kongres krajowy zdecydował, że wszystkie osoby podlegające mobilizacji, które należą do naszej organizacji powinny natychmiast zgłosić się do baraków CNT, lub przy ich braku do siedziby związku lub komitetu obrony [CNT], w celu zgłoszenia swej przynależności organizacyjnej, wieku, adresu zamieszkania i miejsca zatrudniania, klasy [mobilizacyjnej] do której należą i innych niezbędnych danych (…). Komitet ten prześle karty wojskowe zmobilizowanym towarzyszom, którzy rzecz jasna od tego momentu będą znajdowali się w dyspozycji Komitetu Regionalnego, który przydzieli ich do odpowiedniej kolumny lub frontu>>”.[66]

Tym samym hiszpańscy anarchiści porzucili jakąkolwiek ułudę dobrowolnej służby wojskowej. Zamiast bronić prawa jednostki do zdecydowania o tym czy chce, czy też nie chce ona dołączyć do sił zbrojnych, CNT postanowiło zrobić wszystko co w jej mocy, by możliwie najwięcej poborowych trafiło do kierowanych przez nią oddziałów.

Uwagi dotyczące Żelaznej Kolumny dowodzą, iż CNT nie zamierzała prowadzić swej działalności wyłącznie w oparciu o dobrowolne datki sił i środków. Ochoczo korzystała ona z funduszy rządowych. Co bardziej istotne, hiszpańscy anarchiści nie przepuszczali żadnej okazji do konfiskowania potrzebnego im mienia. W większości przypadków postępowali tak wyłącznie na terenach, na których stanowili dominującą siłę; chaotyczne grabieże prowadzone przez [milicje] CNT były niczym wobec oficjalnych konfiskat prowadzonych przez różnorakie anarchistyczne rady i komitety. W końcu jednak dochodzi się do sytuacji, w której nie pozostaje już zbyt wiele metali szlachetnych oraz pieniędzy do skradzenia (a w każdym bądź razie nie znajdują się one na widoku) i wówczas okazuje się, iż prawdziwym źródłem bogactwa są ludzie. Jak wykazuję w następnej sekcji, gdy anarchiści zorientowali się, iż dostawy żywność i innych cennych produktów rolniczych mogą zostać wymuszone od skupionych w przymusowych kolektywach sterroryzowanych rolników, nie zawahali się skorzystać z tej okazji.

E. Wiejskie kolektywy

W sierpniu 1937 r. premier Juan Negrin, wydał siłom rządowym znajdującym się pod kontrolą komunistów tajny rozkaz nakazujący rozwiązanie Rady Aragonii, anarchistycznego ciała sprawującego de facto władzę nad tym regionem. Jedną z głównych akcji podjętych w tym celu przez siły komunistyczne było rozbicie wiejskich kolektywów kontrolowanych przez anarchistów. By usprawiedliwić swe działania komuniści oskarżyli anarchistów o siłowe narzucenie kolektywizacji sprzeciwiającym się jej rolnikom. Zważywszy na fakt, iż kilka lat wcześniej Stalin sam zaprowadził terrorem kolektywizację wsi w Związku Radzieckim, był to mocno pokrętny argument.[67] Niemniej jednak posłużono się właśnie nim, zaś zepchnięci do defensywy anarchiści odpowiedzieli nań oskarżeniem komunistów o przeprowadzenie brutalnej kontrrewolucji. Jak pisze Bolloten, „<<ludność Aragonii, a zwłaszcza rolnicy>>, stwierdza oficjalna komunistyczna historia wojny domowej, <<przywitała rozwiązanie Rady z niemożliwym do opisania entuzjazmem>>. Ricardo Sanz, jeden z anarchosyndykalistycznych oficerów Jedenastej Dywizji przedstawia nieco mniej kolorowy obraz tego wydarzenia. Jak twierdzi, Jedenasta Dywizja szturmem zajęła centralę w Caspe, aresztowała większość jej pracowników i siłą rozwiązała Radę Aragonii. <<W tym celu przeprowadzono brutalne akcje przeciwko wszystkim wioskom, atakowano rolnicze kolektywy. Pozbawiono je wszystkiego – zwierząt, jedzenia, narzędzi rolniczych i budynków, po czym zainicjowano gwałtowne represje i prześladowania ich członków>>.”[68]

Trzeba by być głupcem, by wierzyć komunistom na słowo. Wszelako fakt, iż jakieś oskarżenie zostało rzucone po raz pierwszy przez komunistów, nie powinien nas jednak powstrzymać przed zweryfikowaniem jego zasadności. Komuniści niejednokrotnie jako pierwsi informowali o zbrodniach dokonanych przez Niemców w czasie II wojny światowej, czy jednak miałoby to oznaczać, że historyczne badania nad obozami koncentracyjnymi są w jakimś stopniu podejrzane? Oczywiście nie. Znaczy to jedynie tyle, iż w takiej sytuacji powinno się dołożyć szczególnych starań by znaleźć nieskażone komunistyczną propagandą niezależne źródła. Dlatego też, pomijam w niniejszej części tego eseju wszelkie przytaczane w pracy Thomasa świadectwa dotyczące niedobrowolnego charakteru kolektywów wiejskich, albowiem opiera się on w tym względzie niemal wyłącznie na źródłach komunistycznych.

Mając w pamięci powyższe zastrzeżenia, przejdźmy do historycznej analizy kolektywizacji wsi przeprowadzonej przez hiszpańskich anarchistów. Tak jak poprzednio, głównym źródłem, z którego czerpię informacje na ten temat jest monografia Burnetta Bollotena, The Spanish Civil War, ciesząca się powszechnym uznaniem z uwagi na jej szczegółowość i obiektywność. W tym konkretnym przypadku, słowa Bollotena mają – o ile to w ogóle jest możliwe – jeszcze większą wagę, albowiem to właśnie on, jak żaden inny historyk przyczynił się do odmitologizowania komunistycznej propagandy i opisania niepohamowanego pędu hiszpańskich komunistów do władzy absolutnej.

Po nieudanym przewrocie wojskowym w lipcu 1936 r.  na wielu terenach wiejskich doszło do rewolucji podobnej do tej, jaka miała miejsce w miastach. Należy jednakże zaznaczyć, iż siła CNT koncentrowała się raczej w ośrodkach miejskich niż na wsi, co sprawia, iż jest mało prawdopodobnym by wiejska rewolucja była równie „spontaniczna”, co ta przeprowadzona w miastach. Jak relacjonuje Fraser, „bardzo szybko zaczęły powstawać kolektywy, w których uspołeczniono nie tylko środki produkcji, ale także środki konsumpcji. Nie powstały one jednakże w drodze instrukcji CNT, a w każdym bądź razie w nie większym stopniu niż te w Barcelonie. Tu, jak i tam, inicjatywa wyszła od bojowników CNT, tu jak i tam, <<klimat>> do przeprowadzenia rewolucji społecznej stworzyło zbrojone ramię CNT – anarchosyndykalistyczna dominacja na ulicach Barcelony została odtworzona w Aragonii, jak tylko wjechały do niej kolumny wojskowe CNT, kierowane przez katalońskich anarchosyndykalistycznych pracowników. W każdej wsi, w której istniały anarchosyndykalistyczne komórki skorzystały one z nadarzającej się okazji do przeprowadzenia długo wyczekiwanej rewolucji i rozpoczęły spontaniczną kolektywizację. Tam gdzie ich nie było, rolnicy znaleźli się pod znaczną presją bojowników, by ją przeprowadzić (…)”.[69] Zwróćmy uwagę na sygnalizowany przez Frasera fakt, iż anarchiści z wiejskich obszarów Aragonii, by zainicjować przemiany musieli się opierać na wsparciu miejskich anarchistów z Katalonii. Stąd też o ile stwierdzenia anarchistów jakoby reprezentowali oni „lud” Barcelony można uznać za przesadzone, o tyle podobne uwagi w odniesieniu do wiejskich terenów Aragonii są po prostu absurdalne.

W pracy Bollotena znajdujemy więcej szczegółów na temat pierwszej fazy wiejskiej rewolucji. „Jakkolwiek podczas zaprowadzania wolnościowego komunizmu nie zaobserwowano żadnych twardych reguł, procedura ta wszędzie wyglądała mniej więcej podobnie. W miejscu ukonstytuowania nowego reżimu tworzono komitet CNT-FAI. Komitet ten nie tylko dysponował władzą prawodawczą i wykonawczą, ale także wymierzał sprawiedliwość. Jednym z jego pierwszych posunięć było wprowadzenie zakazu prywatnego handlu i skolektywizowanie ziemi należącej do osób bogatych, a często i do biednych, a także budynków gospodarczych, maszyn, środków transportu i żywego inwentarza. Z wyjątkiem nielicznych przypadków kolektywowi podlegali także fryzjerzy, piekarze, cieśle, szewcy, lekarze, dentyści, nauczyciele, kowale i krawcy. Zapasy żywności i ubrania na zmianę oraz inne niezbędne środki były magazynowane w składzie komunalnym, zaś kościół, o ile nie strawiły go płomienie, był przerabiany na skład, jadłodajnię, kafeterię, warsztat, szkołę, garaż lub baraki. W wielu lokalnych społecznościach zabraniano mieszkańcom posługiwania się pieniędzmi w kontaktach wewnętrznych (…).”[70]

Wystarczył raptem miesiąc, by anarchiści ustanowili na zajętych przez siebie terenach Aragonii rząd, nazwanym eufemistycznie Regionalną Radą Obrony Aragonii. Jak tłumaczy Thomas, „kolektywy utworzone w Aragonii – CNT twierdziło później, iż było ich 450 – zorganizowały pod koniec września konferencję. (…) Powołały na niej składającą się z członków CNT Regionalną Radę Obrony, której przewodniczył Joaquin Ascaso, kuzyn słynnego anarchisty zabitego w lipcu. Jej siedziba znajdowała się w Fraga, skąd roztaczała ona władzę nad całą rewolucyjną Aragonią.”[71] Anarchiści rozgniewali inne frakcje republikańskie nie dopuszczając ich do udziału w Radzie, jednak te ostatnie nie były w stanie zrobić zbyt wiele w tej sprawie. Stąd też o ile działania rządu katalońskiego były wynikiem kompromisu pomiędzy anarchistami a innymi siłami, akcje podjęte przez rząd Aragonii mogą nam posłużyć do analizowania konsekwencji niepodzielnej władzy anarchistów.

Wielu ludzi uciekło [z Aragonii] obawiając się o swoje życie. Ich ziemie zostały natychmiast skonfiskowane. W końcu kto inny, jak tylko „faszyści”, by uciekali? Wywłaszczenia ziemi należącej do osób, zbyt przerażonych rządami nowego reżimu, by biernie przyglądać się temu co stanie się z ich życiem, stanowiły koło zamachowe dla kolektywów. Bolloten cytuje jednego z ekspertów, który tłumaczy, iż „około jednej trzeciej ogółu ziemi i między połową, a dwoma trzecimi ziemi uprawnej (na której utworzono większość kolektywów) znajdującej się w republikańskiej Hiszpanii zostało skonfiskowane. Okrutną ironią losu jest fakt, iż większość ofiar kolektywizacji stanowili mali lub średni posiadacze ziemscy, albowiem dystrykty w których znajdowały się latyfundia pozostawały pod kontrolą nacjonalistów (…).”[72] Jakkolwiek anarchiści okazjonalnie głosili konieczność obalenia feudalizmu, niczego takiego nie zrobili; w Hiszpanii feudalizm został niemal w całości zniesiony pod koniec XIX w., na co wskazuje Fraser. „Na przestrzeni stu lat burżuazja stale powiększała stan swego posiadania, aż w końcu w latach 1930. około 90 % farm znalazło się w jej rękach, reszta w znajdowała się w posiadaniu zamożnej szlachty”.[73]

Rolnicy, którzy obawiając się o swoje życie zdecydowali się na ucieczkę z Aragonii, z pewnością nie uczestniczyli dobrowolnie w anarchistycznym eksperymencie kolektywistycznym. A co z pozostałymi? Jednym z najczęściej podnoszonych przez obrońców hiszpańskich anarchistów argumentem jest twierdzenie jakoby rolnicy mieli „wolny wybór” – mogli bądź to przyłączyć się do kolektywu, bądź też kontynuować uprawę indywidualnie pod warunkiem jednakże, iż nie będą oni korzystać z pracy najemnej.

Olbrzymia większość dowodów wskazuje jednak na coś zupełnie innego. Jak stwierdza Bolloten, „choć publikacje CNT-FAI przywoływały cały szereg  przypadków, w którym zarówno posiadacze ziemscy, jak i  zatrudniani przez nich pracownicy najemni dobrowolnie przyłączali się do kolektywów, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zdecydowanie większa liczba osób unikała ich jak tylko mogła, bądź też przyłączała się do nich dopiero pod wpływem ekstremalnych nacisków”.[74]

Jak tłumaczy cytowany autor, przeprowadzenie kolektywizacji było możliwe tylko dzięki obecności na tych terenach anarchistycznych milicji. Przekonani o swojej wyższości intelektualnej anarchistyczni bojówkarze zjeżdżali się do wiosek trzymając w rękach plan nowego życia rolników, „my członkowie milicji musimy rozbudzić w tych ludziach ducha stłamszonego przez polityczną tyranię – głosił artykuł w gazecie CNT dotyczący rolników z Farlete – musimy skierować ich na ścieżkę nowego życia, a w tym celu nie wystarczy jedynie pojawić się w wiosce; musimy rozpocząć ideologiczną przemianę tych prostych ludzi”.[75] Arogancja i paternalizm bijący z tej wypowiedzi są aż nazbyt oczywiste; czy anarchiści naprawdę nie brali pod uwagę, iż to właśnie oni, a nie rolnicy byli w błędzie?

Bolloten podaje kolejne szczegóły kolektywizacji; z powodu obecności uzbrojonych anarchistów, „losy rolników będących właścicielami ziemskimi oraz dzierżawców w społecznościach kontrolowanych przez milicje CNT-FAI były z góry przesądzone; albowiem jakkolwiek zazwyczaj zwoływano zebranie mieszkańców, na którym decydowano o utworzeniu kolektywu, głosowanie zawsze odbywało się przez aklamację, zaś obecność uzbrojonych członków milicji skutecznie [tłumiła wszelką opozycję].”[76]

Odpowiadając na twierdzenia anarchistów, iż szanowali oni prawo jednostki do pozostawania poza kolektywem, Bolloten pisze co następuje, „fakty są takie, iż wielu małych posiadaczy oraz dzierżawców gruntów rolnych zostało zmuszonych do przystąpienia do kolektywu zanim jeszcze mogli się w tej sprawie wypowiedzieć. Choć ruch wolnościowy starał się bagatelizować twierdzenia dotyczące stosowania przemocy w procesie kolektywizacji rolnictwa, czy nawet przeczyć im całkowicie, od czasu do czasu jawnie się do niej przyznawano. Jak napisał prominentny członek CNT Higinio Noja Ruiz, <<w pierwszych tygodniach rewolucji, uczestnicy kolektywizacji postępowali w zgodzie z własnymi rewolucyjnymi opiniami. Nie szanowali żadnej własności i żadnych osób. W niektórych wioskach kolektywizacja była możliwa tylko poprzez narzucenie jej mniejszości”.[77]

Znamienne potwierdzenie tych słów znajdujemy w pracy Frasera. „Nie było potrzeby by trzymać [rolników] pod pistoletem: klimat przemocy, w którym strzelano do <<faszystów>> zupełnie wystarczał. Istniały zarówno <<spontaniczne>>, jaki i <<przymusowe>> kolektywy oraz analogicznie – dobrowolni i niedobrowolni kolektywiści”.[78] Fraser dodaje nadto, iż kolektywy wiejskie bardzo różniły się od kolektywów miejskich – podczas gdy te ostatnie zazwyczaj rzeczywiście były kierowane przez samych pracowników, o tych pierwszych nie da się tego powiedzieć. „Kolektywizacja prowadzona pod generalnymi auspicjami, a czasem nawet pod bezpośrednim nadzorem milicji CNT, reprezentowała próbę kontroli ze strony rewolucyjnej mniejszości nie tylko nad produkcją ale także konsumpcją dla egalitarnych celów potrzeb wojennych. Pod tym względem, kolektywy wiejskie radykalnie różniły się od kolektywów przemysłowych, które regulowały wyłącznie produkcję”.[79]

W pracy Bollotena można znaleźć kilka fragmentów dotyczących dobrowolnego charakteru anarchistycznych kolektywów, które wyrwane z kontekstu mogą sugerować, iż autor zgadza się z tezą apologetów hiszpańskich anarchistów, jakoby decyzja o przystąpieniu do wiejskich kolektywów pozostawała w gestii samych zainteresowanych. Dla przykładu, „jakkolwiek kolektywizacja terenów wiejskich w Aragonii objęła ponad 70% populacji zamieszkującej obszary znajdujące się pod kontrolą sił lewicowych i wiele z 450 funkcjonujących tam kolektywów miało w zasadniczej części dobrowolny charakter, należy podkreślić, iż na taki rozwój wypadków wpływ miała obecność członków milicji z sąsiedniej Katalonii, których zdecydowana większość należała do CNT i FAI”.[80] Ważnym jest jednak by zaznaczyć w tym miejscu, iż Bolloten wyraźnie wskazuje, że te „dobrowolne” kolektywy opierały się na przemocy w stopniu porównywalnym do tych „przymusowych”. Jak stwierdza, „ani UGT, ani CNT nie pozwalało drobnym pro-republikańskim farmerom na zatrzymanie więcej ziemi, niż byli oni w stanie uprawiać samodzielnie bez pomocy pracowników najemnych, nadto w wielu przypadkach nie mieli oni możliwości swobodnego rozporządzania swoimi nadwyżkami, albowiem byli zmuszani do przekazywania ich komitetowi na zasadach przez niego określonych. Jak zostanie wykazane w dalszej części tego rozdziału, wielu z nich po tym jak zostali poddani różnym formom nacisku decydowało się w końcu na przystąpienie do kolektywu. Sytuacje tego rodzaju miały miejsce zwłaszcza w wioskach, w których dominującą siłę stanowili anarchosyndykaliści”.[81] Jakkolwiek dla anarchistycznych bojowników delegalizacja pracy najemnej była absolutnie uzasadniona, powyższy opis realiów życia na opanowanych przez nich terenach dowodzi, iż sam fakt istnienia kolektywów nie gwarantuje wcale, że nikt nie będzie chciał pracować dla kapitalisty w zamian za stałe wynagrodzenie.

W książce Frasera znajdujemy pewne dowody, iż zakaz korzystania z pracy najemnej był jeszcze dalej idący niż można by sądzić. Relacjonując wspomnienia jednego z rolników autor pisze, „najbardziej było mu jednak szkoda tych republikanów i socjalistów, którzy nie przystąpili do kolektywu. Tak długo, jak samodzielnie uprawiali oni swą ziemię nie stwarzano im problemów, ale jeśli tylko uzyskali pomoc ze strony brata lub sąsiada zaczynały się kłopoty. <<Indywidualiści>> mieli prawo zachować tylko tyle ziemi, ile byli w stanie uprawiać sami, za każdym razem gdy naruszyli tą zasadę zwracając się z prośbą o pomoc do osób trzecich, natychmiast na nich naskakiwano”.[82] Jak widać na powyższym przykładzie, z jednej strony pozostawiono nominalne prawo do bycia „indywidualistą”, z drugiej zaś samodzielnym gospodarzom narzucano tyle nieracjonalnych ograniczeń, by w końcu złamali się i przyłączyli do kolektywu.

Cóż to za „różne formy nacisku”, na które powoływał się Bolloten? „Nawet jeśli rolnicy będący właścicielami ziemi lub jej dzierżawcami nie zostali zmuszeni do zastosowania się do kolektywnych zasad, ich życie było trudne; nie tylko nie mogli oni zatrudniać nikogo do pomocy i swobodnie rozporządzać swymi plonami, o czym była już mowa, ale także odmawiano im wszelkich korzyści, którymi cieszyli się członkowie kolektywu. W praktyce oznaczało to, iż w wioskach w których ustanowiono wolnościowy komunizm nie mogli oni korzystać z usług skolektywizowanych fryzjerów, wypiekać własnego chleba w piecach należących do skolektywizowanych piekarni, używać pozostających w dyspozycji kolektywu środków transportu oraz narzędzi rolniczych, ani też nabywać żywności z komunalnego składu czy skolektywizowanych sklepów. Co więcej często najemcy, którzy uwierzyli, iż wraz z ucieczką właścicieli użytkowanych przez nich gruntów nie muszą już płacić czynszu, byli zmuszani by uiszczać go na rzecz wiejskiego komitetu. Wszystkie te czynniki zastosowane łącznie miały siłę porównywalną z lufą karabinu i w ostateczności w wielu przypadkach zmuszały małych posiadaczy ziemskich oraz najemców do przekazania ziemi i innego majątku na rzecz kolektywu”.[83]

Fakt, iż anarchosocjaliści – często utrzymujący, iż z pozoru dobrowolne interakcje (takie jak np. związek pomiędzy kapitalistą a pracownikiem) w rzeczywistości mają charakter przymusowy – bez wahania akceptują twierdzenie jakoby kierowane przez anarchistów wiejskie kolektywy miały charakter woluntarystyczny wydaje się być co najmniej zaskakujący. Pracownicy w najgorszym przypadku mogą poszukać innego pracodawcy, jaką zaś alternatywę wobec przystąpienia do kolektywu miał rolnik, który musiał odsprzedawać swoje plony prawnie chronionemu anarchistycznemu monopsonowi [forma rynku, na którym istnieje tylko jeden odbiorca]? Gdyby anarchiści nie zabronili działalności pośrednikom i spekulantom, niezależny rolnik mógłby im odsprzedać plony jeśli uznałby, iż cena oferowana mu przez anarchistów jest zbyt niska.

