Robert A. Wilson „Jest jeden Bob…”

Tego poranka ktoś zapukał do mych drzwi. Kiedy je otworzyłem, ujrzałem zadbaną, ładnie ubraną parę ludzi. Mężczyzna odezwał się pierwszy:

– Cześć! Ja jestem Jan, a to Maria.

Maria: – Cześć! Przyszliśmy by zaprosić cię, byś pocałował z nami tyłek Boba.

Ja: – Przepraszam?! O czym wy mówicie? Kim jest Bob, i dlaczego miałbym chcieć całować jego tyłek?

Jan: – Jeśli pocałujesz Boba w tyłek, da Ci on milion dolarów; a jeśli nie, spierze cię na kwaśne jabłko.

Ja: – Co? Czy to jakieś wariackie rozruchy?

Jan: – Bob jest miliarderem i filantropem. Bob zbudował to miasto. Bob posiada je całe. On może zrobić wszystko co zechce, i chce akurat tobie dać milion dolarów, ale nie może póki nie pocałujesz go w tyłek.

Ja: – To zupełnie bez sensu. Dlaczego…

Maria: – Kim jesteś by podawać w wątpliwość dar Boba? Nie chcesz miliona dolarów? Czy nie są one warte małego pocałunku w tyłek?

Ja: – No cóż, może, jeśli to prawda, ale…

Jan: – A wiec chodź pocałować z nami tyłek Boba.

Ja: – Czy często ją całujecie?

Maria: O tak, cały czas…

Ja: – I dał wam już ten milion dolarów?

Jan: – No cóż, nie, nie można dostać pieniędzy póki nie wyjedzie się z miasta.

Ja: – A więc czemu jeszcze z niego nie wyjechaliście?

Maria: – Nie możesz wyjechać póki Bob ci nie pozwoli, bo inaczej on nie da ci pieniędzy i stłucze na kwaśne jabłko.

Ja: – Czy znacie kogokolwiek kto pocałował Boba w tyłek, wyjechał z miasta i dostał milion dolarów?

Jan: – Moja matka całowała Go w tyłek całe lata. Rok temu wyjechała, i jestem pewien, że dostała pieniądze.

Ja: – Nie rozmawiałeś z nią od tamtej pory?

Jan: – Oczywiście że nie, Bob nie pozwala na to.

Ja: – Dlaczego więc sądzicie, że ktokolwiek dostaje pieniądze, skoro nigdy z nikim takim nie rozmawialiście?

Maria: – No cóż, dostajesz troszkę przed wyjazdem. Może będzie to podwyżka, może wygrasz coś na loterii, może po prostu znajdziesz dwudziestaka na ulicy.
Ja: – A co to ma wspólnego z Bobem?

Jan: – Bob ma pewne znajomości.

Ja: – Przykro mi to mówić, ale pachnie mi to jakimś monstrualnym oszustwem.

Jan: – Ale to przecież milion dolarów, czy możesz przepuścić taką szansę? Poza tym, pamiętaj, że jeśli nie pocałujesz Boba w tyłek, zbije cię na kwaśne jabłko.

Ja: – Może jeśli bym mógł zobaczyć Boba, pogadać z nim, uzyskać więcej bezpośrednich informacji…

Maria: – Nikt nie widział Boba, nikt z nim jeszcze nie rozmawiał.
Ja: – A wiec jak całujecie go w tyłek?

Jan: – Czasem posyłamy po prostu całusa, myśląc o jego tyłku. Czasem całujemy w tyłek Karola, i on przekazuje to dalej.

Ja: – Kim jest Karol?

Maria: – Naszym przyjacielem. To on nauczył nas wszystkiego o całowaniu tyłka Boba. Wszystko co musieliśmy zrobić, to po prostu zaprosić go do nas kilka razy na obiad.

Ja: – I tak po prostu uwierzyliście mu na słowo, kiedy powiedział, że jest Bob, że Bob chce byście pocałowali go w tyłek, i że zostaniecie za to wynagrodzeni?

Jan: – O nie, Karol miał list który Bob wysłał mu wiele lat temu, w którym wszystko zostało wyjaśnione. Tutaj jest jest jego kopia, sam ją zobacz.