Nawet Graham Kelsey, historyk nie skrywający swych anarchistycznych sympatii, mimowolnie ujawnia pewien czynnik wykorzystywany do zmuszania bezbronnych rolników do przystąpienia do kolektywów. „Przewrót wojskowy nastąpił w krytycznym momencie rolniczego kalendarza. Na południu Aragonii pola były gotowe do zbiorów (…). Pierwsze postanowienia programu przyjętego podczas zebrania w Albalate de Cinca zobowiązywały każdego mieszkańca dystryktu, zarówno członka kolektywu, jak i niezależnego rolnika, do wniesienia równego wkładu w wysiłek wojenny, podkreślając tym samym najistotniejszą kwestię w okresie po przewrocie.”[84] Mówiąc wprost, niezależny rolnik nie miał możliwości odstąpienia od udziału w celu wyznaczonym przez anarchistów i zajęcia się własnymi sprawami. Nawet jeśli mógł zatrzymać swoją ziemię, znaczna część jej plonów i tak należała do CNT. To, że jedynie niewielka część anarchistycznych kolektywów była zwana „wszechogarniającymi”, nie powinno nam przysłaniać faktu, iż anarchiści z CNT nie tylko sprawowali monopolistyczną kontrolę nad gospodarką i rynkiem rolnym, ale także narzucili niezależnym farmerom obowiązek „równego wkładu w wysiłek wojenny”.

Fraser przytacza w swej pracy relacje Fernando Aragona i jego żony Franciscii, „zagorzałych zwolenników CNT”, które konkretyzują zakres monopolistycznej władzy jaką anarchiści sprawowali nad ekonomią. „Trzech lub czterech rolników posiadających większe gospodarstwa starało się wystąpić z kolektywu, ale komitet kontrolował wszystkie składy nasion i nawozów, a że pieniądze zostały zdelegalizowane nie mieli oni żadnych możliwości by nabyć to, co było im potrzebne. Musieli pozostać w kolektywie (…). Wkrótce [okazało się, iż] nie tylko niechętni kolektywowi rolnicy nie chcieli dlań pracować, pracy unikało także dwudziestu kilku – <<podczas gdy trzech lub czterech spokojnie by wystarczyło>> – członków wiejskiego komitetu. Młodsi z nich chodzili po okolicy z pistoletami wciśniętymi za paski, pozując na rewolucjonistów (…). Kolektyw produkował sporo i wszystkie potrzeby mieszkańców wioski były zaspokajane za wyjątkiem tych sytuacji, gdy komitet nie zgadzał się na dystrybucję zapasów”.[85] Francisca Aragon wspomina Fraserowi, iż gdy jedno z jej bliźniaków zachorowało, komitet odmówił jej możliwości skorzystania z transportu w celu zawiezienia dziecka do lekarza. „Wywołało to wielkie oburzenie. Wszystkie kobiet o tym mówiły. Pracowałyśmy w polu i słusznie, że to robiłyśmy. Ale dlaczego żony członków komitetu nie pracowały z nami? Gdyby sprawy miały się tak dłużej trzeba by było pozbyć się komitetu. Chciałam odejść, ale nie mogłam. Nie mieliśmy pieniędzy, ani innych środków. Ponadto członkowie milicji wystawili posterunki na drogach. To był terror, dyktatura (…)”.[86] W przypisie do tego fragmentu Fraser słusznie zauważa, iż wraz z delegalizacją obrotu pieniężnego (nikt nigdy nie pokusił się o wykazanie jak można zdelegalizować pieniądze w sposób dobrowolny) rolnicy stali się bezbronni. Biedna osoba posiadająca odrobinę pieniędzy ma jakieś opcje, aragońscy rolnicy ich nie mieli. „Problem swobody opuszczenia przez członków kolektywów wioski w której mieszkali, czy to na zawsze czy też na czas krótkiego wyjazdu, zaprzątał wyobraźnie obserwatorów od samego początku. Delegalizując obrót pieniężny kolektyw zyskiwał na władzy, albowiem każdy kto chciał podróżować musiał zwrócić się do komitetu z prośbą o <<republikańskie>> pieniądze. Oznaczało to konieczność uzasadnienia wyjazdu”.[87]

Nie trzeba chyba dodawać, iż w anarchistycznych kolektywach w zasadzie nie obowiązywała zasada swobody wyznania. Jakkolwiek w wielu pracach można znaleźć pochwały dla szczodrych wydatków poczynionych przez anarchistów na edukację, ich autorzy rzadko zaznaczają, iż jej głównym celem było wypranie umysłów kolejnego pokolenia. Jak czytamy u Thomasa, „kościelne szkoły zostały zamknięte. <<rewolucyjna wola ludu stłumiła działalność szkół wyznaniowych. Nastał czas nowych szkół, opartych na racjonalnych zasadach pracy i ogólnoludzkiego braterstwa>>”.[88] Despotyzm anarchistów obejmował niekiedy prohibicję już nie tylko alkoholu, ale również kawy i papierosów. „Dla przykładu w wolnościowej wiosce Magdalena de Pulpis, zdelegalizowanie alkoholu i tytoniu było głoszone jako tryumf. W wiosce Azura kolektywiści zamknęli kafejkę uznając ją za <<frywolną instytucję>>.[89] Jak wspomina przytaczany przez Bollotena naoczny świadek, Franz Borkenau, „bezskutecznie próbowałem napić się czegoś, kawy, wina, lemoniady. Jednak lokalny bar uznany za nikczemny przybytek został zamknięty. Musiałem szukać czegoś po sklepach. Jednak ich fatalne zaopatrzenie było przepowiednią nadchodzącego głodu. Mieszkańcy wydawali się być jednak dumni z takiego stanu rzeczy. Jak nam mówili piciu kawy trzeba było położyć kres, ich zdaniem zniesienie bezużytecznych rzeczy stanowiło moralną poprawę”.[90] Jak stwierdził jeden z rolników, „na występki nie ma pieniędzy”.[91] Wolność aragońskich rolników była zatem orwellowską wolnością do życia w sposób, który anarchistyczni bojówkarze uznawali za słuszny.

Zarówno w krajach komunistycznych, jak i w państwach Trzeciego Świata typowym powodem przeprowadzenia przymusowej kolektywizacji wsi było zdobycie środków na wprowadzenie centralnie planowanej industrializacji. Brzydkim sekretem skrywanym przez hiszpańskich anarchistów był fakt, iż powodem narzucenia przez nich kolektywizacji wsi była chęć sfinansowania wojska i scementowania władzy kierowanych przez nich rad i komitetów. Część z zajętych produktów rolniczych posłużyła jako wyżywienia dla wojska, pozostała została sprzedana na międzynarodowych rynkach za złoto i twardą walutę, którą można było wymienić na broń. W tym konkretnym przypadku rolnicy zostali wyzyskani i to dosłownie, celowo odcięci od konkurencyjnych nabywców nie mieli innego wyboru, jak tylko odsprzedać swe plony CNT za grosze, która z kolei mogła je wykorzystać samodzielnie lub odsprzedać je na światowych rynkach po ich normalnej, rynkowej wartości.

Graham Kelsey, zdecydowany zwolennik hiszpańskich anarchistów, stara się jak może by przedstawić ten oczywisty wyzysk w sprzyjającym świetle. „Możliwie najszybsze zorganizowanie sprawiedliwego zaopatrzenia dla ochotników walczących na froncie było czymś więcej niż tylko celem samym w sobie. Jedną z najczęstszych konsekwencji wojny w systemie kapitalistycznym jest powstawanie takich niekorzystnych społecznie i ekonomicznie zjawisk jak czarny rynek czy spekulacja, a w konsekwencji sztucznie narzuconych braków i poważnej inflacji. Wioski, z których na front udało się wielu ochotników natychmiast zorganizowały system dostaw frontowych. Jednak takich wiosek była dosłownie garstka, zazwyczaj były to miejscowości z silnymi tradycjami anarchosyndykalistycznymi. Oczywistym było, iż sytuacja musi zostać usystematyzowana, zwłaszcza, że początkowo krótkotrwałe potyczki zaczęły przeobrażać się w długotrwałą militarną konfrontację. Kolektywizacja rolnictwa stała się zarówno sposobem na zapewnienie równego udziału wszystkich wiosek w wojennych ciężarach, jak i mechanizmem uniemożliwiającym osobom posiadającym odpowiednie możliwości lub inklinacje wzbogacanie się na nadzwyczajnych okolicznościach narzuconych regionalnej gospodarce przez wojnę domową. Nie była to jedynie wolnościowa teoria, była to także jedyna metoda zapewnienia maksymalnej produkcji rolnej, przy minimalnej korupcji ekonomicznej”.[92]

Kelsey jest jedynym akademickim historykiem, który podtrzymuje tezę o dobrowolnym charakterze anarchistycznych kolektywów. Wśród jego licznych często mocno zastanawiających wypowiedzi na ten temat, najbardziej wyróżnia się twierdzenie jakoby o dobrowolności kolektywów świadczył fakt, iż były one popierane przez wszystkich, niezależnie od ich przynależności partyjnej. „Innym dowodem potwierdzającym akceptację dla kolektywizacji rolnictwa jest przyłączenie się do niej członków tych związków zawodowych i partii politycznych, które zdecydowanie jej się sprzeciwiały na poziomie krajowym”.[93] Większość zwykłych ludzi skonfrontowanych z nienaturalnie wysokim poziomem jednomyślności zakłada, iż zgoda została wymuszona w drodze ekstremalnych nacisków. Kelsey z kolei zakłada, że musiała ona wynikać z niezwykłego dobrodziejstwa kolektywów. (To trochę tak, jak gdyby grupa doskonale uzbrojonych konkwistadorów dowodziła, iż fakt szybkiego przyjęcia przez pogan wiary chrześcijańskiej dowodził niepodważalnej prawdy katolicyzmu, przecząc jednocześnie, iż posiadanie przez nich broni palnej miało z tą decyzją cokolwiek wspólnego).

Fraser potwierdza ten rzadko wspominany powód, przywołując relacje jednego z liderów CNT Macario Royo. „[Royo] wierzył, że kolektywy  są  formą organizacji w największym stopniu sprzyjającą celom kontroli produkcji i konsumpcji oraz zagwarantowania, iż nadwyżki trafią na front. <<Wszystko było zdezorganizowane. Kolumny były uzależnione od wiosek, nie miały innych źródeł zaopatrzenia. Gdyby nie istniały kolektywy i każdy rolnik swobodnie rozporządzałby tym co wyprodukował, kwestia dostaw stałaby się dużo bardziej skomplikowana (…).”[94] Dokładnie tak by się stało; gdyby istniał wolny rynek, rolnicy otrzymywaliby płace równoważne wartości ich pracy. Zakrawa na ironię fakt, iż Royo pośrednio przyznaje, iż problem z wolnym rynkiem polega na tym, iż zapewniając, że każdy otrzymuje zapłatę za produkty swej pracy, uniemożliwia on wyzysk jednostek. „Znosząc wolny rynek i w efekcie racjonując dobra konsumpcyjne, a zwłaszcza żywność, kolektywy sprawowały kontrolę nad lokalną ekonomią. W zależności od ideologicznych inklinacji mieszkańców wiosek dostarczanie kolumnom żywności bez uzyskiwania w zamian wynagrodzenia stało się, bądź to powodem do dumy, bądź też rozgoryczenia. Jednak dla Royo, tak jak dla większości aragońskich wolnościowców, problem ten był głębszy. Głównym powodem utworzenia kolektywów była równość społeczna. <<Każdy winien pracować wedle swych możliwości i konsumować wedle swych potrzeb. Równość w pracy, równość w konsumpcji. Dostarczać tyle samo pracownikom kolektywu, co walczącym na froncie – takie były zasady działania i przyczyny powołania kolektywów>>.”[95] Biedni rolnicy zapewne nie podejrzewali, iż wspomniana „równość” będzie także oznaczała „równy udział” [w plonach] anarchistycznych bojowników, którzy nigdy nie postawili stopy w ich wiosce.

Produkty pierwszej potrzeby trafiały na front, luksusowe produkty rolne były sprzedawane na międzynarodowych rynkach. „Innym powodem niechęci [wielu osób] do CNT była fakt sprawowania przez nią kontroli nad głównymi portami na graniczy hiszpańsko-francuskiej; kontroli, która umożliwiała jej eksportowanie przy pomocy własnych jednostek organizacyjnych cennych produktów rolnych stanowiących znaczny procent zagranicznej wymiany handlowej. Podczas gdy anarchiści traktowali tą kontrolę jako nieodwracalną konsekwencję rewolucji, rząd krajowy uznawał ją za atak na niepodzielną władzę państwa (…).  Julian Zugazagoitia, umiarkowany socjalista, który w maju 1937 r. został ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Negrina, <<nie chciał by w rządzie  zasiadali anarchiści>>, albowiem zamierzał doprowadzić do <<rozwiązania wszystkich organizacji eksporterskich utworzonych przez CNT>> oraz <<zerwać raz na zawsze z utratą środków wynikającą z wysyłania zagranicę statków z migdałami, pomarańczami i szafranem>>”.[96]

W lipcu 1937 r. aragońscy anarchiści desperacko starali się uniknąć losu jaki spotkał ich katalońskich towarzyszy. W Katalonii komuniści pozbawili anarchistów dominującej pozycji i zajęli ich miejsce. Czy Aragonia miała być następna? Jose Peirats, anarchistyczny historyk, kreśli plan zdarzeń następująco. „Jubileuszowe przemówienie prezydenta Rady Aragonii z 19 lipca 1937 r. było bardzo pesymistyczne (…), <<będzie wielce niefortunnym jeśli ktoś wystąpi przeciwko [Radzie Aragonii], albowiem krok ten zmusi ją do odsłonięcia swych żelaznych szponów i stalowych zębów>>”.[97] W grudniu 1936 r. Rada zgodziła się podzielić częścią swojej władzy z członkami innych partii republikańskich, zachowując jednakże dominującą pozycję anarchistów. Prezydent Rady w następujący sposób relacjonował poczynione w ciągu tego roku postępy, „spekulacja i lichwa zostały ukrócone, przy bezinteresownej pomocy milicji wybudowano drogi i autostrady (…), zaś aragońskie kolektywy, pomimo swych ułomności, stały się chlubą rewolucji”.[98] Będąc najwyraźniej w ugodowym nastroju Prezydent podkreślił, iż prawo do samodzielnego gospodarowania na roli będzie podlegało ochronie (tym samym mimowolnie przyznając, iż było ono wielokrotnie łamane). Ponadto, mógł on wskazać na porozumienie podpisane przez wszystkie aragońskie frakcje republikańskie, w którym czytamy m.in. „Rada Aragonii entuzjastycznie współdziałająca z legalnym rządem republiki, zobowiązuje się do zwiększenia produkcji na tyłach frontu, zmobilizowania wszystkich środków na cele wojenne, podnoszenia ducha antyfaszystowskiego oporu wśród mas (…) oraz przeprowadzenia intensywnej czystki w strefach wyzwolonych; narzuci ona bezgraniczny porządek oraz schwyta ukrywających się faszystów, defetystów i spekulantów”.[99] Trudno nie dostrzec totalitarnego tonu tych słów.

Deklaracje lojalności składane przez Radę nie uchroniły jej jednak od przeprowadzonego na rozkaz rządu centralnego ataku sił dowodzonych przez komunistów. Komuniści rozwiązali wiele kolektywów, w tym także tych dobrowolnych (aczkolwiek jak wcześniej zaznaczono ich woluntaryzm podlega powszechnemu kwestionowaniu). Jak czytamy w streszczeniu przytaczanego przez Bollotena raportu aragońskiej CNT, „ziemia, narzędzia, konie i bydło skonfiskowane zwolennikom prawicy zostały zwrócone ich prawowitym właścicielom; nowe budynki wzniesione przez kolektywy, takie jak stajnie czy kurniki zniszczono, w niektórych wioskach farmy zostały pozbawione nawet ziarna na zasiewy; 600 członków CNT zostało aresztowanych”.[100] Po tym początkowym natarciu, siły komunistyczne spuściły nieco z tonu – odsunąwszy od władzy anarchistów komuniści skłonni byli zaakceptować łagodniejszą formę kolektywizacji.

Apologeci hiszpańskich anarchistów często powołują się w swych obronach na fakt, iż wiele kolektywów funkcjonowało nadal także po rozwiązaniu Rady Aragonii. Dla przykładu Periats głosi, że „kolektyw Penalba, w którego skład w początkowym okresie rewolucji wchodzili niemal wszyscy mieszkańcy liczącej 1500 osób wioski zmniejszył swoją liczebność do 500 osób. Możliwym jest, iż ta druga fala kolektywizacji lepiej oddaje przekonania członków kolektywu. Zostali oni poddani trudnej próbie i ci którzy ją przetrwali dowiedli, że są prawdziwymi kolektywistami. Określenie tych osób, które porzuciły kolektyw na tym etapie przeciwnikami kolektywizmu byłoby jednak czymś zbyt powierzchownym. Obawy przed oficjalnymi prześladowaniami i brak bezpieczeństwa znacząco wpływały na decyzje wielu aragońskich rolników”.[101] Zastosowany przez Peiratsa podwójny standard warty jest chwili uwagi. Pomimo jego szczególnej wrażliwości na skryty przymus podważający dobrowolność dekolektywizacji, niesłychane trudności ekonomiczne [jakie sprawiano osobom odmawiającym wstąpienia do kolektywów] zupełnie mu nie przeszkadzają. Czy jest wykluczone, iż część rolników została po zlikwidowaniu Rady Aragonii w kolektywach dlatego, że obawiała się prześladowań jakie mogłyby je spotkać gdyby CNT udało się wrócić do władzy? Przytaczana przez Frasera wypowiedź Juana Martineza, „średniego posiadacza ziemskiego, którego zdaniem idea kolektywizacji nie była tak zła”, potwierdza, że takie sytuacje mogły mieć miejsce. „Większość ludzi wystąpiła z kolektywów i zrobiła to z radością. Ci którzy zostali – jakaś jedna czwarta pierwotnych członków – nie byli do tego zmuszani, nikt ich nie niepokoił, nikt nie starał się zlikwidować ich kolektywu. Jeden lub dwóch rolników będących [przed rewolucją] posiadaczami większych obszarów zdecydowało się nawet pozostać w kolektywie obawiając się, że sytuacja znowu może się zmienić (…)”.[102]

Bolloten zgrabnie podsumowuje argumentację przemawiającą przeciwko kontrolowanym przez anarchistów wiejskim kolektywom; argumentację, która jak podkreśliłem nie musi opierać się na zmanipulowanych przez komunistów źródłach, „jeśli w czasie rewolucji hiszpańskiej CNT i FAI w teorii sprzeciwiały się ustanowionemu przez marksistów dyktatorskiemu państwu, to nie przeszkodziło im to w wykorzystywaniu rewolucyjnych trybunałów i grup bojowych do stworzenia na wielu terenach zaściankowej dyktatury. Jakkolwiek nie wypełniała ona znamion <<naukowej koncepcji>> totalitarnej dyktatury Lenina, CNT i FAI używały nagiej siły nie tylko przeciwko księżom, posiadaczom ziemskim, bankierom i kupcom, ale w wielu przypadkach także przeciw drobnym rzemieślnikom i farmerom”.[103] Nie ulega wątpliwości, iż gdyby anarchiści stali się w Hiszpanii dominującą siłą dyktatura ta stałaby się jeszcze bardziej dotkliwa; Bolloten przytacza liczne publikacje anarchistyczne dowodzące, iż deklarowana przez nich tolerancja dla dobrowolności i indywidualizmu była jedynie czasową taktyką, która miała zostać porzucona, jak tylko anarchiści staliby się dostatecznie silni by nikt nie mógł im zagrozić.

3. Ekonomia i hiszpańscy anarchiści

A. Tło wojny domowej: Wielki kryzys i rynek pracy

Nie da się zrozumieć panującej w czasie wojny domowej sytuacji ekonomicznej bez uzmysłowienia sobie faktu, iż w 1936 r. Hiszpania znajdowała się w samym środku globalnego Wielkiego Kryzysu. Jeśli uznamy, iż produkcja przemysłowa Hiszpanii w 1929 r. wynosiła 100 punktów, to w 1935 r. spadła ona do 86.9 punktów i to nawet pomimo trwającego sześć lat wzrostu populacji. Podobnie jeśli zindeksujemy produkcję przemysłową w Katalonii w styczniu 1936 r. na poziomie 100 punktów, to w lipcu tego samego roku wynosiła ona już tylko 82 punkty. Krótko mówiąc, w chwili wybuchu rewolucji poziom produkcji przemysłowej był o 18% niższy od stanu załamania gospodarczego z początku 1936 roku. Co za tym idzie poziom bezrobocia był odpowiednio wysoki, co wykazują wszystkie dostępne źródła.[104]

Co spowodowało ów przedwojenny kryzys gospodarczy? Większość ekonomistów zajmujących się historią gospodarki dowodzi – w moim przekonaniu zasadnie – iż najistotniejszym powodem Wielkiego Kryzysu był globalny spadek podaży pieniądza (monetary contraction) do jakiego doszło w późnych latach 1920. i wczesnych latach 1930. Praca Miltona Friedman i Anny Schwartz A Monetary History of the United States,[105] była głównym akademickim dziełem dowodzącym roli jaką zjawisko to odegrało w Stanach Zjednoczonych. Ich teza została następnie przeniesiona na poziom międzynarodowy przez Barrego Eichengreena, który w pracy Golden Fetters[106] wykazał, iż przywrócony po I Wojnie Światowej standard złota był bardzo chwiejny i  przyczynił się do międzynarodowego spadku podaży pieniądza. Hiszpania nie stosowała wprawdzie standardu złota, jednak hiszpańska waluta była częściowo oparta na złocie więc w grę wchodziły te same zależności.[107]

Pierwszą kwestią jaką powinniśmy zatem poddać analizie jest to, czy w Hiszpanii nastąpił spadek podaży pieniądza – okazuje się, że nie. Hiszpania zdewaluowała pesetę (krok, który sprawia, iż uniknięcie deflacji staje się znacznie łatwiejsze) do 79.5% wartości z 1930 r., a następnie kontynuowała jej dewaluację aż w 1935 r. zawartość złota osiągnęła poziom raptem 55.3%. Patrząc na podawane przez Thomasa dane dotyczące łącznych wkładów oszczędnościowych (standardowy komponent większości miar podaży pieniądza), łatwo zauważyć, iż wartość depozytów w okresie, dla którego dysponujemy danymi stale wzrastała – gdy w 1928 r. wynosiła ona 1847 milionów peset, w 1934 osiągnęła poziom 4116 milionów peset. Podobnie ilość peset potrzebnych do nabycia jednego funta brytyjskiego (nota bene, Bank of London był znany z szybkiej dewaluacji) wzrosła z 25.22 peset w styczniu 1930 r. do 36.00 peset w styczniu 1936 roku. Zaobserwowany znaczny spadek wartości pesety na rynku międzynarodowym odzwierciedla zatem fakt, iż w Hiszpanii w przeciwieństwie do innych krajów nastąpił w tym okresie znaczny wzrost podaży pieniądza. Ostatecznym dowodem potwierdzającym tą tezę są szacunki, z których wynika, iż w 1936 r. Madryt dysponował jedną z największych rezerw złota na świecie – tego właśnie należałoby się spodziewać po kraju, który raz za razem zmniejszał zawartość złota w swej walucie w celu usunięcia wszelkich barier instytucjonalnych hamujących szybki wzrost podaży pieniądza.[108]

Skoro zatem standardowa analiza monetarna nie pozwala nam ustalić przyczyn hiszpańskiego kryzysu gospodarczego, jakie inne czynniki mogły w tym przypadku wchodzić w grę? Z większości dostępnych danych wynika, iż za sprawą rosnącej aktywności i konfrontacyjnej taktyki hiszpańskich związków zawodowych, wśród których najważniejszym było CNT, płace realne wzrosły w Hiszpanii między 1929 a 1936 rokiem o ok. 20%.[109] Dla przykładu z analiz Tortelli i Palafoxa wynika iż we wskazanym okresie nastąpił 20.5% wzrost płac realnych w górnictwie, 17.6% w przemyśle metalurgicznym, 19.9% w przemyśle tekstylnym (w przypadku kobiet 22.3%) oraz 23.7% w rolnictwie (35% dla kobiet). Z powodu swej ignorancji i niechęci do klasycznej teorii ekonomicznej, związkowcy zapewne nie zdawali sobie sprawy z tego, iż nieuchronną konsekwencją podnoszenia płac tak wysoko ponad poziom rynkowy będzie masowe bezrobocie i tak też właśnie się stało. Narastająca wrogość pracowników do pracodawców, sabotaże w miejscach pracy, strajki itp. doprowadziły niewątpliwie do spadku oczekiwanej krańcowej produktywności pracy, windując wywalczone przez związki płace jeszcze bardziej ponad poziom rynkowy.

W działaniach tych związki cieszyły się szeroką pomocą ze strony państwa. Paul Preston w następujący sposób podsumowuje konsekwencje dekretów rządu Caballero mających na celu wzmocnienie pozycji przetargowej związków zawodowych. „Tzw. <<dekret granic municypalnych>> zakazywał zatrudniania pracowników spoza regionu, jeśli lokalni pracownicy pozostawali bez pracy. Tym samym uderzał on w najmocniejszą broń posiadaczy ziemskich, tj. władzę przełamywania strajków i utrzymywania niskich płac poprzez importowanie taniej siły roboczej z innych obszarów.”[110] Jak widać nawet związkowcy zdawali sobie – aczkolwiek jedynie w minimalnym stopniu – sprawę z tego, iż podnoszenie ceny pracy spowoduje spadek popytu na nią. Co więcej, mieli oni pewną świadomość tego, iż związki przynoszą korzyści swym członkom kosztem innych (niezrzeszonych) pracowników. Dalej Preston stwierdza, iż „Largo Caballero był w stanie dokonać czegoś, co nie udało się Primo de Riverze [dyktator rządzący Hiszpanią w latach 1923-1930], wprowadził komitety arbitrażowe zajmujące się kwestiami dotyczącymi płac rolników i warunków pracy, które wcześniej pozostawały w gestii swobodnego uznania właścicieli ziemskich. Jednym z praw, które miało podlegać ochronie był nowo wprowadzony 8-godzinny dzień pracy. Zważywszy na fakt, iż wcześniej oczekiwano od braceros pracy od zmierzchu do świtu, zmiana ta oznaczała, iż właściciele gruntów musieli albo zacząć płacić nadgodziny, albo zatrudnić więcej pracowników [bądź też ograniczyć produkcję, co najprawdopodobniej było najczęstszym efektem tych zmian, przyp. BC]. W końcu, by uniemożliwić właścicielom sabotowanie tych zmian przez lokauty, dekret o przymusowej uprawie uniemożliwił im zaprzestanie prowadzenia działalności rolniczej na należących do nich gruntach”.[111]

Tak więc, jakkolwiek Hiszpania zdołała uniknąć spadku podaży pieniądza, która we wczesnych latach 1930. była prawdziwą plagą w wielu innych krajach, kryzys dopadł ją za sprawą konfrontacyjnie nastawionych związków zawodowych wspieranych w ich działaniach przez ustawodawstwo republikańskiego rządu. Zaniepokojone trudnym losem pracowników związki i rząd w swej prostolinijności starały się poprawić sytuację podnosząc płace powyżej poziomu rynkowego i poprawiając warunki zatrudnienia. Nieuchronną i empirycznie stwierdzoną konsekwencją tych działań było masowe bezrobocie, praca wielu pracowników stała się warta mniej niż nowe, wyższe płace, przez co nikt nie chciał ich zatrudnić. Jednak zamiast za taki stan rzeczy obwiniać związki i „pro-pracowniczy” rząd wielu pracowników z jeszcze większą nienawiścią wystąpiło przeciwko systemowi kapitalistycznemu.[112]

Prawdopodobnie najbardziej zasadną krytyką kapitalistycznej gospodarki jest zarzut, iż niekiedy pozwala ona marnować się kapitałowi i użytecznej sile roboczej. Zważywszy na okoliczności można by oczekiwać, iż rewolucyjne przejęcie w 1936 r. zakładów pracy przez pracowników zmieniło tą sytuację na lepsze. Bo czyż  objęcie we władanie pustych fabryk przez bezrobotnych pracowników nie powinno doprowadzić do wzrostu produkcji? Okazuje się, że nie. Po ustanowieniu kontroli pracowniczej bezrobocie wzrosło w Hiszpanii jeszcze bardziej i to pomimo charakterystycznego dla wojennych gospodarek bardzo dużego wzrostu podaży pieniądza oraz przymusowego poboru do wojska. W kolejnym punkcie poddamy ten zaskakujący efekt bliższej analizie.

B. Ekonomia wojny domowej: kolektywizacja, inflacja i czarny rynek.

Problemy z kolektywizacją prowadzoną w miastach pojawiły się już na samym jej początku. Pomimo wciąż utrzymującego się masowego bezrobocia CNT zaczęło zamykać fabryki i koncentrować pracowników w najbardziej „nowoczesnych” firmach. Dużo bardziej rozsądnym posunięciem w tej sytuacji byłoby otwarcie wszystkich kolektywów na masy bezrobotnych pracowników i pozwolenie im na swobodny wybór miejsca pracy. Związki zawodowe utrzymywały jednak, iż niektóre ze starszych zakładów były „nieefektywne”. Opinia ta nie opierała się wszelako na jakiejś konkretnej analizie, wydaje się wręcz, iż związkowcy nie rozróżniali średniej produktywności od produktywności krańcowej (fakt, iż co bardziej nowoczesne fabryki miały wyższą średnią produktywność wcale nie dowodzi, iż wyższa była także ich produktywność krańcowa, a to właśnie ta ostatnia powinna być brana pod uwagę przy ocenie „efektywności” ). Bolloten szeroko omawia zjawisko masowego zamykania zakładów pracy, „drobni, choć trochę oświeceni pracodawcy – głosił czołowy organ hiszpańskiego anarchosyndykalizmu Solidaridad Obrera – bez problemów zrozumieją, iż system produkcji w małych zakładach nie jest efektywny. Rozproszone wysiłki wstrzymują produktywność. Prowadzenie malutkiego zakładu rękodzielniczego to nie to samo, co prowadzenie wielkiego zakładu wykorzystującego wszystkie nowinki techniczne. Jeśli naszym celem jest zerwanie z kryzysami i niepewnością reżimu kapitalistycznego musimy ukierunkować produkcję w sposób zapewniający dobrobyt całego społeczeństwa”.[113] Najwyraźniej dobrobytu bezrobotnych pracowników nie brano pod uwagę, pomimo masowego bezrobocia problem ten w ogóle nie został podjęty przez anarchistów. Wracając do opisywanej przez Bollotena fali zamykania fabryk, „działając w zgodzie z tym poglądem, członkowie CNT przy współpracy z pracownikami zrzeszonymi w UGT, zamknęli ponad 70 katalońskich odlewni i przenieśli ich wyposażanie oraz pracowników do pozostałych 24. (…) W Barcelonie, stolarze i cieśle zrzeszeni w CNT i UGT – oba te związki już wcześniej ustanowiły komitety kontrolne w każdym sklepie oraz fabryce i wykorzystywały byłych pracowników jako technicznych managerów zarabiających standardowe wynagrodzenie – zreorganizowali cały przemysł drzewny zamykając setki małych zakładów i koncentrując produkcję w największych fabrykach. W tym samym mieście CNT przeprowadziło równie radykalne zmiany przemyśle garbarskim redukując liczbę zakładów z 71 do 40, zaś w przemyśle szklarskim ze 100 zakładów i magazynów pozostawiono jedynie 30.”[114] Podobne środki zastosowano w stosunku do zakładów fryzjerskich oraz salonów piękności, krawców, szewców, stolarni, zakładów kamieniarskich i metalowych, piekarni, cukierni, itd.

Choć program ten w żaden sposób nie zmniejszył masowego bezrobocia przyniósł on szereg korzyści członkom związków zawodowych. Pomógł im zmniejszyć produkcję i bronić się przed konkurencją a tym samym utrzymywać wysokie ceny. Co więcej umożliwił on scentralizowanie każdego sektora, w konsekwencji ułatwiając odgórne zarządzanie nim w zgodzie z wolą liderów ruchu anarchistycznego. Jak stwierdza cytowany przez Bollotena popierający ten zmiany Leval, „maszyny zostały zebrane w kilku zakładach, a czasami nawet w jednym. W ten sposób regulowanie produkcji zostało mocno uproszczone, a koordynacja wysiłków stała się znacznie bardziej efektywna”. [115]

Wedle wszelkich dostępnych nam źródeł pracownicy natychmiast podnieśli własne wynagrodzenie, ograniczyli czas pracy i poprawili warunki jej wykonywania. Jednym z powodów tych działań, o czym wcześniej już pisałem, była chęć uniknięcia podatków od zysków. Jak stwierdza Fraser, „[kolektywy] generowały niewielkie, jeśli w ogóle jakiekolwiek zyski, zwłaszcza gdy płaciły pracownikom <<nieproduktywne>> wynagrodzenie. To z kolei ograniczało środki które miały być przeznaczone na fundusz kredytowy, z którego miały być finansowane słabiej funkcjonujące kolektywy i za pomocą którego miano niwelować istniejące między nimi różnice.”[116] Cytowany autor następująco podsumowuje doświadczenia kolektywu, do którego należał sekretarz CNT Joan Ferrer, „Zyski nie stanowiły żadnego problemu – po prostu ich nie było, przynajmniej do połowy 1937 r., kiedy to Ferrer wstąpił do armii. Wszelkie wypracowywane nadwyżki wracały wprost do zakładów – podnoszono płace, poprawiano warunki zatrudnienia i wprowadzano inne usprawnienia”.[117] Dodatkowo w drodze dekretów w Katalonii wprowadzono 40-godzinny tydzień pracy, podniesiono wynagrodzenia o 15% i nakazano przywrócenie do pracy pracowników zwolnionych z powodów politycznych.

Wszystko te zabiegi jedynie pogłębiły największe problemy przedwojennego rynku pracy. Prace realne były zbyt wysokie, w konsekwencji istniała nadwyżka podaży pracy, czy mówią wprost „bezrobocie”. Gdy pracownicy przejęli kontrolę dodatkowo pogłębili ten problem, jeszcze bardziej podnosząc swe wynagrodzenia, poprawiając warunki pracy (tj. opowiadając się za wyższym komfortem kosztem produktywności), itp. Doświadczenia Joesepa Costy pracownika przemysłu tekstylnego i członka CNT wydają się w tym względzie szczególnie skrajne, „praca na akord została zniesiona, tydzień pracy zredukowany do 40 godzin (a z czasem jeszcze bardziej z powodu przerw w dostawach półproduktów), wprowadzono <<pierwszy w Hiszpanii system ubezpieczeń społecznych>> – pełną emeryturę, darmową opiekę zdrowotną, bezpłatne leki, wynagrodzenie chorobowe i macierzyńskie (a także dwa dni wolnego dla męża, którego żona rodziła), klinikę specjalistyczną i porodówkę – wszystko finansowane z podatku uiszczanego przez te z kolektywów, które dysponowały odpowiednimi środkami. Został też utworzony fundusz dla bezrobotnych, a dla części z osób bez pracy znaleziono zatrudnienie poza przemysłem tekstylnym.”[118] Najwyraźniej nikt z członków związku nie zdawał sobie sprawy z tego, iż to właśnie wysokie płace i poprawa warunków zatrudnienia były głównym powodem problemu bezrobocia.

Istniał pewien doraźny środek, którego wprowadzenie pozwoliłoby członkom związków zawodowych na zachowanie swych przywilejów, a jednocześnie stworzyłoby możliwość zatrudnienia rzeszy bezrobotnych. Można było wprowadzić system dwóch odmiennych reżimów zatrudnienia – starzy pracownicy zatrudnieni jeszcze przed kolektywizacją otrzymywaliby wyższe płace i uczestniczyliby w zyskach, zaś nowi otrzymywaliby skromniejsze płace ukształtowane na poziomie rynkowym i pozbawieni byliby udziału w zyskach. Oczywiście wprowadzenie takiego systemu byłoby równoznaczne z pośrednim przyznaniem przez związki, iż to one same były winne problemom, które zrzucały na barki systemu kapitalistycznego. Ponadto jego wprowadzenie zmusiłby je do porzucenia egalitarnej etyki. Najwyraźniej jednak związkowcy uznali, iż lepiej jest pozwolić jednostce by gniła bez pracy, niż zgodzić się na nierówności społeczne.

Sytuacja ta jest analogiczna do sytuacji występującej we współczesnych kancelariach prawniczych. Gdyby każdy świeżo upieczony adwokat od razu stawał się pełnoprawnym partnerem, na rynku byłoby wielu bezrobotnych adwokatów. Obecni partnerzy chcąc uniknąć deprecjacji wartości własnych udziałów ograniczyliby liczbę zatrudnianych osób do minimum. Firmy prawnicze rozwiązują ten problem przyjmując nierówności za coś zupełnie naturalnego – udział w zyskach jest zarezerwowany wyłącznie dla wyróżniających się prawników, pozostali otrzymują jedynie wynagrodzenie. Spętane egalitarnym etosem hiszpańskie spółki pracownicze nie były w stanie się przemóc i wprowadzić podobny system we własnym zakresie. W konsekwencji pomimo bardzo dużego wzrostu podaży pieniądza oraz przymusowego poboru do wojska, bezrobocie w Katalonii (tak sektorowe jak i ogólne) wzrosło z poziomu bazowego 100 punktów w czerwcu 1936 r. do 135.7 w grudniu ’36, po czym spadło lekko do 123.6 w czerwcu ’37 i 120.1 w listopadzie 1937.[119]

Kolektywizacja przeprowadzona w miastach przyniosła zatem wielu pracownikom straty. Inni jednak zdołali we wczesnym okresie wojny domowej znacznie poprawić standard swojego życia. Do tych szczęśliwców należeli ci, którzy jeszcze przed jej wybuchem byli zatrudnieni w dobrze prosperujących fabrykach – poprawili oni swój los przejmując kontrolę nad zakładami pracy i przechwytując zyski swych byłych pracodawców (w postaci wyższych płac, większej ilości dodatków pracowniczych, lepszych warunków pracy i dłuższego wypoczynku). Sytuacja pracowników zatrudnionych w słabiej prosperujących zakładach pozostała praktycznie bez zmian, z tą jedną różnicą iż teraz to im, a nie jak uprzednio właścicielowi, sen z powiek spędzała wizja grożącego bankructwa. Życie bezrobotnych pracowników, wyeliminowanych z rynku pracy przez roszczenia płacowe potężnych katalońskich związków zawodowych najprawdopodobniej stało się jeszcze trudniejsze. Niezależnie od tego czy fabrykami zarządzali kapitaliści czy pracownicy redystrybucja od bezrobotnych i niezrzeszonych pracowników do zatrudnionych i zrzeszonych pozostawała zjawiskiem stałym.

Losy pracowników rolnych były bardzo odmienne. W tym przypadku redystrybucja nie odbywała się zazwyczaj na linii od jednego pracownika do drugiego, olbrzymia większość rolników była wyzyskiwana przez anarchistyczne elity wojskowe walczące o wygraną na froncie. Stąd też, kolektywizacja była często łączona na wsi z tzw. „wysiłkiem wojennym”; kolektywy harowały jak tylko mogły tylko po to, by otrzymać należne im racje i biernie patrzeć jak reszta [efektów ich pracy] jest im zabierana. Fraser przytacza następującą obserwację Juana Zafona delegata Rady Aragonii odpowiadającego za propagandę, „wolne, niezależne okręgi miejskie, kolektywy które obaliły wyzysk człowieka przez człowieka, federalna struktura łącząca każdą wioskę na poziomie dystryktowym i regionalny i która po zapewnieniu potrzeb lokalnych i frontowych przekazywała nadwyżki radzie, która z kolei mogła je sprzedać lub wymienić z innymi regionami kraju lub za granicą, o wszystkim tym mówiono i pisano, jednak dopiero teraz przestały być one jedynie sloganami”.[120] Odrzućmy na bok propagandowe hasła dotyczące „wolności” i „niezależności” i okrutna prawda ujawni nam się sama – hiszpańscy anarchiści odbierali rolnikom nadwyżki dając im w zamian niewiele jeśli cokolwiek i wykorzystywali je do prowadzenia wojny. Kolejnym dowodem potwierdzającym tezę jakoby hiszpańscy anarchiści przeprowadzili kolektywizację w celu sprawniejszego wyzyskiwania robotników rolnych jest wywiad przeprowadzony przez Frasera z bojownikiem CNT Ernesto Margeli, „wraz z tym, jak zaczęły napływać oddziały milicji i gdy okazało się, iż problem ich zaopatrzenia pomimo poprawy organizacji nadal się pogłębiał, kilku członków CNT, w tym Margeli, zorientowało się, iż coś trzeba w tej sprawie zrobić. <<Przyszło nam żyć w czasach rewolucyjnych, sytuacja znajdowała się w naszych rękach. Nawet jeśli ludzie nie byli na nią gotowi, musieliśmy bezzwłocznie przeprowadzić rewolucję>>”.[121] Choć Margeli próbował przekonać rolników, iż kolektywizacja przyniesie poprawę produktywności, jednoznacznie sugeruje on, iż powodem tej decyzji była konieczność zapewnienia zaopatrzenia wiecznie nienasyconym oddziałom anarchistycznej armii.

Bolloten ponownie dostarcza nam wiele dowodów opartych na niekomunistycznych źródłach, z których jednoznacznie wynika, iż kolektywizacja została przeprowadzona pod przymusem, co więcej potwierdza on, iż głównym powodem, dla którego anarchiści dążyli wszelkimi sposobami do jej przeprowadzenie była desperacka potrzeba zdobycia zaopatrzenia. „W październiku 1937 r. prowadzona przez w większości anarchistyczne kolumny, niekontrolowana rekwizycja żywności i zwierząt stała się tak poważnym problemem, iż zdaniem Joaquina Ascaso, anarchisty będącego przewodniczącym rady, mogła ona doprowadzić do <<totalnego zrujnowania>> regionu. Jak stwierdził, zmusiło to radę do zakazania dowódcom kolumn dokonywania rekwizycji bez uzyskania uprzedniej zgody rady. <<Mamy nadzieję, że wszyscy bez wyjątku, podporządkują się temu rozkazowi, dzięki czemu uda nam się uniknąć godnego pożałowania i paradoksalnego stanu, w którym wolni ludzie nienawidzą wolności i swych wyzwolicieli oraz nie mniej smutnej sytuacji zrujnowania ludzi przez rewolucję, na którą tak długo czekali>>”.[122]

Jeśli wierzyć dostępnym statystykom istniała olbrzymia różnica między miastami a wioskami leżącymi na terenach znajdujących się pod kontrolą anarchistów. Wojna zastała oba te obszary w samym środku olbrzymiego kryzysu gospodarczego, jednak pomimo tego samego punktu wyjścia dalsze ich losy potoczyły się całkowicie odmiennie.