Jan podał mi kserokopię ręcznie zapisanej kartki, w której nagłówku stało: „Z notatnika Karola”. Było tam wypisanych jedenaście punktów:

1. Pocałuj Boba w tyłek, a dostaniesz milion dolarów gdy opuścisz miasto.
2. Używaj alkoholu z wstrzemięźliwością.
3. Bij na kwaśne jabłko każdego kto jest inny od ciebie.
4. Zdrowo jadaj.
5. Bob osobiście podyktował ten list.
6. Księżyc jest zrobiony z zielonego sera.
7. Wszystko co Bob powiedział jest prawdą.
8. Myj ręce po skorzystaniu z toalety.
9. Nie pij.
10. Jadaj swe parówki wyłącznie w bułkach, bez żadnych dodatków.
11. Pocałuj Boba w tyłek, bo inaczej zbije cię on na kwaśne jabłko.
Ja: – Ale to wygląda na pisane w notatniku Karola.
Maria: – Bob akurat nie miał papieru.
Ja: – Mam wrażenie, że gdybyśmy sprawdzili, okazałoby się to pismem Karola.
Jan: – Oczywiście, ale to Bob to podyktował.
Ja: – Mówiliście przecież, że nikt Boba nie widział?
Maria: – Teraz nie, ale wiele lat temu przemawiał on do niektórych ludzi.

Ja: – Mówiliście, że jest on filantropem. Co za filantrop bije ludzi na kwaśne jabłko tylko za to, że są inni?

Maria: – Tego chce Bob, a ma on zawsze rację.
Ja: – Skąd to wiecie?

Maria: – Punkt 7 mówi, że ‚Wszystko co Bob powiedział jest prawdą’. To mi wystarczy!

Ja: – Może wasz przyjaciel Karol po prostu zmyślił to wszystko?

Jan: – Nie ma mowy! Punkt 5 mówi ‚Bob osobiście podyktował ten list’. Poza tym, punkt 2 mówi ‚Używaj alkoholu z wstrzemięźliwością’, punkt 4 ‚Zdrowo jadaj’, i punkt 8 ‚Myj ręce po skorzystaniu z toalety’. Każdy wie, że te stwierdzenia są prawdziwe, a więc i reszta taka musi być.

Ja: – Ale punkt 9 stwierdza ‚Nie pij’, co nie pasuje zbytnio do punktu 2. Punkt 6 zaś mówi ‚Księżyc jest zrobiony z zielonego sera’, a to jest totalna bzdura.

Jan: – Nie ma sprzeczności między punktem 9 i 2. Dziewiąty po prostu uściśla drugi. A co do szóstego, to przecież nigdy nie byłeś na Księżycu, a więc nie możesz wiedzieć na pewno.

Ja: – Naukowcy udowodnili przecież, że księżyc jest zrobiony ze skał…

Maria: – Ale nie wiedzą czy przybyły one z Ziemi, czy z głębi kosmosu, więc równie dobrze może to być zielony ser.

Ja: – Naprawdę nie jestem tu ekspertem, ale wydawało mi się, że teoria, iż Księżyc powstał z fragmentów Ziemi została obalona. Poza tym, niewiedza skąd skała przybyła nie czyni jej jeszcze zielonym serem.

Jan: – Aha! Właśnie przyznałeś, że naukowcy często się mylą, lecz my wiemy, że Bob zawsze ma rację!

Ja: – My wiemy?
Maria: – Oczywiście, że tak, Punkt 5 przecież tak mówi.

Ja: – Mówicie, że Bob zawsze ma rację ponieważ tak mówi list, a list jest prawdziwy ponieważ Bob go podyktował, ponieważ tak mówi list. To okrężna logika, w niczym nie różniąca się od stwierdzenia: ‚Bob ma rację, ponieważ powiedział, że ma rację’.

Jan: – Wreszcie zaczynasz rozumieć! To takie radosne widzieć kogoś przybliżającego się do myśli Boba.

Ja: – Ale… ech, nieważne. A co z parówkami?

Maria się zarumieniła, Jan mi zaś odpowiedział: – Parówki, w bułkach, bez dodatków. To po myśli Boba. Każdy inny sposób jest zły.

Ja: – A co jeśli nie mam bułki?
Jan: – Nie ma bułki, nie ma parówki. Parówka bez bułki jest zła!
Ja: – Bez przypraw? Bez musztardy?

Maria zamarła porażona. Jan krzyknął: – Jak ci nie wstyd używać takich słów! Wszelkie dodatki są złe!

Ja: – A więc wielki stos kiszonej kapusty z kawałeczkami parówek jest nie do przyjęcia?

Maria zatkała sobie uszy palcami, mrucząc: – Nie słyszę tego, la la la, la la, la la la…

Jan: – To obrzydliwe. Tylko jakiś potworny zboczeniec mógłby to jeść…
Ja: – To dobre! Ja jem to bardzo często.

Maria zemdlała. Jan zdążył ją pochwycić i wysyczał: – Gdybym wiedział, że jesteś jednym z nich, nie marnowałbym na ciebie swego czasu. Kiedy Bob zbije cię na kwaśne jabłko, ja tam będę liczył swe pieniądze i głośno się śmiał. Na razie jednak pocałuję Boba w tyłek za ciebie, ty bezbułkowy, parówkoprofanujący pożeraczu kapusty!

Mówiąc to, pociągnął Marię do samochodu i odjechał.