W sektorze miejskim sytuacja ze złej zmieniła się na jeszcze gorszą. Thomas indeksuje katalońską produkcje przemysłową w styczniu 1936 r. na poziomie 100 punktów. Do wybuchu rewolucji w lipcu 1936 r. wahała się ona między 100 a 94 punktami, po czym spadła gwałtownie do 82 punktów, aczkolwiek zważywszy na panujący wówczas chaos, zmianę władzy i walki z nacjonalistami jest to zrozumiałe. To, czego nie da się zrozumieć to fakt, iż przez cały okres wojny produkcja nigdy nie osiągnęła już poziomu z lipca 1936 r., nie wspominając już o jego przekroczeniu. W sierpniu spadła ona do 64 punktów, we wrześniu podniosła się nieznacznie do 73 punktów, po czym do kwietnia 1938 r. wahała się między 71 a 53 punktami. W ostatnich miesiącach republikańskiej kontroli nad spodziewającą się rychłej inwazji nacjonalistów Katalonią produkcja załamała się zupełnie, spadając najpierw do 41 a w końcu do 31 punktów; dalszymi statystykami nie dysponujemy.

Wyniki sektora wiejskiego są znacznie bardziej zróżnicowane. Przytaczane przez Thomasa statystyki dla obszarów wiejskich, które jak zaznacza zostały zebrane przez komunistów kontrolujących ministerstwo rolnictwa, wykazują iż w Katalonii produkcja spadła w 1937 r. 21% poniżej poziomu z 1936 r., w Lewancie była niższa o 8%, zaś w Aragonii i strefie centralnej wzrosła w tym samym okresie odpowiednio o 20% i 16% (liczby te uwzględniają fakt przejęcia części farm przez nacjonalistów). Kolektywizacja była najdalej posunięta w Aragonii jednak na mniejszą skalę przeprowadzono ją także na innych terenach. Apologeci hiszpańskich anarchistów twierdzą, iż 20% wzrost produkcji w Aragonii jednoznacznie dowodzi, iż przeprowadzony tam eksperyment społeczny zakończył się sukcesem. (Równie drastyczny spadek produkcji w Katalonii zazwyczaj tłumaczony jest przez nich faktem, iż kolektywizacja nie zaszła tak daleko, jak w Aragonii) Jednakże, zważywszy na kryzys w jakim znajdował się ten rejon u progu tych zmian, każde rozwiązanie, które dawało pracę bezrobotnym i wykorzystywało niezagospodarowane zasoby, niezależnie od tego jak bardzo było ono niewydajne ekonomicznie, musiało doprowadzić do znaczącej poprawy sytuacji. Ponadto, jak zaznacza Thomas, „nawet pomimo lepszych zbiorów pszenicy, co wykazują statystyki, lokalny wzrost konsumpcji, pogorszenie się systemu transportu i dystrybucji, wzrost liczby uchodźców oraz wzrastające zapotrzebowanie na żywność spowodowane przez nacjonalistyczną blokadę doprowadziło do braków zaopatrzenia we wszystkich republikańskich miastach za wyjątkiem Walencji.”[123]

Rzecz jasna można mieć także pewne zastrzeżenia do wiarygodności wspomnianych statystyk. Jest wielce prawdopodobnym, iż miejskie kolektywy zaniżały oficjalne wyniki mając nadzieję, iż uda im się sprzedać nieuwzględnione w statystykach nadwyżki na czarnym rynku. Analogicznie wiejskie kolektywy mogły zawyżać faktyczne wyniki w celu uzyskania przychylności dla anarchistycznego eksperymentu.

Jeśli jednak te statystyki są prawdziwe, ujawniają one wielce interesującą prawidłowość. Tam gdzie pracownicy sprawowali faktyczną kontrolę produkcja spadła od 30 do 40% poniżej poziomu załamania gospodarczego. Tam, gdzie kontrola pracownicza była w znacznej mierze fikcyjna, produkcja wzrosła o 20%, aczkolwiek było to wzrost jedynie o 20% powyżej poziomu załamania gospodarczego. Pracownicy z miast którzy uzyskali rzeczywistą kontrolę nad zakładami pracy nie mieli powodu, by korzystać z pomocy bezrobotnych, gdyby ich zatrudnili spadłaby wysokość ich własnych udziałów. W kontrolowanych przez anarchistów wiejskich kolektywach sytuacja miała się odwrotnie – nie było żadnego powodu, by nie eksploatować wolnych zasobów, rolnikom praktycznie nie płacono, dlaczego więc nie wykorzystywać możliwie największej liczby z nich? Niewolnictwo jest zazwyczaj ekonomicznie nieefektywne, jednak istnieją od tej zasady pewne wyjątki – niewolnicy pracują z mniejszym zaangażowaniem niż wolni pracownicy, jednakże właściciel niewolników może ich zmusić by pracowali tak długo, by zrównoważyć ich niższą efektywność.

Jak zaznacza Kelsey pod rządami hiszpańskich anarchistów na roli obok kobiet harowały także osoby starsze. „W licznych kolektywach wiele osób pracowało znacznie ciężej i dłużej niż poprzednio. Ponieważ wielu mężczyzn trafiło na front inni, w tym kobiety i ludzie starsi, musieli pomagać w wykonywaniu prac. Wielu korespondentów dostrzegło, iż wbrew temu co mogłoby się wydawać, fakt ten nie wzbudzał niezadowolenia, wręcz przeciwnie ludzie byli gotowi i chętni pracować dłużej, niekiedy nawet, a tak było np. w Gras, przejście na emeryturę traktowano jako zniewagę i starsi pracownicy domagali się prawa do pracy”.[124] To jedno wyjaśnienie, innym możliwym wytłumaczeniem tej sytuacji jest to, iż anarchiści zmusili możliwie największą liczbę osób do pracy na roli, zaś ich ofiary były zbyt przestraszone, by fakt ten ujawnić pro-anarchistycznym dziennikarzom.

Istnieje wszelako jedna forma wyzysku pracowników, za którą odpowiedzialność ponoszą nie tyle anarchiści, co rząd centralny. Władze Hiszpanii od dawna sprawowały  praktycznie nieograniczoną kontrolę nad podażą pieniądza, peseta była pieniądzem fiducjarnym, co oznaczało, iż by uzyskać dostęp do większej ilości pieniędzy rząd musiał jedynie uruchomić maszyny drukarskie. W czasie wojny domowej pokusa do dodrukowywania pieniędzy okazała się dlań niemożliwa do przezwyciężenia. Łatwo się o tym przekonać porównując kurs wymiany pesety z brytyjskim funtem – w styczniu 1936 r. za 1 funta płacono raptem 36 peset, rok później 115, dwa lata później 219, zaś trzy lata później, by kupić 1 funta trzeba było wydać już 488 peset (dodatkowo w 1938 r. władze republikańskie wypuściły do obiegu nowe banknoty, które zdewaluowały się w jeszcze szybszym tempie). Nieuchronną konsekwencją tych działań była bardzo wysoka inflacja. Gdy tylko się ona pojawiła, hiszpański rząd zrobił to co zawsze w takiej sytuacji robią rządy – zrzucił odpowiedzialność za inflację na barki wolnego rynku i wprowadził kontrolę cen.  W konsekwencji nastąpił spadek dostępności wielu dóbr, wprowadzono ich racjonowanie, a wraz z nią pojawiła się korupcja. Gdy zaś zdesperowani ludzie zaczęli łamać prawo kupując bądź sprzedając dobra powyżej ich ustawowych cen, rząd uznał ich działalność za czarnorynkową i ogłosił ich przestępcami.

Przez cały okres wojny domowej republikański rząd wykorzystywał mennice do fundowania własnej działalności. Zwykli ludzie kupowali różne towary by poprawić jakość swojego życia, często chcieli oni po prostu nabyć artykuły pierwszej potrzeby. Ich działania były jednakże sprzeczne z zamiarem rządu, który dla ochrony swej władzy nie wahał się wykrwawiać podległej mu ludności. Jak tłumaczy Fraser, „koszta utrzymania w ciągu dwóch lat wzrosły czterokrotnie, płace o ile da się to ustalić wzrosły jedynie dwukrotnie. W konsekwencji ciężar prowadzenia wojny domowej spadł na barki klasy robotniczej”.[125] Ze statystyk przytaczanych przez Thomasa wynika, iż jeśli średnie ceny zindeksujemy w 1913 r. na poziomie 100 punktów, to w styczniu 1936 r. kształtowały się one na poziomie 168.8 punktów, pół roku później wraz z wybuchem wojny domowej wzrosły do 174.7 punktów, w grudniu 1936 r. wynosiły 209.6 punktów, rok później 389.1, zaś dwa lata później 564.7 punktów. Statystyki te nie oddają jednak pełnego obrazu cierpień jakie inflacja przyniosła hiszpańskim konsumentom, albowiem z powodu kontroli cen wielu towarów nie dało się w ogóle kupić (za wyjątkiem czarnego rynku, na którym obowiązywały jednakże dużo wyższe cenny).

Jakkolwiek anarchiści nie sprawowali kontroli nad podażą pieniądza w Hiszpanii, wina za wyżej opisany stan rzeczy spada po części także na nich, albowiem nie tylko nie zrobili nic, by przeciwstawić się zalegalizowanemu przez rząd fałszowaniu pieniędzy, ale w dodatku wspierali władze w demonizacji tzw. „czarnego rynku”, tym samym odsuwając winę od prawdziwego sprawcy – hiszpańskiego banku centralnego. Wystarczy w tym miejscu przypomnieć choćby cytowane wcześniej wielostronne porozumienie Rady Aragonii, którego sygnatariusze zobowiązywali się do „narzucenia bezgranicznego porządku oraz schwytania ukrywających się faszystów, defetystów i spekulantów”.[126] Fraser tak oto opisuje sytuację panującą w Barcelonie wiosną 1937 r., „występowały braki w dostawach żywności i ustawiały się bardzo długie kolejki za chlebem. W kwietniu kobiety zorganizowały uliczną demonstrację w proteście przeciwko kosztom utrzymania, które właśnie wzrosły o kolejne 13% dokładając się do wcześniejszego wzrostu o niemal dwie trzecie jaki nastąpił od początku wojny”.[127] Zamiast jednak zrzucić winę na rząd drukujący na potęgę pieniądze, odpowiedzialny do niedawna za dostawy były minister z ramienia CNT Joan Domenech, krytykował „lidera PSUC [Partida Socialista Unificado de Cataluna, całkowicie opanowana przez komunistów zjednoczona partia socjalistyczna Katalonii] za zniesienie ustanowionej przez niego kontroli cen i wprowadzenie wolnego rynku produktów żywnościowych. <<Wiedziałem, że jeśli nie będziemy kontrolować dostaw pojawi się czarny rynek. (…) Osobiście stosowałem coś w rodzaju dyktatury nad dostawami i cenami. (…) Comorera głosząc, iż wystąpiły braki przyczynił się do ich stworzenia, albowiem ludzie rzucili się by wykupić co tylko się da (…)”.[128]

Ponieważ to władze centralne, a nie CNT, sprawowały kontrolę nad podażą pieniądza, to właśnie na nie spada główny ciężar winy za zaistniałą sytuację.[129] Jednak fakt, iż CNT zamiast stanąć w obronie interesu pracowników, których rzekomo reprezentowała, stała cicho z boku i szukała kozła ofiarnego wśród spekulantów mówi wiele na temat sposobu, w jaki w praktyce realizowała ona swe pro-pracownicze hasła. Pod koniec wojny duży procent hiszpańskich pracowników pozostał bez środków do życia – ich ciężko zarobione pesety okazały się nie być warte nawet papieru, na którym zostały wydrukowane.

C. Dylemat, cz. I: kapitalistyczny anarchizm

Założymy, że istnieje pewna standardowa kapitalistyczna gospodarka, w której klasa bogatych kapitalistów sprawuje kontrolę nad środkami produkcji i zatrudnia pozostałych ludzi w charakterze pracowników najemnych. W drodze nadzwyczajnego wysiłku pracownicy każdej z tych fabryk zaoszczędzili dostatecznie dużo pieniędzy, by wykupić zakłady z rąk swych pracodawców. Kapitalistyczne udziały przechodzą w ręce pracowników i od tego momentu to właśnie oni sprawują kontrolę nad zakładem pracy. Pojawia się pytanie – czy nadal mamy w tym przypadku do czynienia z kapitalistyczną gospodarką? Oczywiście, że tak, wszak nadal istnieje prywatna kontrola nad środkami produkcji, tyle tylko, że sprawują ją inni właściciele. Gospodarka funkcjonuje tak jak wcześniej – pracownicy każdej z firm robią co mogą, by wzbogacić się sprzedając konsumentom poszukiwane przez nich produkty; nadal istnieją nierówności będące wynikiem czy to zróżnicowanych umiejętności, czy też szczęścia; firmy konkurują ze sobą na rynku. Nie zmienia się nic poza odbiorcami dywidendy.

Ten prosty eksperyment myślowy unaocznia nam dylemat przed jakim stoją anarchosocjaliści. Jeśli pracownicy przejmą kontrolę nad fabrykami i będą nimi zarządzać wedle własnego uznania, kapitalizm pozostaje nienaruszony. Jedynym sposobem na powstrzymanie tego, co socjalistów najbardziej odrzuca w kapitalizmie – chciwości, nierówności i konkurencji – jest zmuszenie pracowników będących właścicielami zakładów pracy do robienia rzeczy, na które najprawdopodobniej dobrowolnie by się oni nie zgodzili. To jednak wymaga państwa, tj. organizacji dysponującej dostateczną ilością karabinów, by narzucić opornym robotnikom altruizm, równość i koordynację. Rzecz jasna można państwo nazwać, radą, komitetem, związkiem, czy jakkolwiek inaczej, jednak fakt pozostaje faktem – socjalizm wymaga państwa.

Powyższe stwierdzenia jest prawdziwe a priori, jednak empiryści mogą być do niego nastawieni sceptycznie. Czy nie istnieje wszak jakaś „trzecia droga” łącząca anarchizm i socjalizm w jedną całość? Wręcz przeciwnie, doświadczenia hiszpańskiego anarchizmu jednoznacznie dowodzą, iż wszędzie tam gdzie kolektywizacja miała charakter anarchistyczny była ona jednocześnie kapitalistyczna, zaś tam gdzie kolektywizacja odbyła się na zasadach socjalistycznych była ona równoznaczna z etatyzmem. Jedynym rozwiązaniem tego dylematu, o ile w ogóle można tu mówić o rozwiązaniu, jest ustanowienie wszechmocnego państwa i nazwanie go czymś innym.

Olbrzymia większość dostępnych nam źródeł potwierdza, iż wszędzie tam gdzie rzeczywista kontrola nad fabrykami przypadła zatrudnionym w nim pracownikom kapitalizm nie zanikł, a jedynie zmienił swą formę. Jak w swym posumowaniu obrad pracowników przemysłu tekstylnego zrzeszonych w CNT lub UGT stwierdza Fraser, „doświadczenia dowiodły, iż jeśli nie chcemy dopuścić by kontrola [pracowników] nad własnością środków produkcji nie przerodziła się w wyzysk człowieka przez człowieka, niezbędnym jest szybkie doprowadzenie do całkowitego uspołecznienia przemysłu. Rady pracownicze nie wiedziały co mają robić ze środkami produkcji i brakowało im planu uwzględniającego potrzeby całego przemysłu; co zaś się tyczy rynku [kolektywizacja] nie wyeliminowała żadnego z kluczowych dla kapitalizmu defektów, z tą jednakże różnicą, iż <<o ile wcześniej konkurowali ze sobą właściciele, o tyle teraz robią to sami pracownicy>>.[130] Jak  stwierdza Bolloten, „według Daniela Guerina, wybitnego znawcy hiszpańskiego anarchizmu, <<wyglądało na to (…), iż samorządność pracownicza może doprowadzić do swego rodzaju egotycznego partykularyzmu, w którym każdy zakład byłby zainteresowany wyłącznie własnym dobrobytem (…). Stąd też nadwyżki wypracowywane przez firmę autobusową były wykorzystywane do pomocy słabiej prosperującym tramwajarzom.>> Istniały jednak liczne nierówności, którym nie można było zaradzić w tak łatwy sposób.”[131]

Potwierdzenie dla tej obserwacji znajdujemy w pracy Thomasa, „anarchiści skłonni byli przyznać, iż rewolucja przyniosła ze sobą problemy o jakich nawet nie śnili, lider FAI Abad de Santillan (komisarz ekonomiczny Generalidad‚u) szczerze głosił, iż <<w prywatnej własności środków produkcji, fabryk, środków transportu, kapitalistycznym systemie dystrybucji upatrywaliśmy źródła nędzy i niesprawiedliwości. Pragnęliśmy uspołecznienia wszelkich dóbr, tak by nikt nie został wyrzucony z bankietu życia. Udało nam się coś w tej sprawie zrobić, ale nie zrobiliśmy tego dobrze. Starego właściciela zastąpiliśmy półtuzinem nowych, którzy kontrolowaną przez siebie fabrykę i środki transportu uznają za swoją własność i którzy zarządzają nimi wedle własnej woli, z tą jedynie różnicą, iż nie zawsze potrafią się zorganizować równie dobrze… jak ten stary>>”.[132] Fraser przytacza z kolei słowa Josepha Costy, zrzeszonego w CNT pracownika odlewni leżącej poza granicami Barcelony, który w następujący sposób tłumaczy dlaczego związkowcy z jego zakładu nie zdecydowali się na przeprowadzenie kolektywizacji, „po  skolektywizowaniu poszczególnych fabryk zaczęły one działać tak, jak gdyby były kompletnie autonomicznymi jednostkami, reklamując jak tylko mogły własne produkty i nie przejmując się ogólną sytuacją. Powstało coś w rodzaju ludowego kapitalizmu (…).”[133] Ktoś mógłby się zastanawiać jak to możliwe, że zadeklarowani socjaliści działali w sposób tak odległy od własnych ideałów? Jednak zachowanie owych robotników nie odbiega zbytnio od zachowania bogatych marksistowskich profesorów, którzy pałają się w luksusie jednocześnie krytykując Zachód, iż nie chce się on dzielić swym bogactwem z krajami Trzeciego Świata. Słowa nic nie znaczą. Jak tylko pracownicy będący właścicielami [środków produkcji] zyskali możliwość wzbogacenia się ochoczo z niej skorzystali.

Ortodoksyjni państwowi socjaliści, a nawet niedoszli sojusznicy CNT z POUM, bezlitośnie atakowali kapitalistyczną naturę kontroli pracowniczej. Dla przykładu Fraser przytacza następującą opinię członka kierownictwa POUM Juana Andrade, „anarchosyndykalistyczni pracownicy uczynili się właścicielami wszystkiego, co skolektywizowali; traktowali swe kolektywy jako własność prywatną nie zaś społeczną. Uspołecznienie przeprowadzone przez CNT było niczym innym, jak tylko związkowym kapitalizmem. <<Choć początkowo na to się nie zanosiło, gospodarka zarządzana przez CNT była katastrofą. Gdyby taki stan rzeczy utrzymywał się dłużej doprowadziłoby to w przyszłości do olbrzymich problemów, powstałoby olbrzymie rozwarstwienie płac i ukonstytuowałyby się nowe klasy społeczne. My również chcieliśmy kolektywizować, ale zupełnie inaczej, tak by krajowe zasoby były traktowane jako własność społeczna, a nie indywidualna. [Niestety] jak miałem okazję przekonać się podczas pierwszych dni wojny w Madrycie, w czasie rewolucji zawsze ujawnia się mentalność, która utrzymuje, iż rewolucja ma na celu natychmiastowe poprawienie sytuacji pracowników poszczególnych sektorów, nie zaś proletariatu jako całości>>.”[134]

Dla poparcia swych słów Andrade opowiedział Fraserowi uderzającą historię pogrzebu jednego z bojowników POUM. „Zrzeszeni w CNT grabarze przedłożyli POUM rachunek. Zdumieni takim obrotem sprawy młodzi członkowie milicji POUM zanieśli go Andrade. Zadzwonił on do jednego z grabarzy. <<Co to ma być? Domagacie się od nas zapłaty za swe usługi podczas gdy ludzie giną na froncie?! Spojrzałem na rachunek. Co więcej, podnieśliście swoje ceny, wasza usługa jest bardzo droga. Tak, zgodził się mój rozmówca, chcemy wprowadzić szereg usprawnień… Odmówiłem zapłaty, a gdy później zgłosiło się do nas po nią dwóch przedstawicieli ich związku wyrzuciliśmy ich za drzwi. To doświadczenie kazało mi poważniej zastanowić się nad partykularnym stosunkiem przedstawicieli klasy robotniczej do rewolucji>>.”[135]

Ów „partykularny stosunek przedstawicieli klasy robotniczej”, do którego odnosi się Andrade, to nic innego jak tylko przekonanie, iż rewolucja powinna uczynić z pracowników swych własnych szefów. Wielu robotników traktowało hasła o kontroli pracowniczej dosłownie. Najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego, iż hasła te miały na celu pozyskanie ich poparcia dla rewolucji, która w rzeczywistości zmierzała ku zastąpieniu kapitalistów biurokratami. Albert Perez-Baro, były członek CNT, który odegrał istotną rolę w katalońskim ruchu kolektywistycznym, siedem miesięcy po wybuchu rewolucji wygłosił mowę, która może nam posłużyć do ujawnienia ukrytego zamiaru rewolucjonistów aspirujących do roli biurokratów, „(…) olbrzymia większość pracowników grzeszy brakiem dyscypliny; produkcja spada w alarmującym tempie, w wielu przypadkach leci ona na łeb, na szyję; z powodu dużej odległości od frontu pracownicy nie doświadczyli wojny dostatecznie intensywnie. Dyscyplina pracownicza zaprowadzana niegdyś przymusem przez zarządców, dziś jest już nieobecna i z powodu braku świadomości klasowej wymuszającej samodyscyplinę nie została niczym zastąpiona. W swej infantylności pracownicy uwierzyli, że wszystko już zostało wygrane (…) podczas gdy w rzeczywistości prawdziwa rewolucja społeczna zaczyna się dopiero w momencie konstruowania [nowej] Gospodarki”.[136]

Piętnując postawę robotników mianem „infantylnej” Perez-Baro wyklucza możliwość uznania ich podejścia za całkowicie zdroworozsądkowe. Bardzo łatwo można wytłumaczyć dlaczego pracownicy spodziewają się, iż zajmując miejsce swych dotychczasowych szefów odniosą korzyści. Wytłumaczenie im dlaczego zastąpienie ich pracodawców przez państwo lub orwellowską radę anarchistów miałoby poprawić ich sytuację jest już nieco trudniejsze.

Nierówności istniały zarówno pomiędzy kolektywami, jak i w ich obrębie. Olbrzymia większość ich członków tłumaczy tolerancję dla tych nierówności faktem , iż płace mogłyby zostać zrównane, tylko jeśli na taki sam krok zdecydowałyby się wszystkie pozostałe kolektywy. Jak stwierdza przytaczany przez Frasera członek milicji CNT Luis Santacana, „w jego fabryce nie można było wprowadzić <<jednej>> płacy, albowiem nie istniała takowa na poziomie całego sektora. Kobiety otrzymywały wynagrodzenie o ok. 15 do 20% niższe od mężczyzn, zaś pracownicy fizyczni zarabiali mniej niż technicy.”[137] Innymi słowy, tak długo jak istniała konkurencja między pracownikami narzucenie równości było niemożliwe. Gdyby któraś z firm przestała płacić wyższe stawki wykwalifikowanym pracownikom, rzuciliby oni w niej pracę i poszukali zatrudnienia w firmach, w których egalitarne zasady nie były przestrzegane zbyt ściśle.

Wśród wszystkich przytaczanych przez Frasera przykładów problemów przed jakimi stawały samorządy pracownicze, chyba najbardziej fascynujący jest ten dotyczący opery Tivoli. Jak relacjonuje członek CNT Juan Sana, „praktycznie jedynym problemem z jakim nie musiał on [Sana] się zmagać było wprowadzenie równej płacy. Eksperyment zakończył się nagle, w dramatycznych okolicznościach, gdy pewnego dnia do Tivoli, w której związkowcy przygotowywali właśnie wystawienie cyklu oper w popularnych cenach przybył słynny tenor Hipolito Lazaro. Miał on być głównym solistą. Zanim jednak pojawiła się publika, wszedł on na scenę i zwrócił się do ogółu pracowników. <<Wszyscy jesteśmy teraz równi, na dowód czego wszyscy otrzymujemy taką samą płacę. Niech będzie, skoro jednak jesteśmy już sobie równi, dzisiaj to ja będę sprzedawał bilety, a ktoś z was niech zastąpi mnie na scenie i zaśpiewa moje partie solowe.>> To oczywiście przesądziło sprawę. Już wcześniej jednak zgłaszano protesty. Tego wieczoru kilku z nas – liderów związkowych – spotkało się na zebraniu i na samym wstępie postanowiło, iż nie rozejdziemy się dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozsądnego rozwiązania. Nie zajęło nam to zbyt długo. Główni aktorzy i śpiewacy mieli otrzymywać 750 peset za występ – co stanowiło 50-krotnie wyższe wynagrodzenie niż ich dotychczasowa stawka 15 peset za dzień. Artyści drugo- i trzecioplanowi otrzymali duże ale zróżnicowane podwyżki, nawet woźnym zafundowano wzrost płac”.[138]

Gdyby Sana zadał sobie trud nieco głębszego przemyślenia całej sprawy, mógłby wyciągnąć z tego incydentu nieco bardziej generalne spostrzeżenie – wszędzie tam gdzie funkcjonuje konkurencja wyzysk jest niemożliwy. Zasada ta znajduje zastosowanie niezależnie od tego, czy o zasoby konkurują kapitaliści czy pracownicze kolektywy. Można to łatwo wykazać w drodze prostego eksperymentu myślowego. Załóżmy, iż pracownik wykonuje jakąś czynność, która zwiększa wartość odsprzedaży jakiegoś materiału o 10 peset. Wyobraźmy sobie następnie aukcję, na której kapitaliści licytują się o prawo do skorzystania z usług tego pracownika. Jeśli jest tylko jeden licytujący, zwyczajowe obiekcje socjalistów mają pewnie sens – jedyny licytujący może zaoferować płacę na poziomie minimum utrzymania zaś pracownik może się okazać dostatecznie zdesperowany, by ja przyjąć. Jeśli licytujących jest dwóch, istnieje pewne prawdopodobieństwo, iż kapitaliści się zmówią i  zawrą między sobą korupcyjny układ określający maksymalną wysokość oferowanych przez siebie płac. Ilu jednak trzeba licytujących, by zawarcie takiej zmowy przestało być możliwe? Jak pokazują liczne przykłady rzeczywistych licytacji, w wielu przypadkach wystarczy ich tylko dwóch, przy dziesięciu jej zawarcie staje się tak trudne, że w zasadzie nie ma nawet sensu próbować. Pracownicy mogą być zdesperowani, zaś licytujący mogą być bogaci, nie ma to znaczenia, konkurencja będzie podnosić cenę, aż do momentu gdy zrówna się ona z wartością odsprzedaży towaru. Pablo Picasso żył bez grosza przy duszy i niejednokrotnie cierpiał głód, jednak dzięki istnieniu dużej liczby chętnych licytujących się o jego obrazy zdołał odsprzedać je za prawdziwa fortunę. Rzecz jasna kupujący byliby szczęśliwi gdyby konkurencja byłaby nielegalna, ale tak długo jak ona istnieje, będą oni działali we własnym interesie, nie zaś w interesie kupujących jako takich.

W każdej współczesnej gospodarce, Hiszpanii lat 1930. nie wyłączając, o usługi pracowników licytują się nie dziesiątki, lecz setki, czy nawet tysiące osób. Licytacje te nie są może tak widowiskowe, jak te odbywające się w domach aukcyjnych, ale są one równie rzeczywiste. Każdy pakiet dodatków oferowany przez pracodawcę jest sposobem na podbicie ceny proponowanej w zamian za usługi pracownika. Wystarczy kilku pracodawców, by konkurencja między nimi sprawia, iż pracownik otrzyma płacę odpowiadającej pełnej wartości wytwarzanego przez niego produktu. Dlaczego zatem w kapitalizmie część pracowników otrzymuje tak niskie płace? Prawda jest niestety taka, iż ich praca nie jest specjalnie produktywna, czy ściślej rzecz biorąc – zważywszy na dostępność innych czynników produkcji, produktywność ich pracy jest stosunkowo niska. Powodem dla którego amerykański fryzjer zarabiał więcej niż jego hiszpański odpowiednik jest to, iż w Stanach Zjednoczonych dobra kapitałowe występowały w znacznie większych ilościach niż w Hiszpanii. Jednym długoterminowym rozwiązaniem problemu hiszpańskiej biedy było zwiększenie lokalnej podaży dóbr kapitałowych, stąd też konfrontacyjna postawa związków zawodowych tak naprawdę była taktyką wybitnie przeciw-skuteczną. Hiszpańscy pracownicy powinni robić wszystko co w ich mocy, by zachęcić zagraniczny kapitał do inwestowania w Hiszpanii, jednak zamiast tego zdecydowali się oni na wystraszenie znacznej części, już i tak wątłego lokalnego kapitału. (Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż standard życia hiszpańskich robotników zaczął się znacząco poprawiać dopiero po tym jak Franco złagodził prowadzoną przez niego w latach 1940. i -50. politykę autarchii.)

Tak naprawdę socjaliści nie atakują kapitalizmu za to, że opiera się on na wyzysku pracowników, ale za to, że uniemożliwia on im jego prowadzenie. Uniemożliwia on wyzysk bardziej uzdolnionych pracowników w celu poprawy sytuacji mniej zdolnych pracowników. Były sekretarz komitetu krajowego CNT Horacio Prieto żalił się, iż „kolektywizm z którym mamy obecnie do czynienia w Hiszpanii nie jest kolektywizmem anarchistycznym, jest on produktem nowego kapitalizmu, jeszcze bardziej nieorganicznego niż tego który zburzyliśmy (…). Bogate kolektywy odmawiają przyjęcia na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności, obowiązków lub solidarności z biednymi kolektywami. (…) Nikt nie rozumie złożoności gospodarki i stopnia zależności jednego sektora od innych.”[139] Mówiąc wprost problem z „nowym kapitalizmem” polegał na tym, iż co bardziej produktywne kolektywy się wzbogacały, zaś biedniejsze nie. „Nowy kapitalizm” podobnie ja ten stary, ściśle związał ze sobą sukces i nagrodę.

Także konkurencja utrudniała CNT wyzyskiwanie pracowników. Jak stwierdził jeden z dowódców oddziałów wojskowych CNT, „kolumny były uzależnione od wiosek, nie miały żadnych innych źródeł dostaw. Gdyby nie istniały kolektywy i każdy rolnik produkował i obracał swymi towarami wedle własnego uznania, kwestia zaopatrzenia stałaby się znacznie trudniejsza”.[140] Każda kwestia jest „znacznie trudniejsza”, gdy jej rozwiązanie wymagana dobrowolnej współpracy innych osób, trzeba im bowiem wówczas zapłacić tyle, ile są oni naprawdę warci.

D. Dylemat, cz. II: Socjalizm państwowy

Pomimo bezwzględnego wyzysku jakiemu anarchistyczni bojówkarze poddali rolników, nawet ograniczona wolność, na którą zezwalały niektóre kolektywy, zaczęła wkrótce odkrywać swoją kapitalistyczną twarz. Felix Carrasquer, nauczyciel należący do FAI, tak oto relacjonuje swój udział w kongresie CNT, który odbył się w lutym 1937 r., „i wtedy zabrałem głos – sobiepaństwo kolektywów zrujnuje nasz ruch. Bogate będą prosperowały dobrze, zaś biedne będą miały nawet problem z wyżywieniem swoich członków. <<To ma być komunizm? Toż to jego całkowite przeciwieństwo. Czyją winą jest to, iż ta wioska ma dobrą glebę, a sąsiadująca z nią złą?>>”.[141] Jak stwierdza Thomas, „płace niemal w każdym kolektywie były inne, im bogatszy kolektyw, tym wyższe wynagrodzenie otrzymywali jego członkowie. Była to zapewne ironiczna, ale nieuchronna konsekwencja realizacji wolnościowego snu”.[142] Podobne stwierdzenie znajdujemy w pracy Bollotena, „obawa, iż zezwolenie na indywidualną uprawę roli może doprowadzić do wykształcenia się w przyszłości nowej klasy bogatych właścicieli ziemskich była niewątpliwie jednym z powodów, dla których co gorliwsze kolektywy zmierzały do podporządkowania sobie drobnych posiadaczy, zarówno tych którzy przystąpili do kolektywu dobrowolnie, jak i tych których do tego zmuszono”.[143]

W ostatecznym rachunku, piewcy socjalizmu nie mieli jednak powodów by obawiać się  wiejskich kolektywów. W większości przypadków kapitalizm został stłamszony przy pomocy jedynego możliwego środka – państwa. Anarchistyczne bojówki stanowiły kręgosłup nowego monopolu na środki przymusu, będącego rządem we wszystkim poza nazwą. Jego ukonstytuowanie umożliwiło hiszpańskim anarchistom wykorzystywanie rolników niczym bydła – zmuszanie ich do pracy, zapewnianie im płacy na poziomie minimum egzystencji i konfiskatę wszelkich „nadwyżek”. Bolloten przytacza interesującą w tym względzie relację Kaminsky’ego z Alcory, „społeczność jest reprezentowana przez komitet (…). Wszystkie pieniądze mieszkańców Alcory, ok. 100 000 peset, znajdują się w jego rękach. Komitet wymienia produkty społeczności na dobra, których jej brakuje, a te których nie może dostać w drodze wymiany kupuje. Pieniądze zostały wszelako utrzymane jako środek doraźny i pozostaną w obiegu jedynie do czasu, gdy inne społeczności nie podążą śladem Alcory. Komitet jest głową rodziny. Wszystko należy do niego, wszystkim kieruje, o wszystko się troszczy. Każda specjalna potrzeba musi być mu przedłożona pod rozwagę, tylko on ma prawo decydować. Ktoś mógłby się obawiać, czy członkowie komitetu nie staną się nowymi biurokratami, a nawet dyktatorami. Taka ewentualność nie umknęła jednakże uwadze mieszkańców wioski. Zadbali o to, by skład komisji odnawiano w krótkich odstępach czasu, tak by każdy mieszkaniec mógł w nim zasiadać przez pewien okres”.[144]

A co z tymi, którzy nie chcieli być ani członkami kolektywu, ani też podlegać jego decyzjom? Tymi, którzy chcieli pracować na własny rachunek, wzbogacić się i odmawiali dzielenia choćby jednej pesety z innymi? Spotkaliby się zapewne oni z taką samą reakcją jakiej we współczesnych państwach poddawane są osoby unikające opodatkowania – z coraz ostrzejszymi groźbami i sankcjami stosowanymi aż do czasu gdy podporządkują się one lub stracą swój majątek.

Przeprowadzony przez Frasera wywiad z rolnikiem z Navarro jednoznacznie potwierdza, iż anarchistyczne „komitety” były niczym innym, jak tylko państwem. „Gdy już podjęto decyzję [o powołaniu kolektywu] formalnie kwestię dobrowolnego przyłączenia się doń pozostawiono rolnikom. [Gdy jednak] Mariano Franco wrócił z frontu zwołał zebranie na którym ogłosił, iż bojówkarze zagrozili odebraniem inwentarza wszystkim osobom, które nie przystąpiły do kolektywu. Tak jak w Mas de Las Matas wszelkie zapasy pozostające w rękach prywatnych miały zostać wydane [kolektywowi].” Inny rolnik Martinez podaje Fraserowi kolejne szczegóły, „podzielał on ogólne niezadowolenie z konieczności przekazania całej swojej produkcji do wspólnego składu w zamian za otrzymanie indywidualnych racji. Kolejną złą w jego mniemaniu rzeczą był sposób prowadzenia przez kolumny milicji rekwizycji żywego inwentarza, za który wystawiano bony. Ponieważ został wybrano delegatem ds. żywego inwentarza kilka razy udał się do Caspe w celu spieniężenia tych bonów, jednak wyprawy te okazały się bezskuteczne. Tak jak w innych miejscach, zniesienie pieniędzy wkrótce doprowadziło do bicia lokalnych środków płatniczych – początkowo zadanie to wykonywał kowal bijący otwory w metalowych krążkach, później zaczęto drukować je na papierze. Te pieniądze – 1.5 pesety na dzień – były wedle wspomnień lokalnego nauczyciela dystrybuowane wśród członków kolektywu na ich <<zachcianki, czyli wszystko to co wykraczało poza środki niezbędne do utrzymania się przy życiu>>”.[145] (Dla porównania, jedne z rolników podał, iż przed wojną zarabiał 250 peset na miesiąc.) Nawet greccy i rzymscy właściciele niewolników często uznawali prawo tych ostatnich do posiadania czegoś na własność (tzw. peculium); te półtora pesety na zbytki pewnie i wielu niewolnikom wydałoby się skąpstwem.

Mimo powyższych uwag, w początkowym okresie kolektywizacji wsi kolektywy rzeczywiście były w pewnej mierze „sobiepaństwami” i nie jest wykluczone, iż mobilność rolników doprowadziłaby w końcu do złagodzenia uciążliwości reżimu lokalnych komitetów. Liderzy anarchistów wyczuli to zagrożenie niemal instynktownie i wkrótce zaczęły się pojawiać głosy nawołujące do powołania regionalnych a nawet ogólnokrajowych „federacji”. Jak relacjonuje Fraser, podczas kongresu [CNT] w lutym 1937 r. „jednym z najważniejszych konsensusów jakie osiągnięto było zniesienie wszelkich pieniędzy, łącznie z lokalnymi środkami płatniczymi i zastąpienie ich ujednoliconymi książkami potrzeb [ratio books, coś jak kartki na zakupy]; pozwolenie drobnym posiadaczom na pozostanie poza kolektywami pod warunkiem, iż <<nie będą oni naruszali interesów kolektywu>> (nie mogli oni też korzystać z jakiejkolwiek pomocy z jego strony); zorganizowanie kolektywów nie na poziomie lokalnym lecz regionalnym oraz wniesienie sprzeciwu wobec monopolu Rady Aragonii na handel międzynarodowy”.[146] Przyjęte na kongresie samoograniczenia miały niewątpliwie na celu ochronę Rady Aragonii przed atakami ze strony rządu centralnego i komunistów; dalsza część porozumienia ujawnia zamiar jeszcze dalej idącego wyzysku rolników.

Anarchistyczny historyk Peirats tak oto opisuje późniejszą konferencję z lipca 1937 r.,  podczas której CNT przedstawiła swe długoterminowe plany w sposób jeszcze bardziej oczywisty, „komitet krajowy CNT zwołał Krajowy Zjazd Rolników, mający na celu powołanie Krajowej Federacji Rolników będącej przybudówką [CNT]. Głównym zadaniem wskazanym w jej statucie była integracja na poziomie krajowym gospodarek rolnych wszystkich stref obejmująca zarówno kolektywy, jak i drobnych posiadaczy. W skład federacji mogły też wchodzić kolektywy zorganizowane przez UGT, nadto uczyniono ją odpowiedzialną za udzielanie wszystkim jej członkom wszelkiego rodzaju pomocy technicznej. Mali posiadacze ziemscy, indywidualni rolnicy i kolektywy nie przyłączone do Federacji miałyby pełną swobodę prowadzenia działalności rolniczej na swoich terenach, ale nie mogłyby stać się częścią ogólnokrajowych planów mających na celu osiągnięcie możliwie najlepszych zbiorów, przetwarzanie niektóry plonów na bardziej wartościowe i zwalczanie chorób roślin i zwierząt gospodarskich. Sfederowani rolnicy zostali zobowiązani do dostarczania Krajowej Federacji danych statystycznych dotyczących obecnej i planowanej produkcji i wszelkich innych informacji niezbędnych do przygotowania planu generalnego. Federacja miała być jedynym dystrybutorem i eksporterem produktów rolnych. Uprawiający rolę mogli zachować dla siebie tyle produktów ile wynikało z ich potrzeb konsumpcyjnych, niemniej jednak mieli obowiązek dostosowania się do restrykcji, które mogłyby zostać wprowadzone w dowolnym momencie dla <<zapewnienia równych praw wszystkich konsumentów, bez dyskryminacji>>. Nadwyżki miały być przekazywane Federacji, która płaciłaby za nie <<zgodnie z ich lokalną wartością>>  lub wedle ceny ustalonej przez krajową radę planowania (…). Federacja miała też ułatwiać migrację rolników z terenów o małym areale upraw do terenów potrzebujących pracowników. Miała ona również nawiązać relacje z wszystkimi innymi ekonomicznymi organami CNT i innych grup krajowych i międzynarodowych, utworzyć systemy pomocnicze do zrównania płatności we wszystkich strefach, narodowych i zagranicznych. Solidarność i pomoc wzajemna, w tym kompensaty za pożary, wypadki, zarazy, choroby, osierocenia i przejście na emeryturę miały być dostępne także dla osób nie będących członkami kolektywów”.[147]

Krótko mówiąc, w celu kontroli nad wiejską populacją CNT zamierzało stworzyć wszechmocne państwo; zarekwirować rolnikom wszelkie „nadwyżki”  płacąc za nie rekompensaty, których wysokość miała określać wedle własnego uznania i przenosić rolników, „na tereny potrzebujące pracowników”. Zważywszy na fakt, iż CNT gwarantowało rolnikom minimum egzystencji pozbawiając ich jednakże wypracowanych przez nich nadwyżek, wydaje się mało prawdopodobny by jakikolwiek rolnik był skłonny się przesiedlić. Kwestia ta obchodziła jednak CNT w takim samym stopniu, co rolnika obchodzi to czy jego krowy mają ochotę przenieść się na nową łąkę.

W styczniu 1938 r. CNT ujawniła także plan ograniczenia swobód miejskich kolektywów. Jak relacjonuje Fraser, „CNT na swoim poszerzonym Plenum Ekonomicznym w Walencji dokonało rewizji wielu swoich wcześniejszych stanowisk. Wyraziła ona zgodę na zróżnicowane płace, przegłosowała utworzenie korpusu inspektorów fabrycznych nadzorujących rady pracownicze, powołanie centralnej administracji wszystkich przedsiębiorstw oraz kolektywów wiejskich kontrolowanych przez CNT , wprowadzenie centralnego planowania przez Radę Ekonomiczną CNT, ukonstytuowanie banku syndykalistycznego oraz rozwój kooperatyw konsumenckich. W kolejnym miesiącu na mocy umowy zawartej z UGT, [CNT] wezwała do nacjonalizacji kopalń, kolei, przemysłu ciężkiego, systemu bankowego, telekomunikacji oraz linii lotniczych (przy czym CNT  interpretowało nacjonalizację jako przejęcie przez państwo przedsiębiorstw i przekazanie ich w zarządzanie pracownikom, zaś socjaliści, iż to państwo miało kierować przemysłem).”[148]

Bolloten podaje dalsze szczegóły umowy zawartej pomiędzy CNT i UGT (należy przy tym pamiętać, iż UGT posiadało dwa główne skrzydła – komunistyczne i socjalistyczne). „Jakkolwiek umowa potwierdzała, iż kontrola pracownicza jest najcenniejszym dorobkiem [rewolucji] i wzywała do legalizacji kolektywów, stanowiła ona całkowite zaprzeczenie anarchistycznej doktryny, albowiem uznawała ona nadrzędność władzy państwa nie tylko w tych dwóch kwestiach, ale także w tak istotnych zagadnieniach jak nacjonalizacja przemysłu czy [kontrola nad] regularnym wojskiem. Mimo to umowa ta została entuzjastycznie przywitana przez prasę należącą do CNT, a nawet przez niektóre grupy FAI, w tym jej komitet regionalny. [W] dłuższej perspektywie okazało się jednak, iż ani kontrola pracownicza, ani nawet kolektywy nie uzyskały statusu prawnego. Wydaje się, iż w ostatecznym rachunku umowa przyniosła korzyści jedynie komunistom i ich sprzymierzeńcom (…).”[149]

Dla części anarchistów umowa ta była wynikiem kompromisu. Jednak nawet wczesne programy CNT zawierały postanowienia przewidujące pełnię władzy dla CNT. Jak wykazuje Bolloten, już od pierwszych dni rewolucji wielu anarchistów oraz wydawane przez nich pisma nawoływały do wprowadzenia anarchistycznej dyktatury. Uwagi te dowodzą, iż nawet ci spośród anarchistów, którzy sprzeciwiali się przejmowaniu pełni władzy, często zakładali, iż jak tylko nacjonaliści zostaną pokonani, zostanie szybko ustanowiona anarchistyczna dyktatura. „Nawet jeśli [w początkowym okresie rewolucji] anarchosyndykaliści szanowali własność niezamożnych osób, niektórzy z nich nie kryli, iż było to jedynie czasowe rozluźnienie [zasad], wyłącznie na okres trwania wojny.<< Gdy tylko wojna się zakończy i faszyzm zostanie zwyciężony>>, ostrzegał prominentny anarchosyndykalista z Walencji [Tomas Cano Ruiz, przyp. BC], <<ograniczymy wszelkie formy drobnej własności w dowolny satysfakcjonujący nas sposób. Zintensyfikujemy kolektywizację i socjalizację, by uczynić je kompletnymi>>.”[150]

Całkowita kolektywizacja wsi, tak jak i całkowita kolektywizacja w ośrodkach miejskich była ostatecznym (jeśli nie najbliższym) celem anarchistów. „Jak czytamy w Tierra y Libertad, organie FAI mającym silny ideologiczny wpływ na związki zrzeszone w CNT, <<ci, z rolników którzy rozumieją korzyści płynące z kolektywizacji lub posiadają niezmąconą rewolucyjną świadomość i którzy już rozpoczęli wprowadzanie  [kolektywnej uprawy roli] powinni podjąć wszelkie skuteczne środki by pchnąć ku niej opornych. Nie możemy zgodzić się na utrzymanie drobnych posiadłości ziemskich (…), albowiem własność prywatna ziemi zawsze prowadzi do powstania mentalności burżuazyjnej, kalkulującej i egoistycznej, którą chcemy wyeliminować raz na zawsze. Chcemy dokonać moralnej i materialnej rekonstrukcji Hiszpanii. Nasza rewolucja będzie zarazem ekonomiczna i etyczna>>.”[151] Jest oczywistym, iż tego rodzaju rewolucji pragnęło wielu hiszpańskich anarchistów; rewolucji, która tak jak inne współczesne totalitarne rewolucje, zniewoliłaby nie tylko ciała ale i umysły. Oceniany z tej perspektywy często chwalony nacisk jaki anarchiści kładli na edukację wydaje się być szczególnie złowieszczy.

Olbrzymia większość dowodów wykazuje, iż kontrola pracownicza nie doprowadziła do wyeliminowania chciwości, nierówności i konkurencji, a więc tych cech za które anarchosyndykaliści krytykowali system kapitalistyczny. Klasyczni anarchiści wielokrotnie podkreślali, iż jak tylko państwo zostanie obalone, kapitalizm automatycznie upadnie. Kompletnie się mylili. Tam gdzie państwo zostało obalone, kapitalizm zmienił jedynie swoją formę; z pewnością nie przestał on istnieć. Prawdziwa kontrola pracownicza oznaczała jedynie zmianę osób otrzymujących dywidendę i nic więcej. Jedynym możliwym sposobem wyeliminowania kapitalizmu było utworzenie nowego państwa (często pod inna nazwą, jak np. „rada” czy „komitet”) i wymuszanie posłuszeństwa przy pomocy wszelkich możliwych środków.

 

4. Filozofia i hiszpańscy anarchiści

 

Niektóre pożałowania godne wybory hiszpańskich anarchistów były efektem niechcianych kompromisów z silnymi sprzymierzeńcami. Także wiele złych uczynków, od których powstrzymali się anarchiści było efektem zawarcia niechcianych kompromisów. Wielu autorów zrzuca winę za „nadużycia” na wojnę, która sprawiła iż łamanie anarchistycznych ideałów stało się opłacalne. Niemniej jednak wydaje się niezbędnym podkreślenie, iż nawet koalicje z przymusu i warunki wojenne nie sprawiają, iż jakieś czyny stają się „konieczne”. Sprawiają one jedynie, iż pewne działania stają się bardziej atrakcyjne, czy też mniej uciążliwe. Zabijanie osób podejrzewanych o faszystowskie sympatie nie było „konieczne”, było ono co najwyżej mniej uciążliwe. Jednak niższa uciążliwość nie sprawia, iż morderstwo staje się mniej karygodne.

Pojawia się wszelako pytanie: w jakim zakresie tyrańskie zapędy i zbrodnie popełnione przez hiszpańskich anarchistów były wynikiem praktycznej realizacji głoszonych przez nich idei? Czy przy sprzyjających okolicznościach idee te mogły stać się podstawą zbudowania wolnego i sprawiedliwego społeczeństwa? W tej części niniejszego eseju postaram się dowieść, iż ideały hiszpańskich anarchistów były całkowicie błędne. Dylematy, przed którymi stanęli były w dużej mierze wynikiem opowiadania się przez nich za wewnętrznie sprzecznymi i nieprzemyślanymi ideami; w konsekwencji wszędzie tam gdzie doszli do władzy działali w oparciu o swe najbardziej totalitarne impulsy. Popełnione przez nich błędy miały podłoże epistemologiczne, mówiąc wprost hiszpańscy anarchiści byli kierującymi się emocjami, dogmatycznymi zelotami, którzy odrzucając rygorystyczne teorie poprowadzili miliony osób do walki o osiągnięcie nienawistnego celu.

 

A. Czym jest wolność?

 

Pisma, wypowiedzi a nawet tytuły periodyków wydawanych przez hiszpańskich anarchistów głoszą ich miłość do wolności i pragnienie swobody. Klasyczni anarchiści, tacy jak Bakunin, sprzeciwiali się państwowemu socjalizmowi albowiem pozostawał on w sprzeczności z ludzką wolnością. Co hiszpańscy anarchiści rozumieli pod pojęciem „wolności”?

Wolność sumienia, tj. swoboda wyznawania czegokolwiek bez obawy o poniesienie sankcji prawnych z pewnością nie mieściła się w ich rozumieniu tego pojęcia. Bezwzględnie prześladowali katolicyzm, zabijając wielu kościelnych oficjeli, paląc kościoły i zakazując edukacji religijnej. Jakkolwiek Bolloten zaznacza, iż wiele z wcześniej omówionych „kompromisów” spotkało się w gronie anarchistów z wewnętrzną opozycją, nie wspomina on ani słowem o tym, by ideologowie hiszpańskiego anarchizmu postrzegali nietolerancję religijną jako coś sprzecznego z wyznawanymi przez nich ideami. Przeciwnie, co bardziej radykalni przedstawiciele tego nurtu głosili, iż katolicyzm jest fałszywy ergo powinien zostać zduszony. „Główny organ prasowy CNT w Madrycie ogłosił w jednym ze swych komentarzy redakcyjnych, iż <<katolicyzm musi zostać bezwzględnie odrzucony. Nie domagamy się tego by zburzono wszystkie kościoły, lecz by nie pozostał w nich żaden ślad po religii oraz by czarne pająki fanatyzmu nie mogły snuć w nich jadowitych i struchlałych sieci, w które nasze moralne i materialne wartości były do niedawna chwytane niczym muchy. W Hiszpanii, bardziej niż jakimkolwiek innym kraju, Kościół Katolicki zawsze stał w awangardzie reakcyjnych celów oraz wszelkich ataków wymierzonych w lud i wolność>>.”[152] Żaden z cytowanych w tej kwestii przez Bollotena anarchistów nie przejawiał nawet odrobiny zrozumienia dla zasady, iż idee powinny być tolerowane, nawet jeśli są one fałszywe, reakcyjne czy wsteczne.

Podobnie żaden hiszpański anarchista nie wyraził zasadniczego sprzeciwu wobec zabijania ludzi z powodu ich poglądów politycznych. Zamiast tego anarchiści krytykujący zabójstwa podnosili, iż zabijanie ludzi uderza w wizerunek rewolucji, wywołuje strach u zwykłych robotników lub alienuje klasę średnią. Próżno wśród tych głosów szukać opinii, iż falangiści, monarchiści, czy katoliccy zwolennicy korporacjonizmu mają niezbywalne prawo do swych poglądów, tak długo jak nie usiłują ich wprowadzić w życie. Takie stanowisko w ogóle nie mieściło się w anarchistycznym światopoglądzie.

„Wolność” propagowana przez anarchistycznych radykałów nie obejmowała też swobody spożywania alkoholu, palenia tytoniu, a niekiedy nawet picia kawy. Jak tłumaczy Bolloten, „purytanizm był jedna z cech charakterystycznych [hiszpańskiego] ruchu wolnościowego. Jak twierdzi jeden z najwybitniejszych znawców hiszpańskiego anarchizmu George Esenwein, purytanizm był <<jedną z myśli przewodnich ideologii anarchistycznej, obecną od samego początku ruchu w 1868 r. aż po okres wojny domowej. Pogląd ten, zrodzony na gruncie spostrzeżenia o moralnej dychotomii między proletariatem a klasą średnią, głosił ponad wszystko styl życia nieskażony materialistycznymi wartościami. Nadużywanie alkoholu, palenie tytoniu i inne praktyki uznawane za atrybuty klasy średniej znajdowały się niemal zawsze na cenzurowanym>>”.[153] Jakkolwiek prohibicja znienawidzonych używek została najprawdopodobniej przeprowadzona jedynie w niektórych z wiejskich kolektywów, to właśnie anarchistyczni prohibicjoniści byli najbardziej radykalni. Tak więc hiszpańscy anarchiści nie tylko odrzucali prawo swych oponentów do wyznawania ich poglądów, ale także prawo swych domniemanych sprzymierzeńców do kontrolowania własnego ciała. Dla podjęcia decyzji o zakazie pewnych działań anarchistom wystarczyło przekonanie, iż mają one niekorzystne konsekwencje; najwyraźniej nie przeszło im nawet przez myśl, iż ludziom przysługuje prawo do robienia różnych rzeczy niezależnie od tego jak złe mogą się dla nich okazać ich skutki.

Pomimo propagowania przez hiszpańskich anarchistów „wolnej miłości” także ich podejście do seksualności dalekie było od postawy tolerancji. Krucjata purytańskich anarchistów przeciwko prostytucji jest jeszcze jednym dowodem na ich paternalizm i nietolerancję. Jak pisze Bolloten, „sam pamiętam, jak  przedstawiciele hiszpańskiej klasy średniej wyszydzali anarchistów zamykających domy publiczne i kierujących prostytutki do użytecznej pracy. Jednak dla zadeklarowanych anarchistów oczyszczenie społeczeństwa stanowiło wyznanie wiary. W zbiorze wspomnień zredagowanym przez Ronalda Frasera znajdujemy relację młodego Eduardo Pons Pradesa, który przysłuchiwał się rozmowie dorosłych na temat kroków, które powinny zostać podjęte [w sprawie prostytucji], <<Słuchajcie, a co z kobietami pracującymi w tych przybytkach nieprawości?>> <<Musimy je wybawić [z opresji], wyedukować by zyskały szansę robienia czegoś bardziej wartościowego>> „A pytałeś się w ogóle ich, czy chcą być wybawione?>> <<Jak możesz być tak głupi? Czy ty chciałbyś być wykorzystywany w którymś z tych przybytków?>> <<Oczywiście, że nie, ale po latach pracy w tym miejscu nie jest łatwo się zmienić>> <<Cóż będą musiały. Pierwszym obowiązkiem rewolucjonisty jest oczyszczenie tego miejsca; oczyszczenie ludzkich sumień>>.”[154] Jak widać na powyższym przykładzie celem anarcho-purystów było zmuszenie ludzi do życia wedle ich nakazów, zaś pragmatycy krytykowali ich dążenia jako niepraktyczne. A można by się spodziewać, iż skoro anarchiści cenili  „wolność” ponad wszystkie inne wartości, powinni przyjąć, iż kobiet nie powinno się zmuszać by powstrzymywały się od uprawiania seksu za pieniądze.

Nie zamierzam dyktować ludziom w jaki sposób powinni posługiwać się słowami, zastrzegam sobie wszelako prawo do przetłumaczenia terminów użytych w sposób niestandardowy na język powszechny. Hiszpańscy anarchiści nie kochali „wolności” w normalnym znaczeniu tego słowa. „Wolność” w rozumieniu hiszpańskich anarchistów oznaczała „wolność” do życia w sposób, który oni sami uznawali za słuszny.

Wielu z hiszpańskich anarchistów było autentycznymi przeciwnikami etatyzmu, jednakże z uwagi na fakt, iż europejski anarchizm był w praktyce odpryskiem europejskiego państwowego socjalizmu nie dysponowali oni anty-etatystyczną tradycją, na której mogliby się opierać. Podobnie jak państwowi socjaliści, hiszpańscy anarchiści praktycznie zupełnie nie zdawali sobie sprawy z istnienia liberalnej tradycji anty-etatystycznej, której przyswojenie pozwoliłoby im na zrewidowanie poglądów na temat tego, co to znaczy być wolnym.[155] Jak w opublikowanej raptem na dziewięć lat przed wybuchem hiszpańskiej wojny domowej książce Liberalizm w tradycji klasycznej pisał Ludwig von Mises, „Liberalizm domaga się tolerancji z powodów pryncypialnych, a nie oportunistycznych. Domaga się on tolerancji nawet dla oczywiście nonsensownych teorii, absurdalnych form heterodoksji i dziecinnie naiwnych przesądów. Domaga się on tolerancji dla doktryn i poglądów, które uznaje za szkodliwe i rujnujące dla społeczeństwa, a nawet dla ruchów, z którymi niestrudzenie walczy (…). Liberalizm zwalcza to co głupie, bezsensowne, błędne i złe, siłą umysłu, nie zaś brutalną przemocą i represjami”.[156]

Ci, europejscy anarchiści, którzy byli (i są) zaznajomieni z klasycznym liberalizmem, często drwili z tego jak „wąska” jest liberalna wizja wolności. Ich zdaniem, liberałowie domagając się jedynie prawa do wolności od agresji skierowanej przeciwko osobie lub własności, ignorują wiele innych form społecznej dominacji. W przekonaniu anarchistów liberałowie całkowicie pomijają ideologiczną dominację kościoła, seksualną dominację mężczyzn nad kobietami, dominację kapitalistów nad pracownikami, dominację alkoholu i narkotyków nad umysłami, etc.

Hiszpańscy anarchiści nigdy jednak nie zastanawiali się nad następującym problemem teoretycznym. Uznając jakiś niemiły, ale nieagresywny akt za „dominację” pośrednio usprawiedliwia się użycie przemocy w celu jego powstrzymania. Jeśli katolicyzm jest „dominacją”, wówczas zabijanie księży jest formą samoobrony. Jeśli prostytucja jest „dominacją”, to zamykanie domów publicznych i kierowanie prostytutek do innej pracy jest formą wyzwolenia. Jeśli praca najemna jest „dominacją”, to zakazanie jakiejś osobie zatrudniania pracowników za ich zgodą (w tym także pracowników mających możliwość pracy w dużych kolektywnych gospodarstwach) chroni pracownika przed wiktymizacją. Po chwili refleksji łatwo jest zauważyć do czego prowadzi tego rodzaju rozumowanie. Rozszerzając znaczenie „dominacji” tak, by objęło ono niemal każde zachowanie, pozbawia się ludzi jakiejkolwiek wolności. To co po niej zostaje, to orwellowska „wolność” do życia w zgodzie z tym co anarchistyczna rada uznaje za jedynie słuszne.

Jeśli „wolność” ma znaczyć cokolwiek, musi oznaczać zgodę na oddawanie się wielu niemoralnym czynnościom bez obawy przed karą. Słowa mogą urazić czyjeś uczucia, poniżyć jakieś osoby, lub przekonać je do podporządkowania swego życia idiotyzmom. Jeśli jednak jest coś, co z pewnością nie jest „dominacją” lub „przemocą”, to na pewno jest nią ujawnianie światu swych poglądów.

Podobnie, jeśli jednostka musi podporządkować swoje życie jakiemuś celowi w obawie przed karą, nie jest ona wolna. Jeśli musi ona wziąć udział w wojnie z Franco, wspomagać potrzebujących, pracować na sukces kolektywu, albowiem w przeciwnym wypadku czeka ją kara, nie jest ona wolna. Nie jest ona wolna nawet jeśli idea, której musi się ona podporządkować jest szlachetna, sprawiedliwa i słuszna.

Hiszpańscy anarchiści kochali słowa takie jak „wolność” czy „swoboda” ale nie na tyle, by zastanowić się nad ich znaczeniem. Zakładali, iż są one oczywiste i że nie ma potrzeby ustalania zawczasu co powinno być wolno robić, a co nie. Zamiast tego skupili się na rozważaniu tego, co przystoi wolnym osobom. Nie zastanawiali się zbytnio nad kwestią tego jak traktować tych, którzy planują inaczej skorzystać z wolności. Bądź to zakładali oni, iż po obaleniu państwa nastanie niespotykana jednomyślność, bądź też planowali zabić wszystkich tych, którzy nie pasowali do owego niezmąconego obrazu, albo co najbardziej prawdopodobne – podchodzili do tego problemu zbyt emocjonalnie by się nad nim zastanowić.

 

B. Socjalizm, wolność, państwo

 

Część współczesnych sympatyków hiszpańskich anarchistów dowodzi, iż abolicja państwa w weberowskim znaczeniu tego słowa wcale nie była ich celem. Zwolennicy tej tezy utrzymują, iż hiszpańscy anarchiści definiowali „państwo” bardzo wąsko, tj. jako prawnie ustanowiony monopol na stosowanie przemocy na danym obszarze. I tak np., w krytycznej nocie do mojego tekstu pt. Wszystko co chcesz wiedzieć o anarchizmie a o czym ja nie mam czasu pisać Tom Wetzel stwierdza, iż „jeśli spojrzeć na pojęcie <<państwa>> w sposób abstrakcyjny, jak np. Weber uczynił to w swej definicji, wówczas okaże się, że anarchosyndykaliści wcale nie zmierzali do obalenia państwa czy rządu lecz ich radykalnej decentralizacji. Sami anarchiści nie ujmowali tego w ten sposób, jednakże można zasadnie argumentować, iż taka była właśnie logiczna konsekwencja głównych założeń jednego z najważniejszych nurtów lewicowego anarchizmu”.[157]

Z mojej lektury debat prowadzonych przez hiszpańskich anarchistów wynika jednakże, iż pogląd prezentowany przez Wetzela miał charakter mniejszościowy i kojarzony był z postaciami takimi jak Horacio Prieto. W pracach Bollotena znajdujemy wiele odwołań do żalów anarchistów z powodu konfliktu pomiędzy teorią a praktyką. Jak stwierdza przywoływany autor, „w miarę jak konflikt pomiędzy <<kolaboranckimi>> a <<absencjonistycznymi>> tendencjami ruchu wolnościowego narastał, część zwolenników współpracy z rządem zaczęła dowodzić, iż udział CNT w radzie ministrów nie narusza ani zasad, ani praktyki anarchizmu; inni przyznawali, że kolaboracja stanowi wyłom w doktrynie, utrzymując jednocześnie, iż okoliczności wymagają dostosowania się do wymogów rzeczywistości. Jak pisał członek komitetu krajowego CNT Manuel Mascarell, <<filozoficzne koncepcje anarchizmu są wspaniałe, ale w konfrontacji z tragicznymi okolicznościami wojny, z którą się zmagamy – niepraktyczne>>”.[158]

Bolloten przytacza również słowa F. Montseny radykalnej anarchistki, która w ostateczności zdecydowała się na wejście w skład centralnego rządu, „inne partie, organizacje i sektory nie są w stanie uznać wagi, tak ówczesnych jak i obecnych, napięć wewnątrz ruchu [anarchistycznego] i w sumieniach jego członków wywołanych przez udział CNT w rządzie. Oni nie są w stanie uznać ich wagi, ale lud jest, a jeśli nie jest to powinien o nich zostać poinformowany. Powinno mu się powiedzieć, iż dla nas – [anarchistów] nieprzerwanie walczących z państwem i od zawsze utrzymujących, iż z pomocą państwa nie można osiągnąć niczego, dowodzących, że słowa takie jak <<rząd>> czy <<władza>> znamionują negację wszelkiej wolności jednostek i narodów – przystąpienie, jako organizacji i poszczególnych osób do rządu stanowiło bądź to akt historycznej zuchwałości o fundamentalnym znaczeniu, bądź też całkowite zerwanie z wszelkimi osiągnięciami ruchu na polu teorii i taktyki. Wiedzieliśmy jedynie, iż znaleźliśmy się w rozterce (…).”[159]

Także przedwojennych poglądów hiszpańskich anarchistów nie da się pogodzić z twierdzeniami jakoby domagali się oni nie tyle abolicji państwa, co jego „radykalnej decentralizacji”. Jak wykazuje Fraser, w omawianym okresie istniały dwa główne nurty hiszpańskiego anarchizmu.

Pierwszy „opierał się na wiejskim życiu i wiejskiej rewolucji. (…) Ten nurt, w jego zdecydowanej apolityczności, anty-parlamentaryzmie, anty-militaryzmie, anty-klerykalizmie i głębokiej niechęci do wszelkich form państwa i partii politycznych, w tym zwłaszcza partii robotniczych, za swą główną metodę aktywności uznawał strajki generalne, sabotaż, bojkot i rewoltę. Powszechny odbiór tej ideologii można wyrazić za pomocą szeregu prostych równań: polityka = sztuka oszukiwania ludu; partie = nie ma między nimi żadnej różnicy; wybory = szwindel; parlament = miejsce korupcji; armia = zorganizowana przestępczość; policja = płatni zabójcy na usługach burżuazji.”[160]

Drugi z nurtów zidentyfikowanych przez Frasera reprezentowali anarchiści z miejskich ośrodków przemysłowych. Zgodnie z ich poglądami, „po tym jak wszystkie zakłady pracy zostaną przejęte przez zarządzające nimi komitety związkowe, niezbędnym stanie się powołanie Krajowej Federacji Przemysłowej łączącej lokalne związki, z których każdy miał odpowiadać za ustanowienie i utrzymywanie relacji pomiędzy poszczególnymi fabrykami danego sektora”.[161]

Przy czym jak zaznacza Fraser, „oba nurty łączyło przekonanie, iż klasa robotnicza powinna przejąć fabryki oraz inne zakłady pracy i zarządzać nimi kolektywnie, na tym zmiany miały się zakończyć. (…) Przejęcie fabryk i innych miejsc pracy, niezależnie od tego czy zostało dokonane z użyciem przemocy, czy też bez niej, nie było początkiem rewolucji zmierzającej do ustanowienia nowego porządku, lecz jej ostatecznym celem. Pogląd ten opierał się na specyficznym podejściu do państwa. Każde państwo, czy to burżuazyjne, czy też robotnicze, uznawane było [przez anarchistów] za siłę opresyjną (…). Państwa nie trzeba było zdobywać, zniszczyć a następnie zastąpić nową rewolucyjną władzą. Przeciwnie, jeśli uda się je obalić, wszystkie niegodziwości, w tym opresja znikną”.[162] Jak zatem wynika z powyższej analizy Frasera, oba nurty zamierzały obalić państwo w szerokim weberowskim rozumieniu tego terminu.

Z powyższych uwag jasno wynika, iż hiszpańscy anarchiści wielokrotnie podkreślali, iż ich doktrynalnym celem jest obalenie państwa, zaś kontekst ich wypowiedzi wskazuje, iż terminem tym posługiwali się w jego standardowym znaczeniu, czego dowodem może być choćby fakt wielokrotnego potępienia przez nich zarówno państwa robotniczego, jak i demokracji parlamentarnej, a także sprzeciw wobec ustanowienia jakiejkolwiek władzy rewolucyjnej. Należy zatem zaznaczyć, iż jakkolwiek pogląd prezentowany przez Wetzela jest zbliżony do poglądu wyznawanego przez część liderów ruchu anarchistycznego takich jak Horacio Prieto, to jednak był on mniejszościowy i spotkał się ze zdecydowaną krytyką ich współtowarzyszy.

Pomimo jednak zdecydowanego potępienia państwa, za każdym razem gdy hiszpańscy anarchiści dysponowali odpowiednią siłą, bądź to tworzyli nowy- bądź też przystępowali do już istniejącego rządu. Dlaczego? Wydaje się, iż odpowiedzi na to pytanie należy szukać w ich całkowicie błędnym przekonaniu, iż jak tylko kapitaliści zostaną „zastąpieni” przez rady pracownicze kapitalizm zaniknie. Tymczasem zastąpienie kapitalistów oznaczało jedynie, iż pracownicy zostali przekształceni w właścicieli. Rezultat tej zmiany był anarchistyczny lecz nie socjalistyczny. Dla kierowania miejskimi kolektywami czy skolektywizowania rolników, nie wystarczyło odsunąć na bok kapitalistów, w tym celu niezbędnym okazało się ustanowienie państwa.

I tu właśnie kryje się anarchistyczny dylemat: kapitalistyczny anarchizm czy socjalistyczny etatyzm? Opowiedzenie się za kapitalistycznym anarchizmem oznaczało szybkie odrodzenie się chciwości, nierówności i konkurencji. Zjawiska te były dla hiszpańskich anarchistów bardzo trudne do zaakceptowania. Co więcej gdyby uznali oni chciwość, nierówności i konkurencję za cenę, którą trzeba zapłacić, jeśli nie chce się dopuścić do odbudowy wszechmocnego państwa, odcięliby się od źródła swojej rewolucji. Jeśli nierówności w obrębie i pomiędzy kolektywami są moralnie akceptowalne, cóż było niemoralnego w przedwojennych nierównościach między kapitalistami a robotnikami?

Kapitalistyczny anarchizm był dla wielu hiszpańskich anarchistów tak dalece niestrawny, iż zdecydowali się oni na współudział w rządzie w celu wprowadzenia socjalizmu; co więcej wydarzenia mające miejsce na późniejszych etapach wojny domowej dowodzą, iż z biegiem czasu stawali oni się coraz większymi zwolennikami socjalizmu i coraz mniej zdecydowanymi przeciwnikami państwa. Jest to o tyle problematyczne, iż wielu najwybitniejszych teoretyków europejskiego anarchizmu zdecydowanie odrzucało państwowy socjalizm uznając go za tyranię. Jak pisał Bakunin, „ale ta mniejszość, głoszą marksiści, będzie składała się z robotników. Tak, pozwolę sobie jednak dodać, iż będą to byli pracownicy, ale jak tylko staną się oni władcami i reprezentantami ludu, przestaną być proletariuszami i będą patrzyli na robotników z wyżyn swojego politycznego szczytu. Nie będą oni już dłużej reprezentowali ludu, a jedynie siebie samych (…) Ten kto w to powątpiewa, nie wie nic o naturze ludzkiej.”[163] Co więcej, w 1936 r. było już oczywiste, iż totalitarna socjalistyczna dyktatura Stalina potwierdziła przepowiednie Bakunina w znacznie większym stopniu niż ktokolwiek z współczesnych mu osób mógł podejrzewać.

Radzieckie doświadczenia stanowiące dramatyczny dowód na prawdziwość prognoz Bakunina powinny skłonić hiszpańskich anarchistów do uczynienia jego analiz centralnym punktem swej doktryny. Powinny one doprowadzić ich do odrzucenia jakiejkolwiek formy współpracy z partią komunistyczną. Zamiast tego hiszpańscy anarchiści postanowili zostać kolejnym dowodem potwierdzającym trafność teorii Bakunina – współuczestniczyli w rządach innych partii, kolejne tworzyli we własnym imieniu i w każdym z tych przypadków działali co najmniej tak samo opresyjnie, jak inne klasy rządzące na przestrzeni historii. Właśnie z tego powodu określam hiszpańskich anarchistów mianem „anarcho-etatystów”.[164] Byli oni zadeklarowanymi zwolennikami obalenia państwa, którzy nagle stwierdzili, iż tak długo jak to oni są u władzy, państwo wcale nie jest takie złe.

 

C. Teoria i praktyka

 

Hiszpańscy anarchiści z hasłami ludzkiej wolności na ustach domagali się obalenia wszelkiej władzy państwa, jednak jak tylko stali się dostatecznie silni, dołączyli do rządów i tworzyli własne nie mniej opresyjne niż wcześniejsze. Jak dowodziłem w poprzednim punkcie bezpośrednim powodem takiego obrotu spraw był fakt, iż ich poglądy na wolność, kapitalizm i socjalizm były całkowicie błędne. Był jednak jeszcze jeden, znacznie głębszy powód – hiszpańscy anarchiści jeśli w ogóle oddawali się rozważaniom teoretycznym, to robili to w sposób dogmatyczny i emocjonalny. W większości przypadków uznawali swoje pokrętne teorie za oczywiste i zamiast je rozwijać i rewidować skupiali się na „aktywizmie”.

Najwyraźniej nie zdawali oni sobie sprawy, iż rozwijanie jasnych i rygorystycznych teorii jest najważniejszą formą „aktywizmu” jaką mogą podjąć krytycy status quo. Nie ma sensu korzystać z okazji i inicjować zmian, jeśli brak jest racjonalnych podstaw ku temu, by wierzyć, iż przyczynią się one do poprawy sytuacji. Historia zna wiele przykładów omamionych błędnymi ideami zelotów, którzy rzucili się by zmieniać rzeczywistość, pokonali swych wrogów, po czym uczynili świat jeszcze gorszym. Doświadczenia radzieckiego komunizmu powinny być stale obecne w umysłach hiszpańskich anarchistów; mogli oni również sięgnąć pamięcią do historii hiszpańskiego podboju Ameryki Łacińskiej, czy wielu innych podobnych zdarzeń. Historycy zazwyczaj określają tego rodzaju zwycięzców „błędnymi idealistami”, jednak znacznie trafniejszym wydaje się być nazwanie ich „świadomie omamionymi mordercami” – „mordercami” albowiem zabili wielu niewinnych ludzi; „omamionymi” albowiem byli przekonani, iż posiedli prawdę pomimo tego, iż nie zadali sobie trudu, by zastanowić się nad fundamentalnymi kwestiami filozofii i polityki; „świadomie” albowiem oni sami zdecydowali, iż nie będą poświęcali swego czasu na przemyślenie tych kwestii.

Przeważająca większość historycznych źródeł dowodzi, iż hiszpańscy anarchiści nie poświęcili zbyt wiele czasu na rozważania czysto-teoretyczne. Fraser cytuje w tym względzie słowa jednego z dysydenckich członków CNT Sebastia Clary, „jak podkreślał, <<trzeba pamiętać, iż poziom rewolucyjnej kultury był bardzo niski. Bojówkarze w najlepszym przypadku przeczytali jedną dwie broszury i być może Zdobycie chleba Kropotkina. Z pewnością nie czytali Marxa, Engelsa, że o Heglu nie wspomnę>>.”[165]

Peirats zaznacza z kolei, iż z powodu wysokiego analfabetyzmu, większość rolników nie była w stanie przeczytać nawet najprostszych tekstów. Zamiast tego uczęszczali oni na wykłady „wędrownych mówców, czasem wywodzących się ze wsi, którzy podróżowali po terenach wiejskich i wygłaszali prostym językiem wykłady dotyczące łatwo zrozumiałych tematów. Efektywność tego rodzaju propagandy nie powinna budzić wątpliwości, wszak fakt, iż ktoś jest niepiśmienny nie oznacza, że jest on brutalem, zaś brak wykształcenia nie przekreśla możliwości posiadania całkowicie sprawnego intelektu”.[166] Całkiem możliwe, ale „posiadanie całkowicie sprawnego intelektu” nie przynosi żadnych korzyści jeśli się go nie używa. Mówcy z CNT nie prezentowali w czasie swych wystąpień wielu różnych poglądów, zamiast tego wykorzystywali oni brak świadomości rolników co do istnienia innych punktów widzenia, mając nadzieję na pozyskanie ich dla swych celów, utrzymując ich jednocześnie w stanie ignorancji.

W wywiadzie udzielonym Fraserowi, Royo [jeden z dowódców oddziałów wojskowych CNT] przyznaje, iż tak on, jak i wielu innych bojowników CNT, nie poświęciło zbyt wiele czasu nad zastanowieniem się nad tym co tak naprawdę chcą osiągnąć. „Próbowaliśmy wprowadzić w życie idee wolnościowego komunizmu, o którym – o czym przykro mówić – tak naprawdę żaden z nas nie wiedział zbyt wiele”.[167] (Dlaczego zatem ci jawni ignoranci tak ochoczo narzucali swoje nieprzemyślane idee innym ludziom?) Abad de Santillan, kolejny z członków CNT cytowany przez Frasera, potwierdza fakt braku skłonności hiszpańskich anarchistów do rozważań teoretycznych. „<<[W rezolucji dotyczącej życia w wolnościowym komunizmie, przyp. BC] zostało powiedziane dużo o rodzinie, występkach, nudyzmie i wielu innych kwestiach, a trudno było doszukać się w niej jakichś uwag na temat pracy, zatrudnienia, organizacji produkcji>>. Właśnie w takiej sytuacji [intelektualnej] znajdowała się CNT, gdy dwa miesiące później przyszło jej wprowadzać nowy rewolucyjny porządek ekonomiczny w Katalonii”.[168]

Teoria była tak słabo rozwinięta, iż wielu anarchistów zaczęło ją uznawać nie za cenny przewodnik aktywizmu lecz zbytek. Bolloten przytacza w tym kontekście następującą wypowiedz Miguela Gonzaleza Inestala  (członka jednej z komisji FAI), „w wolnościowym obozie każdy bojownik miał jakieś skrupuły do przezwyciężenia, przekonania do przyswojenia i – dlaczego tego nie przyznać? – iluzje do pogrzebania”.[169] Podobny sens ma przytaczana przez Peiratsa wypowiedź sekretarza generalnego CNT z października 1938 r., „musimy porzucić nasz bagaż filozoficzny, który stał się przeszkodą w ewentualnym objęciu władzy.”[170] Pragnienie objęcia władzy jest oczywiste i nie wymaga żadnego uzasadnienia, w końcu na co komu jasne idee na temat tego jak powinno się postępować, skoro ma się władzę?

Trudno jest sensownie rozwiązać dylematy moralne kiedy trzeba szybko podjąć decyzję. Właśnie dlatego jest niezwykle ważne, by analizować hipotetyczne scenariusze zawczasu, kiedy jeszcze jest czas by nad nimi myśleć. Hiszpańscy anarchiści byli zbyt leniwi intelektualnie by podjąć tego rodzaju wysiłek, zaś swe błędne wybory zrzucili na brak szczęścia. Pytania które powinni oni sobie zadać były proste, okazały się jednak mięć brzemienne implikacje. Kilka przykładów – Co powinniśmy zrobić jeśli pojawi się możliwość wstąpienia do rządu?  Jak powinniśmy się zachować jeśli kontrolowane przez pracowników firmy będą funkcjonowały tak samo jak kapitalistyczne? Gdzie leżą granice tego, co możemy zrobić ludziom, którzy się z nami nie zgadzają?  Czym, jeśli w ogóle Rada Ekonomiczna różni się od państwa? Co mielibyśmy zrobić jeśli część pracowników nie zechce do niej przystąpić? Co zrobić z tymi rolnikami, którzy odmawiają wstąpienia do kolektywu?

Także przed wojną domową istniał cały szereg pytań wartych zainteresowania anarchistów. Jeśli teoria zawłaszczania wartości dodatkowej jest słuszna dlaczego płace wzrosły powyżej poziomu minimum egzystencji? Jakie konsekwencje dla bezrobotnych robotników niesie za sobą ekonomiczny sabotaż i wandalizm? Jaki jest wpływ wyższych płac związkowych na sytuację bezrobotnych? W jaki sposób na zagraniczne inwestycje wpływa skrajnie roszczeniowa postawa pracowników i jaki wpływ mają owe inwestycje na poziom ich życia?

Nie ulega wątpliwość, iż ciągłe zastanawianie się nad tego rodzaju pytaniami znudziłoby wielu anarchistycznych aktywistów. Szczególnie odrzucałaby ich zapewne konieczność narzucenia sobie intelektualnej dyscypliny. Chcąc jednak dotrzeć ze swoimi ideami do osób trzecich wypadałoby stworzyć argumentację, która będzie w stanie przekonać nieprzekonanych. Wypadałoby się również zapoznać z najlepszymi reprezentacjami poglądów osób wyznających odmienne idee. Wreszcie wypadałoby sobie uświadomić, iż im z większą pasją podchodzi się do jakiegoś zagadnienia – np. tego, że pracodawcy jako tacy są złem wcielonym i traktują pracowników niesprawiedliwie – tym bardziej istotnym jest, by odsunąć na bok emocje i na chłodno przemyśleć całą sprawę. Zamiast tego anarchiści wybrali łatwiejszą ścieżkę, którą przed nimi podążało tak wiele innych historycznych ruchów: najpierw krwawa rewolucja, a problemami będziemy się zajmować jak zaczną narastać. Jak to ujął Lenin, „celem powstania jest przejęcie władzy, jak już ją będziemy mieli zastanowimy się co możemy z nią zrobić”.[171]

Zważywszy na fakt, iż w przeszłości to podejście przyniosło jedynie pasmo nieprzerwanych porażek, można by było oczekiwać, iż hiszpańscy anarchiści będą postępowali odmiennie. Zamiast głosić puste słowa o wierności ideałom „wolności”, powinni wskazać konkretnie co znaczy ich zdaniem być wolnym i co wolni ludzie mogą, a czego nie mogą robić. Powinni przetestować klarowność i poprawność swych idei za pomocą eksperymentów myślowych, w których prawidłowa odpowiedź nie jest z góry oczywista. Powinni szukać wszelkich argumentów, które mogłyby poważnie zachwiać ich paradygmatem. Zwycięstwo jest bezużyteczne jeśli osiągnięto je dla realizacji błędnych idei.

 

5. Winsoki

 

W każdej wojnie historycy szukają bohaterów. Rzadko kiedy przyjmują oni, iż w danym konflikcie nie było tak naprawdę jakichkolwiek bohaterów i wszystkie strony walczyły o ustanowienie tyranii. Tak, np. wielu historyków rosyjskiej wojny domowej zdaje się wyróżniać in plus mienszewików i to nawet pomimo tego, iż dokładna analiza wykazuje, iż różnice między nimi a bolszewikami były w zasadzie niewielkie.[172] Podobnie historycy hiszpańskiej wojny domowej, którzy słusznie uznają faszystów i komunistów za totalitarystów, próbują często przedstawiać anarchistów jako bohaterów tego konfliktu. W rzeczywistości hiszpańscy anarchiści byli jedynie trzecią frakcją totalitarystów.

Klasyczni europejscy anarchiści zasługują na uznanie z uwagi na fakty, iż słusznie przewidzieli, że państwowy socjalizm będzie po prostu nową formą opresji. W tym względzie rację przyznało im także wielu inteligentnych idealistów takich jak George Orwell, którzy dostrzegając horror państwowego socjalizmu pozostają sceptycznie nastawieni wobec moralności i efektywności wolnorynkowej gospodarki. Inteligencja i uczciwość intelektualna nakazuje im jednak zgłębiać wszelkie raporty o alternatywach dla obu tych systemów społecznych.

Jeśli zadadzą oni sobie trud zgłębienia historii anarchizmu w czasie hiszpańskiej wojny domowej, bardzo się rozczarują. Doświadczenia hiszpańskich anarchistów wcale nie ujawniają nam istnienia jakiejś „trzeciej drogi”, wręcz przeciwnie – potwierdzają one ponad wszelką wątpliwość, iż państwowy socjalizm i wolnorynkowy anarchizm są dwoma teoretycznymi biegunami, pomiędzy którymi leżą wszystkie systemy społeczne. Tego wyboru nie da się uniknąć. Jedyną alternatywą jest ponowne przyjrzenie się tym krańcowym biegunom i zastanowienie się, czy jeden z nich nie został odrzucony zbyt pochopnie.[173] Jak stwierdził XIX-wieczny belgijski ekonomista Gustave de Molinari, „w rzeczywistości mamy wybór między dwoma stanami: albo produkcja komunistyczna jest lepsza od wolnej produkcji, albo nie. Jeśli tak, musiałoby być tak dla wszystkich rzeczy, nie tylko dla bezpieczeństwa. Jeśli nie, postęp wymaga zastąpienia jej przez wolną produkcję. Całkowity komunizm lub całkowita wolność: oto alternatywa!”[174]

 

„Nie mogę się zgodzić na Twoją doktrynę, iż powinniśmy sądzić Papieża i Króla inaczej niż innych ludzi, korzystnie domniemywając, iż nie wyrządzili oni niczego złego. Jeśli w tej kwestii istnieje jakieś domniemanie, to jest on skierowane przeciwko dzierżącym władzę i jego ciężar zwiększa się wraz z tym jak wzrasta ich potęga. (…) Władza ma zwyczaj korumpować, zaś władza absolutna korumpuje absolutnie. Wielcy ludzie są niemal zawsze złymi ludźmi (…)”

Lord Acton, List do biskupa Creightona

 

tłum., redakcja i posłowie (patrz niżej) WG

 

[1] Zob., S. G. Payne, The Franco Regime: 1946-1975, Madison, WI: University of Wisconsin Press, 1987, passim.

[2] Zob. B. Bolloten, The Spanish Civil War: Revolution and Counterrevolution, Chapel Hill, NC: University of North Carolina Press, 1991, passim.

[3] R. Fraser, Blood of Spain: An Oral History of the Spanish Civil War, NY: Pantheon Books, 1986, passim.

[4] Bolloten, op. cit., passim.

[5] N. Chomsky, „Objectivity and Liberal Scholarship,” in American Power and the New Mandarins (NY: Pantheon Books, 1969), zwł. s.79- 124. Wspomniana pochwała znajduje się w przypisie na stronie 140,”This book [Bolloten’s The Grand Camouflage], by a UP correspondent in Spain during the Civil War, contains a great deal of important documentary evidence bearing on the questions considered here.”

[6] W kwestii przewrotu wojskowego zob. zwłaszcza S. G. Payne, op. cit., s. 34-45 I 87-106. Podczas gdy wielu autorów zajmujących się hiszpańską wojną domową upraszczając problematykę przedstawia ją jako konflikt między “szerokimi rzeszami” opowiadającymi się za “demokracją” i garstką osób wspierających “faszyzm”, w rzeczywistości kwestia ta jest znacznie bardziej złożona, poparcie dla sił nacjonalistycznych i republikańskich kształtowało się mniej więcej na tym samym poziomie. Wyniki ostatnich wyborów przed wojną domową z lutego 1936 roku dają nam pewien obraz faktycznego nastroju opinii publicznej. Jak tłumaczy Payne (op. cit., s. 44-45), “do wyborów z 1936 roku lewica przystąpiła zjednoczona, a nawet z trudnym do oszacowania z poparciem ze strony głosujących anarchistów. Partie prawicowe, skupione wokół CEDA utworzyły własny blok wyborczy. W przeciwieństwie do nich siły centrowe znalazły się w izolacji między lewicą a prawicą (…). W wyborach z 1936 roku 73% hiszpańskiego elektoratu uprawnionego do głosowania oddało swój głos. Według najdokładniejszych dostępnych badań Front Ludowy zyskał poparcie 34.3%, koalicja prawicowa 33.2% a zmarginalizowane centrum 5.4%.”

[7] Bolloten, op. cit., s. 50.

[8] Ibid., s. 53.

[9] H. Thomas, The Spanish Civil War, London: Hamish Hamilton, 1986, s. 273-274. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż wbrew szeroko rozpowszechnionej praktyce określania sił nacjonalistycznych mianem faszystowskich, hiszpańska partia faszystowska Falanga stanowiła jedynie jeden z elementów szerszej koalicji skupiającej konserwatywnych przedstawicieli hiszpańskich sił zbrojnych, Karlistów, monarchistów, katolickich korporacjonistów oraz szeregu innych frakcji. Jak stwierdza Payne (op. cit., s. 62), “aż do wiosny 1936 roku Falanga prawdopodobnie nigdy nie liczyła więcej niż 10 000 członków”. Stąd też powinniśmy mieć na uwadze fakt, iż przemoc wymierzona w “faszystów” w rzeczywistości oznaczała agresję skierowaną przeciwko znacznie szerszemu kręgowi politycznych przeciwników niż się powszechnie przyjmuje.

[10] Thomas, op. cit., s. 275-276.

[11] Bolloten, op. cit., s. 51.

[12] Thomas, op. cit., s. 273.

[13] Fraser, op. cit., s. 132-133.

[14] Obiektywną próbę oszacowania skali morderstw i represji dokonanych w czasie wojny przez siły nacjonalistyczne i republikańskie zawiera praca Payne, op. cit., s. 209-228.

[15] Ibid., s. 211.

[16] Fraser, op. cit., s. 96.

[17] Bolloten, op. cit., s. 59-60.

[18] Ibid., s. 191.

[19] Ibid., s. 192.

[20] Fraser, op. cit., s. 546.

[21] Ibid., s. 547.

[22] Bolloten, op. cit., s. 200.

[23] Ibid., s. 200-201.

[24] Ibid., s. 201.

[25] Ibid., s. 202.

[26] Ibid., s. 207.

[27] Ibid., s. 393.

[28] Ibid., s. 433-434.

[29] Ibid., s. 451-452.

[30] Ibid., s. 495-496.

[31] Ibid., s. 498.

[32] Payne, op. cit., s. 354-355.

[33] Ibid., s. 355 przyp. 34.

[34] Bolloten, op. cit., s. 57.

[35] Ibid., s. 58.

[36] Thomas, op. cit., s.966 i 973.

[37] Fraser, op. cit., s. 210.

[38] Ibid., s. 210-211.

[39] Bolloten, op. cit., s. 224.

[40] Thomas, op. cit., s. 528.

[41] Jose Peirats, op. cit., s.125.

[42] Fraser, op. cit., s. 220.

[43] Ibid., s. 231.

[44] Bolloten, op. cit., s. 499.

[45] Ibid., s. 225.

[46] Ibid., loc. cit.

[47] Thomas, op. cit., s. 784.

[48] Bolloten, op. cit., s. 226-227.

[49] Fraser, op. cit., s. 211.

[50] Ibid., loc. cit., przyp. 1.

[51] Thomas, op. cit., s. 529

[52] Ibid., s. 531.

[53] Bolloten, op. cit., s. 227.

[54] Fraser, op. cit., s. 232.

[55] Ibid., loc. cit.

[56] Bolloten, op. cit., s. 259.

[57] Ibid., loc. cit.

[58] Ibid., s. 261.

[59] Ibid., s. 263.

[60] Ibid., s. 324.

[61] Ibid., s. 325.

[62] Ibid., s. 333.

[63] Ibid., loc. cit.

[64] Ibid., s. 334.

[65] Ibid., s. 335.

[66] Ibid., s. 346.

[67] Na temat przymusowej kolektywizacji dokonanej przez Stalina zob. zwłaszcza R. Conquest, The Harvest of Sorrow: Soviet Collectivization and the Terror- Famine, NY: Oxford University Press, 1986, passim.

[68] Bolloten, op. cit., s. 526.

[69] Fraser, op. cit., s. 349.

[70] Bolloten, op. cit., s. 65-66.

[71] Thomas, op. cit., s. 430.

[72] Bolloten, op. cit., s. 62.

[73] Fraser, op. cit., s. 36-37.

[74] Bolloten, op. cit., s. 74.

[75] Ibid., s. 74-75.

[76] Ibid., s. 75.

[77] Ibid., s. 76.

[78] Fraser, op. cit., s. 349.

[79] Ibid., s. 370-371.

[80] Bolloten, op. cit., s. 74.

[81] Bolloten, op. cit., s. 64-65.

[82] Fraser, op. cit., s. 355.

[83] Bolloten, op. cit., s. 75.

[84] Graham Kelsey, Anarchosyndicalism, Libertarian Communism and the State: The CNT in Zaragoza and Aragon, 1930-1937, Amsterdam: International Institute of Social History 1991, s. 164.

[85] Fraser, op. cit., s. 367.

[86] Ibid., s. 368.

[87] Ibid., s. 368 przyp. 1.

[88] Thomas, op. cit., s. 298.

[89] Bolloten, op. cit., s. 69.

[90] Ibid., s. 68.

[91] Ibid., loc. cit.

[92] Kelsey, op. cit., s. 163.

[93] Ibid., s.167.

[94] Fraser, op. cit., s. 349.

[95] Ibid., loc. cit.

[96] Bolloten, op. cit., s. 491.

[97] Peirats, op. cit., s. 251.

[98] Ibid., s. 252.

[99] Ibid., loc. cit.

[100] Bolloten, op. cit., s. 529.

[101] Peirats, op. cit., s. 258.

[102] Fraser, op. cit., s. 392-393.

[103] Bolloten, op. cit., s. 78.

[104] Odnośnie statystyk ekonomicznych zob. Thomas, op. cit., s. 962-973 oraz Fraser, op. cit., s. 235.

[105] M. Friedman, A. Jacobson Schwartz, A Monetary History of the United States, 1867-1960, Princeton, NJ: Princeton University Press, 1963, passim.

[106] B. Eichengreen, Golden Fetters: The Gold Standard and the Great Depression, 1919-1939, New York: Oxford University Press, 1992, passim.

[107] Więcej na temat hiszpańskiego systemu pieniężnego w W. A. Brown, Jr., The International Gold Standard Reinterpreted, 1914-1934 , New York: National Bureau of Economic Research, 1940, passim oraz G. Tortella, J. Palafox, Banking and Industry in Spain, 1918-1936, [w:] P. Martin-Acena, J. Simpson (eds.), The Economic Development of Spain since 1870 , Aldershot, UK: Edward Elgar Publishing, 1995, s. 490-520.

[108] Bolloten (op. cit., s. 143) stwierdza, iż Hiszpania dysponowała trzecimi na świecie co do wielkości rezerwami złota. Z pracy Eichengreena (op. cit., s. 352-353) wynika wszelako, iż Bolloten się myli, w rzeczywistości w 1936 roku Hiszpania plasowała się w tej kategorii na piątym miejscu na świecie. Kwestia ta jest jednakże o tyle skomplikowana, iż nie dysponujemy informacjami na temat rezerw złota jakimi dysponował ZSRR po 1935 roku, niemniej jednak wydaje się, iż jeśli między 1935 a 1936 roku nie nastąpiły jakieś istotne zmiany, to USA, Francja, Wielka Brytania i ZSRR najprawdopodobniej dysponowały większymi rezerwami złota niż Hiszpania.

[109] Zob. Tortella, Palafox, op. cit., s. 511.

[110] P. Preston, The Spanish Civil War, 1936-1939, London: Weidenfeld and Nicolson 1986, s. 21.

[111] Ibid., loc. cit.

[112] Praca Kelsey’a (op. cit., passim) zawiera szereg informacji na temat rozwoju radykalnego skrzydła CNT i innych form aktywności związkowej w okresie 1931-1936.

[113] Bolloten, op. cit., s. 58.

[114] Ibid., loc. cit.

[115] Ibid., s. 59.

[116] Fraser, op. cit., s. 234.

[117] Ibid., s. 221.

[118] Ibid., s. 229.

[119] There is some evidence that the worker controlled firms showed a slight interest in the unemployed workers, since complete unemployment fell by 10 percent while partial unemployment doubled. Still, considering the depression-level unemployment at the outset of the war, the massive money supply growth, and the presence of conscription, a mere 10 percent fall (not a 10 percentage-point fall) from high pre-war unemployment is truly abysmal performance.

[120] Fraser, op. cit., s. 351.

[121] Ibid., s. 352.

[122] Bolloten, op. cit., s. 524.

[123] Thomas, op. cit., s. 559.

[124] Kelsey, op. cit., s. 171. Przegląd źródeł na które powołuje się wspomniany autor wykazuje, iż wszyscy wspomniani “korespondenci” byli anarchistami publikującymi w anarchistycznych wydawnictwach.

[125] Fraser, op. cit., s. 234.

[126] Peirats, op. cit., s. 252.

[127] Fraser, op. cit., s. 374.

[128] Ibid., s. 375.

[129] Wszelako Thomas (op. cit., s. 299) stwierdza, iż “z uwagi na słabość rządu w Madrycie, Generalidad był w stanie przejąć Bank Hiszpanii praktycznie bez oporu (…), a nawet zyskać kontrolę nad podażą pieniądza. Na gruncie katalońskiego prawa uprawnienia te pozostawały w gestii władz centralnych. Przejęcia dokonano pod pozorem zakusów wysuwanych [wobec mennicy] ze strony FAI”. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych innych materiałów dotyczących republikańskiej polityki pieniężnej w czasie wojny domowej, jeśli jednak powyższa uwaga Thomasa odpowiada rzeczywistości, wówczas w okresie dominacji CNT nad Generalidadem odpowiedzialność za inflację dławiącą hiszpańską ekonomię ponoszą anarchiści.

[130] Fraser, op. cit., s. 231.

[131] Bolloten, op. cit., s. 225.

[132] Thomas, op. cit., s. 527-528.

[133] Fraser, op. cit., s. 228-229.

[134] Ibid., s. 233.

[135] Ibid., loc. cit.

[136] Ibid., s. 236.

[137] Ibid., s. 218.

[138] Ibid., s. 224.

[139] Przytaczam za Ibid., s. 209.

[140] Ibid., s. 349.

[141] Ibid., s. 366.

[142] Thomas, op. cit., s. 561.

[143] Bolloten, op. cit., s. 64.

[144] Ibid., op. cit., s. 67.

[145] Fraser, op. cit., s. 360-361.

[146] Ibid., s. 367 przypis 1.

[147] Peirats, op. cit., s. 152.

[148] Fraser, op. cit., s. 236.

[149] Bolloten, op. cit., s. 568.

[150] Ibid., s. 59.

[151] Ibid., s. 63.

[152] Ibid., s. 73.

[153] Ibid., s. 68-69.

[154] Ibid., s. 770 przypis 28.

[155] Należy przy tym zaznaczyć, iż Noam Chomsky odnosi się ze sporą sympatią do takich przedstawicieli klasycznego liberalizmu jak Adam Smith, czy Wilhelm von Humboldt, dwóch autorów, których lektura przyniosłaby hiszpańskim anarchistom sporo korzyści.

[156] L. von Mises, Liberalism: A Socio-Economic Exposition, Kansas City: Sheed Andrews and McMeel 1978, s. 56-57.

[157] Cytat za B. Caplan, Wszystko co chcesz wiedzieć o anarchizmie a o czym ja nie mam czasu pisać, https://wgogloza.com/wolnosciowa-biblioteka/bryan-caplan-wszystko-co-chcesz-wiedziec-o-anarchizmie-a-o-czym-ja-nie-mam-czasu-pisac/

[158] Bolloten, op. cit., s. 208.

[159] Ibid., s. 209.

[160] Fraser, op. cit., s. 543.

[161] Ibid., s. 544.

[162] Ibid., s. 545. Peirats, op. cit., zwł. s. 289-301, potwierdza fakt zaistnienia głębokiego konfliktu w obrębie ruchu anarchistycznego oraz przekonanie wielu bojowników, iż przystąpienie CNT do rządu centralnego było równoznaczne z porzuceniem pryncypiów.

[163] Bolloten, op. cit., s. 193.

[164] Termin ten zawdzięczam profesorowi Roderickowi Longowi z Wydziału Filozofii University of North Carolina [obecnie Auburn University, przyp. WG].

[165] Fraser, op. cit., s. 547.

[166] Peirats, op. cit., s.137-138.

[167] Fraser, op. cit., s. 351.

[168] Ibid., s. 551.

[169] Bolloten, op. cit., s. 330.

[170] Peirats, op. cit., s. 295.

[171] Przytaczam za B. Wolfe, Three Who Made A Revolution NY: Dell, 1964, s. 4.

[172] Zob. B. Caplan, The Mensheviks’ Critique of Bolshevism and the Bolshevik State, http://econfaculty.gmu.edu/bcaplan/menshev.txt

[173] Rzecz jasna wartościowym zajęciem jest również podjęcie rozważań na temat poglądów politycznych plasujących się pomiędzy tymi biegunami, a także na temat samych biegunów.

[174] G. de Molinari, The Production of Security, NY: The Center for Libertarian Studies 1977, s. 8.

 

Bryan D. Caplan, jeden z najwybitniejszych współczesnych przedstawicieli anarcho-kapitalizmu, jest profesorem ekonomii, wykładowcą George Mason University i autorem kilkudziesięciu artykułów opublikowanych na łamach najbardziej prestiżowych periodyków ekonomicznych, w tym American Economic Review, Economic Journal, Journal of Law and Economics oraz Review of Political Economy. Jego pierwsza książka The Myth of Rational Voter. Why Democracies Choose Bad Policies (Princeton University Press) została uznana za najlepszą publikację polityczną roku 2007 zarówno przez dziennikarzy lewicowego New York Times’a, jak i prawicowego Financial Times. Profesor Caplan jest także aktywnym bloggerem oraz kuratorem wirtualnego muzeum zbrodni komunistycznych. Jego strona domowa znajduje się pod adresem http://bcaplan.com

 

Posłowie od tłumacza –  powyższy esej jest prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjnym tekstem jaki ukazał się na temat hiszpańskiego anarchizmu i jako taki spotkał się z licznymi polemikami ze strony ich współczesnych apologetów. Niewątpliwie najbardziej znaną z tych polemik jest bardzo obszerne opracowanie autorstwa I. McKay’a. Część czytelników znających krytyczny tekst McKay’a może się zastanawiać dlaczego w ogóle publikuję na swojej stronie Anarcho-etatystów skoro zostali oni całkowicie zdyskredytowani przez wspomnianego autora. Cóż, po zapoznaniu się z głównymi źródłami, z których korzysta prof. Caplan, tj. książkami B. Bollotena i H. Thomasa (każda z tych pozycji to ponad 1000 stronicowa cegła) oraz pracą A. Beevora Walka o Hiszpanię (która choć świetnie napisana nie okazała się być w omawianym tu zakresie szczególnie interesująca) i kilkoma pomniejszymi źródłami doszedłem do wniosku, że pomimo nie tyle polemicznego, co jawnie prowokacyjnego charakteru eseju Caplana to właśnie on, a nie jego krytycy, bliższy jest w tej sprawie prawdy. Piszę to ze smutkiem, gdyż tak jak wielu innych anarchistów chciałbym dysponować współczesnym modelem, na który można byłoby się powoływać w dyskusjach na temat rzekomej utopijności anarchizmu. Niestety wiele wskazuje na to, iż hiszpańscy anarchiści wcale nie byli pozytywnymi bohaterami pierwszego starcia dwóch totalitaryzmów. Praktycznie każdy zarzut stawiany im przez Caplana znajduje potwierdzenie w wyżej wymienionych publikacjach (nie bez powodu jego praca zawiera tak wiele cytatów i odwołań do źródeł). Tak, część anarchistycznych bojówkarzy korzystając z rewolucyjnego zamętu dokonywała morderstw, rabunków i całego szeregu innych pospolitych przestępstw (na wielu terenach Hiszpanii popularność partii komunistycznej wynikała z tego, iż wstępowało do niej mnóstwo osób, które w całym swoim życiu nie przeczytały ani jednej strony napisanej przez Marksa, ale miały nadzieję, iż komuniści ochronią ich przed anarchistycznymi bandami). Tak, kolektywizacja wsi często przyjmowała formę przymusową (chłopi z Fartella w celu obrony swojej ziemi zorganizowali wręcz zbrojne powstanie przeciwko CNT). Tak, wielu dowódców anarchistycznych kolumn było znacznie bardziej zainteresowanych zapewnieniem swym oddziałom stałego zaopatrzenia niż wolnością i dobrobytem rolników (Thomas podaje przykład kolektywu, który został powołany głównie po to by kolumna Durrutiego nie miała kłopotów z dostawami, jak tylko należący do niego rolnicy zyskali wsparcie komunistów masowo go opuścili, w konsekwencji z ponad 1500 członków zostało w nim raptem 500). I w końcu tak, tworzony przez anarchistów system gospodarki planowej niczym poza nazwą nie różnił się od państwa.

Można rzecz jasna argumentować, iż źródła, na które powołuje się Caplan i które sprawiły, że zdecydowałem się przetłumaczyć i opublikować jego esej nie są obiektywne i wypaczają rzeczywistość, niemniej jednak jest to o tyle trudne, iż co najmniej jedna z tych pracy – The Spanish Civil War Bollotena – uznawana jest przez samych lewicowych anarchistów za jedną z najlepszych prac na ten temat. Nie tylko N. Chomsky wyraża się o historycznej rzetelności Bollotena pozytywnie, o czym wspomina w swym eseju Caplan wskazując na powody, dla których obrał jego książkę za główne źródło swych analiz; ale także Paul Avrich, sam będący anarchistą i jednym z najwybitniejszych historyków anarchizmu, twierdzi, iż praca ta „jest najlepszym opracowaniem jakie powstało [na temat hiszpańskiej wojny domowej] w jakimkolwiek języku”. Jeśli zatem – jak utrzymuje McKay – Caplan jest wybitnie nieobiektywny, to podobny zarzut (choć z mniejszą siłą, o czym poniżej) należałoby także postawić autorom tak szeroko przywoływanych przez niego publikacji.

Nie oznacza to rzecz jasna, iż Anarcho-etatyści nie są pozbawieni wad. Przede wszystkim w eseju Caplana (w przeciwieństwie do prac Bollotena, Thomasa, Beevora oraz polemiki McKay’a) brakuje tła konfliktu społecznego poprzedzającego wybuch rewolucji. Pomimo formalnego zniesienia feudalizmu w XIX w., Hiszpania pozostawała krajem zacofanym nie tylko pod względem gospodarczym, czy technologicznym co zwłaszcza społecznym. Dla przykładu, broniąc swoich przywilejów przedstawiciele wyższych klas nie przebierali w środkach, na porządku dziennym było przełamywanie strajków robotniczych przez zlecanie najętym pistoleros morderstw liderów związkowych. Często w tego rodzaju „porachunkach” ginęły osoby, które nie dopuściły się jakiejkolwiek przemocy, jak choćby wybitny pedagog i twórca Szkoły Współczesnej Francisco Ferrer zabity w majestacie prawa i przy poklasku Kościoła za rzekome zorganizowanie zamieszek, z którymi w rzeczywistości nie miał absolutnie nic wspólnego. Jeśli weźmiemy powyższe pod uwagę, okaże się, iż cytowana przez Caplana wypowiedź Juano Moreno -„nienawidziliśmy burżuazji, traktowali nas jak zwierzęta. Byli naszymi najgorszymi wrogami. Gdy na nich patrzyliśmy wydawało nam się, że widzimy samego diabła. Oni z pewnością myśleli o nas tak samo.” – jest prawdziwa nie tylko w odniesieniu do poglądów robotników na pracodawców/właścicieli, co i odwrotnie pracodawców/właścicieli na robotników. Trudno się zatem dziwić, że rewolucja przybrała później tak gwałtowny charakter.

Należy też zaznaczyć, iż w kilku kwestiach Caplan rzeczywiście się myli – wbrew temu co sugeruje jego esej morderstwa dokonywane przez anarchistycznych bojówkarzy zostały zdecydowanie potępione na łamach licznych anarchistycznych publikacji, kilku prominentnych członków CNT, którzy popełnili zbrodnie zostało nawet straconych przez anarchistyczne trybunały (warto też w tym miejscu zaznaczyć, iż wielu anarchistów sprzeciwiało się skazaniu na karę śmierci przedwojennego przywódcy Falangi, Jose Antonio); jakkolwiek hiszpańscy anarchiści byli nastawieni zdecydowanie antyreligijnie, ataki skierowane na Kościół Katolicki i jego oficjeli były raczej wyrazem walki z polityczną reakcją, niż wojującego ateizmu (o czym może świadczyć choćby fakt, iż protestanckie kościoły działały na kontrolowanych przez anarchistów terenach bez zakłóceń); wyrażenie przez plenum CNT zgody na przystąpienie przedstawicieli anarchistów do rządu wywołało znacznie większą opozycję w środowisku anarchistycznym niż to Caplan przyznaje, bardzo wielu anarchistów uznawało tą decyzję za zdradę ideałów.

Pomimo powyższych krytycznych uwag po zapoznaniu się z wyżej wymienionymi publikacjami jestem przekonany, iż w swej zasadniczej części esej Caplana jest słuszny – bardzo duża część hiszpańskich anarchistów, zwłaszcza tych najbardziej opiniotwórczych, którzy w największym stopniu zapisali się na kartach historii rzeczywiście sprawia wrażenie etatystów, a niektórzy z nich (jak np. Jose Asens, słynący z okrucieństwa szef sił patrolujących Barcelonę) wręcz totalitarystów. Jestem otwarty na argumentację przeciwną, ale proszę nie wymagać ode mnie bym w oczekiwaniu na nią wstrzymywał oddech. [WG]